Chemia: Oswajanie śmierci
3 min readDziwny, szalony, a jednocześnie przerysowany i irytujący. To pierwsze opinie, które przychodzą do głowy po obejrzeniu filmu Bartosza Prokopowicza. Znany z polskich filmów i seriali operator debiutuje w roli reżysera obrazem opartym na historii swojej żony, Magdaleny, zmarłej w 2012 roku na raka piersi. I robi to w sposób nietuzinkowy…
Lena (Agnieszka Żulewska), pełna energii i koloru młoda kobieta, która właśnie rzuciła pracę, spotyka na swojej drodze Benka (Tomasz Schuchardt). Mężczyzna to jej całkowite przeciwieństwo – cały czas myśli o śmierci, a jeden z pokoi swojego mieszkania przekształcił w miejsce popełnienia samobójstwa. Między parą rodzi się głębokie uczucie, szybki romans zamienia się w wielką miłość. Wkrótce wychodzi na jaw, że Lena zmaga się z nowotworem, w dodatku zachodzi w ciążę.
Bartosz Prokopowicz nie chciał robić filmu biograficznego. I „Chemia” do tego gatunku z pewnością nie należy. Bo nie jest to historia o umieraniu, ale o życiu. Być może dlatego właśnie wywołuje wśród polskich widzów skrajne opinie i emocje. Reżyser nie pokazał bowiem w swoim filmie patosu śmierci, który my – Polacy, tak bardzo uwielbiamy. Mało tego, pokusił się o elementy surrealistyczne, dodał do tego nieoczekiwaną muzykę, a chora główna bohaterka ośmiela się nawet nie raz zażartować ze swojego stanu zdrowia. Nie mówiąc już o tym, że jej mąż w pewnym momencie okazuje słabość i w ich małżeństwie dochodzi do kryzysu. To wystarczyło, by „Chemia” zebrała u nas jak najgorsze recenzje, a za granicą… została nazwana brawurową i zgarnęła kilka nagród.
Nie było jeszcze w polskim kinie takiego filmu o chorobie i o śmierci. Scenariusz napisała Katarzyna Skarnowska, odpowiedzialna za innowacyjną koncepcję, niespotykane dialogi i specyficzny język głównej bohaterki. Zdjęcia stworzył brat reżysera, Jeremi Prokopowicz, współpracujący m.in. z Romanem Polańskim przy „Wenus w futrze” i „Autorze widmo”. To między innymi dzięki niemu „Chemia” przypomina sto czterominutowy teledysk nagrywany w nierealnej Warszawie, nad którą unosi się woń magii. Niecodzienności dodają graficzne wstawki pokazujące, jak rak wyniszcza ciało chorej oraz pojawienie się na ekranie śpiewającej Natali Grosiak, wokalistki „Micromusic”, której powierzono w opiekę sferę muzyczną filmu.
Na pochwały zasługuje również obsada. Świetnie w swojej pierwszej dużej roli filmowej zaprezentowała się Agnieszka Żulewska. Poza dobrą, momentami przejmującą, grą aktorską, docenić należy także poświęcenie dla fizycznej zmiany wizerunku. Do roli Leny aktorka musiała sporo schudnąć oraz ściąć włosy, do czego faktycznie doszło na planie filmu. W zupełnie innej dla siebie odsłonie pokazał się Tomasz Schuchardt. Głównej parze w tle towarzyszą jak zwykle wspaniała Danuta Stenka, w roli Doktor Sowy i Eryk Lubos jako Panda. Przez ekran przewijają się jeszcze inne znane w polskim kinie nazwiska, jak na przykład Adam Woronowicz czy Mirosław Baka.
Niektórzy wyjdą z seansu poruszeni, inni – zirytowani. Nie zmienia to jednak faktu, że „Chemia” to nowość na rynku filmowym w państwie, gdzie z chorobą i ze śmiercią trzeba się obnosić i nadawać im formy świętości. Czy stanie się wzorem dla filmów o takiej tematyce? Pewnie nie. Ale przynajmniej przez chwilę odetchnęliśmy od tej pompatyczności…