Magia Franka Sinatry w Teatrze Szekspirowskim
2 min readMłodzieńcza energia Michała Kuczyńskiego i wspaniała orkiestra Jan Konop Big Band – tak przebiegały 100. urodziny Franka Sinatry, wczoraj (12.12) w Teatrze Szekspirowskim.
Bilety na to wydarzenie zostały wyprzedane co do jednego. Mnóstwo ludzi, głównie w wieku od 40 lat wzwyż (ale nie tylko) przybyło do Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Okazja była znakomita – Jan Konop Big Band wraz z wokalistą Michałem Kuczyńskim zaprezentowali utwory fantastycznego Franka Sinatry.
Zabrzmiały trzy teatralne dzwonki, zgasły światła i można było zaczynać show. Po krótkim wstępie, rozpoczęto setlistę lekkim, ale bardzo znanym „Come Fly With Me”. Chwilę potem kolejne dwa wielkie utwory Sinatry – „Night & Day” i „I’ve Got You Under My Skin”. Zaprezentowano również mniej znane piosenki jak „Love Is Here To Stay” czy „Where Or When”.
Jan Konop Big Band zagrał również utwory innych wykonawców. Pojawiły się między innymi „Sweet Georgia Brown”czy „Teddy The Toad”. Wtedy wokalista znikał ze sceny, pozostawiając orkiestrze pole do popisu.
Atmosfera koncertu była naprawdę przyjemna. Dyrygent Jan Konop i Michał Kuczyński co chwilę rozbawiali publiczność i wprowadzali dużo luzu. Orkiestra zagrała znakomicie, jednak trzeba też pochwalić głos. Michał, choć bardzo młody i z delikatniejszym niż Sinatra głosem, doskonale oddał głębie śpiewu tej legendy jazzu. Dodał też coś od siebie –dużo młodzieńczej energii i niesamowitej swobody. Klimatu dopełniały kontury Sinatry wyświetlane na wielkim tle. Było kilka wzorów i każdy był ciekawy.
Co chwilę rozbrzmiewały oklaski. Publiczność była zachwycona. Elegancji dodawało też miejsce – Teatr Szekspirowski okazał się bardzo dobrym miejscem na tego rodzaju koncert. Szkoda tylko, że nie było parkietu do tańca. Aż się prosiło, by rzucić się w wir przy tych jazzowych dźwiękach.
Finałem były dwa utwory – „My Way”, a potem musicalowe „New York, New York”. Wykonawcy pozostawili jednak publiczność w lirycznym nastroju. Ostatnim utworem okazał się być „Ever Homeward”, mówiący o emigrantach. Sinatra śpiewa fragment tej piosenki w języku polskim.
Jednak przygaszony koniec absolutnie nie zepsuł wrażenia, jakie zrobił koncert. Co prawda, mógł być dłuższy (trwał niewiele ponad 1,5 godziny), ale i tak wystarczyło, by poczuć absolutnie fantastyczną magię Franka Sinatry!
fot. Marta Krzemińska