Miłość wymaga poświęceń – Najdłuższa podróż
3 min readOna jest grzeczną studentką, on – kowbojem z rodeo. Choć wcale do siebie nie pasują, zakochują się w sobie i muszą zmierzyć się z przeciwnościami losu. A to wszystko w ciągu bardzo długich stu dwudziestu dziewięciu minut.
Sophia Danko (Britt Robertson) studiuje historię sztuki na uniwersytecie w Północnej Karolinie. Wraz z koleżanką wybiera się na popularne w rejonie rodeo, gdzie poznaje Luke’a Collinsa (Scott Eastwood), zawodowego ujeżdżacza byków. Mimo że dziewczyna za dwa miesiące wyjeżdża na praktykę do Nowego Jorku, zgadza się na spotkanie z przystojnym kowbojem. Podczas wspólnego powrotu natykają się na samochód, który uległ wypadkowi. Ratują rannego staruszka (Alan Alda), który opowiada im historię swojego życia. Historię bardzo podobną do tej, którą przeżywają Sophia i Luke.
Trudno spodziewać się arcydzieła po ekranizacji powieści Nicolasa Sparksa, ale kultowy wręcz „Pamiętnik” spowodował, że od filmów kręconych na podstawie książek tego autora spodziewamy się więcej. Niestety, w przypadku „Najdłuższej podróży” mamy do czynienia z przydługawą historią i słabą grą głównych aktorów. Bo Scott Eastwood po ojcu odziedziczył tylko urodę (ku uciesze wielu pań). Ale zapewne, jak to bywa po zagraniu w tego typu obrazach, syn Clinta będzie na pewno nowym idolem amerykańskich nastolatek i wystąpi w kilku rolach przystojniaków bajerujących swoim uśmiechem. Podobnie jak Gosling, Tatum czy Hemsworth. Natomiast Britt Robertson w roli słodkiej blondynki jest bardzo przekonywująca. To chyba nie jest jednak komplement… W rywalizacji dwojga par na prowadzenie wysuwa się duet Jack Huston – Oona Chaplin (tak, wnuczka TEGO Chaplina). Ale i tak nagrodę główną zgarnia Alan Alda, którego rola ogranicza się co prawda tylko do krótkiego wprowadzenia wspomnień, ale i tak to wystarcza, by zbierał laury.
Trzeba jednak stwierdzić, że po obejrzeniu „Najdłuższej podróży” wszyscy będziemy chcieli jechać do Karoliny Północnej, bo ukazanie jej w filmie jest naprawdę świetne. I po jakimś czasie widz zastanawia się, czy to faktycznie Stany Zjednoczone, czy może jakaś inna Nibylandia. Może David Tattersall, autor zdjęć, inspirował się bajkami Disneya? Na brawa zasługują także ujęcia rodeo. Co wrażliwsi mogą się krzywić, ale sceny ujeżdżania byków są bardzo emocjonujące i trochę ciarki po plecach przechodzą.
To pierwsza tego typu produkcja w reżyserii George’a Tillmana Jr. i wydaje się, że nie jest to zbyt udany debiut. Znany do tej pory z filmów akcji, często opowiadających losy czarnoskórych, zaskoczył, tworząc kino dla nastolatek i pań po pięćdziesiątce, które chcą sobie przypomnieć czasy młodości. Jednego można być pewnym: niezgarnie za tę adaptację nagród, ale co zarobi, to zarobi… Może właśnie o to chodzi?
W każdym amerykańskim romansidle zawsze musi być morał. Jaki płynie z „Najdłuższej podróży”? Miłość wymaga poświęceń. Jakbyśmy tego nie wiedzieli z autopsji… Na pewno poświęceń wymaga obejrzenie filmu Tillamana Jr. I, tak samo jak z miłością, lepiej żyć w błogiej nieświadomości niż dowiadywać się o tym osobiście.