Futbolowy poniedziałek powraca
6 min readŚwiat stanął na głowie. Zarówno ten codzienny, oglądany zza szyb autobusów, samochodów czy ekranów telewizorów, jak i ten futbolowy. Czy to początek pewnych głębszych zmian czy tylko chwilowa destabilizacja ustalonego porządku – czas pokaże. Jednak kto jeszcze kilka miesięcy temu przewidywał, że na czele ligowych rozgrywek znajdzie się Piast Gliwice lub Leicester City, a Barcelona bez najmniejszego wysiłku rozgromi Real?
Rafał: No właśnie. Leicester City liderem Premier League. Chyba tylko zatwardziali fanatycy tej drużyny przed obecnym sezonem mieli tyle odwagi i wyobraźni by wystukać na klawiaturze powyższą frazę. Patrząc wstecz żadne racjonalne przesłanki nie stały po stronie „Lisów”. W poprzednich rozgrywkach rzutem na taśmę obronili się przed spadkiem w czym ewidentny udział miał Marcin Wasilewski, występujący na środku obrony w podstawowym składzie. Następnie zatrudnienie trenera Claudio Ranieriego. Włoch był pierwszym beneficjentem petrodolarów Romana Abramowicza w Chelsea, ale szybko zastąpił go Jose Mourinho. W swoim CV może pochwalić się także prowadzeniem takich ekip jak Juventus, Roma czy Valencia. Jednak zawsze uznawany był za trenera co najwyżej dobrego, który przede wszystkim „nie przeszkadza” drużynie, niż twórcę, architekta sukcesu. Ranieri przed objęciem sterów w Leicester został zwolniony z posady selekcjonera reprezentacji Grecji po blamażu na własnym boisku z drużyną z Wysp Owczych 0:1. Tak więc zarząd oraz kibice przed rozgrywkami oczekiwali co najwyżej spokojnego miejsca w środku tabeli niż równorzędnej walki z najlepszymi o najwyższe cele. A tu jeszcze jeden raz piłka nożna pokazuje nam swój urok oraz nieprzewidywalność czyli to, za co ją tak cenimy.
Z pozostałych informacji dotyczących Premier League wartym odnotowania jest fakt, iż Arsenal powrócił na swoje ulubione czwarte miejsce co powoduje niepokój wśród sympatyków tego zespołu, ponieważ przed The Gunners, jak pokazuje historia występów w poprzednich kilku sezonach, najtrudniejszy okres w rozgrywkach.
Natomiast „niebieska” część Londynu odetchnęła z ulgą, ponieważ Chelsea po trzech porażkach z rządu odniosła skromne zwycięstwo z Norwich 1:0. Informacja o tym, iż nowy zespół Jurgena Kloppa – Liverpool rozgromił mistrza z City of Manchaster Stadium 1:4 nie stanowi wielkiego zaskoczenia. Rozchwytywany niemiecki szkoleniowiec potrafi z anonimowych indywidualności stworzyć drużynę, której obawiają się najwięksi więc i tym razem wyszedł zwycięsko z ligowego pojedynku. Z deszczowych angielskich boisk przenieśmy się do słonecznej Hiszpanii, ponieważ tam mieliśmy do czynienia z wyjątkowym pogromem w wyjątkowym spotkaniu.
Zuzanna: W Hiszpanii weekend upłynął pod znakiem El Clasico, w którym Barcelona skutecznie udowodniła, że bez większego udziału Leo Messiego na boisku wciąż pozostaje Dumą Katalonii. Co innego powiedzieć może Rafa Benitez, jego sytuacja na stanowisku trenera jest już chyba przesądzona. Po dramatycznej porażce 0:4 plotkuje się, że Hiszpan odejdzie z Realu, a jego miejsce zajmie Zinedine Zidane… Królewscy dobrze rozpoczęli spotkanie, ale po dziesięciu minutach do głosu doszli Katalończycy z Neymarem na czele. Goście prezentowali zarówno słynną na całym świecie tiki-takę, jak również długie zagrania do napastników. Z żadnym rozwiązaniem nie mieli większego problemu, o czym świadczy wynik 0:2 po pierwszej połowie. Zawodnicy z Madrytu próbowali coś osiągnąć po przerwie, jednak bez większego efektu. Marcelo trafił w boczną siatkę, a strzał Jamesa obronił Bravo. Nie pomógł nawet Ronaldo, uderzając w idealnej dla siebie sytuacji prosto w barcelońskiego bramkarza. Tymczasem Barcelona podwyższała swoje prowadzenie, a w czwartej bramce pomógł nawet powracający po kontuzji Messi. Frustracja Królewskich sięgnęła apogeum pod koniec dziewięćdziesięciu minut, o czym świadczy czerwona kartka dla Isco.
W tabeli Katalończycy wyprzedzają Real sześcioma punktami.
Rafał: Z polskiego punktu widzenia istotne są także występy drużyny z Sevilli. Ekipa grzegorza Krychowiaka nie potrafi w tym sezonie ustabilizować formy, co przekłada się na ich pozycję w lidze czy Champions League. W mijający weekend ponieśli porażkę z Realem Sociedad, jedną ze słabszych drużyn, by jeszcze dwa tygodnie temu uporać się z Królewskimi. Widać, że nie odpowiada im rola faworyta. A co wydarzyło się w lidze naszych zachodnich sąsiadów słynących z porządku i dobrej organizacji? Czy i tam kibice byli świadkami jakiejś niespodzianki?
Zuzanna: Tak, pechowo 13. kolejkę Bundesligi rozpoczęła Borussia Dortmund, która na wyjeździe przegrała z Hamburger SV 1:3. Jedyną, honorową bramkę dla przyjezdnych zdobył Pierre-Emerick Aubameyang, ale uczynił to dopiero w… 87. minucie, kiedy Dortmundczycy przegrywali już 0:3. Łukasz Piszczek pojawił się na murawie na początku drugiej połowy. Trzeba też wspomnieć o kontrowersyjnej decyzji sędziego przy pierwszym golu gospodarzy. Podyktowany rzut karny z pewnością był zasługą dobrej gry aktorskiej Ivo Iličevica. Borussia Dortmund z 29 punktami plasuje się na drugim miejscu w tabeli. Liderem wciąż pozostaje Bayern Monachium. W spotkaniu z Schalke podopieczni Guardioli odnieśli dwunaste zwycięstwo w lidze. Do bramki gospodarzy trafiali kolejno Alaba, Martinez i Mueller. Robert Lewandowski tym razem nie wpisał się na listę strzelców, dzięki czemu Pierre-Emerick Aubameyang wyprzedził go w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców ligi.
Rafał: Niepokoi sytuacja Łukasza Piszczka. U trenera Tuchela niepodważalną pozycję na prawej obronie ma Ginter, który odpłaca się za zaufanie masą asyst. Polak wchodzi na boisko zazwyczaj z ławki lub jako tzw. “zapchajdziura”. Źle to wygląda z perspektywy selekcjonera Nawałki. Wydaje się, że podobną rolę odgrywałby Błaszczykowski, jednak ten przeniósł się do włoskiej Fiorentiny. Ta w obecnych rozgrywkach prezentuje się nad wyraz dobrze, plasując się w tym momencie na trzeciej pozycji w tabeli. Jeszcze do niedawna liderowali stawce, jednakże po remisie z Empoli, w którym występuje Piotr Zieliński, utracili pierwsze miejsce na rzecz Napoli. Drużyna z Neapolu wyraźnie odżyła po odejściu Rafy Beniteza. W ich grze widać więcej swobody, polotu przy jednoczesnym zachowaniu dyscypliny taktycznej. A jak wyglądała ich gra jeszcze w poprzednim sezonie? Cóż, wystarczy zerknąć na Real Madryt.
Oderwijmy sie teraz od El Clasico, Włoch czy Anglii i powróćmy na rodzime boiska, ponieważ tutaj również działy sie rzeczy ważne. Otwarto stadion w Niecieczy i od razu rozegrano na nim hit kolejki. Pamiętacie starotestamentową walkę Dawida z Goliatem. Tu mieliśmy pojedynek dwóch Dawidów. Piasta Gliwice i gospodarza z 750 osobowej Niecieczy.
Zuzanna: Czy w piątek w Niecieczy odbył się mecz na wagę hitu sezonu? Na tę odpowiedź będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, ale spotkanie Termalici z Piastem Gliwice na pewno będzie kandydatem do tego tytułu. Z pewnością był to jednak najbardziej szalony mecz w ostatnim czasie, a potwierdzeniem tego niech będzie chociażby wynik 3:5 dla lidera Ekstraklasy. Bramkowa kanonada rozpoczęła się już w 6. minucie, gdy gola zdobył Kornel Osyra. Od tego czasu na murawie toczyła się prawdziwa piłkarska bitwa, wręcz nie spotykana w polskich rozgrywkach. Termalica wyrównała po dwudziestu minutach, Dawid Sołdecki uderzył praktycznie pod samą poprzeczką. Ledwo opadła euforia po pierwszej bramce, a kibice gospodarzy cieszyli się już z kolejnej. Tomasz Formańczyk odebrał piłkę Gliwiczanom i pokonał ich bramkarza z kilkunastu metrów. W sumie od 25. do 30. minuty spotkania padły aż cztery gole, goście prowadzili 3:2. Przerwa nic nie zmieniła w formie gry obu zespołów, ciekawa walka trwała nadal. Termalica popełniła jednak kilka błędów, czego efektem była czwarta bramka Piasta w wykonaniu Martina Nespora. Beniaminkowi jednak nie przyszło nawet do głowy poddanie się i zaatakowali jeszcze mocniej. Szansę mieli w 57. minucie, gdy podyktowano dla nich rzut karny, ostatecznie jednak zmarnowany przez Kędziorę. Napastnik zrehabilitował się chwilę później, gdy dośrodkował idealnie do Tomasza Foszmańczyka, a ten uderzył bez zająknięcia do bramki rywali. Koniec końców Niecieczanom nie udało się wygrać na inaugurację nowego stadionu, ostateczny cios zadał im w 81. minucie Tomasz Mokwa, wchodzący na murawę z ławki rezerwowych. Tym samym Gliwiczanie umacniają się na prowadzeniu z 39 punktami na koncie.
Rafał: W Warszawie miejscowa Legia grała ze Śląskiem Wrocław. Wynik skromny, ale mecz zapamiętany zostanie z innych powodów.
Zuzanna: Warszawiacy wygrali na Łazienkowskiej ze Śląskiem 1:0. Jedynego gola na wagę zwycięstwa strzelił w 73. minucie Aleksandar Prijović. Szwajcar pojawił się na boisku zaledwie trzy minuty przed zdobyciem bramki. Zdecydowanie ciekawej niż na boisku było na „Żylecie”, gdzie największa grupa kibiców Legii „Nieznani Sprawcy” obchodziła dziesięciolecie swojej działalności. Zdjęcia pięciu efektownych mozaik obiegły już cały świat.
Rafał: Do zobaczenia następnym razem!
Rafał Radtke i Zuzanna Sitek