Pierwsza liga kabaretu – Hrabi i Jurki w klubie Atlantic
3 min read„Aktorem w płot” – taki tytuł nosi najnowszy wspólny program kabaretów Hrabi i Jurki. Komicy przyciągnęli 25 maja do gdyńskiego Atlanticu tłumy i sprawili, że cały klub raz po raz zanosił się gromkim śmiechem. Widzowie na własne uszy i oczy przekonali się, jak trudne i niesamowicie śmieszne potrafi być aktorstwo.
Poniedziałkowy wieczór był prawdziwą ucztą dla fanów Hrabi i Jurków i najlepszym sposobem na naładowanie się pozytywną energią na cały tydzień. Trudno wręcz było wyjść bez uśmiechu na ustach po takiej dawce dowcipu, żywiołowych skeczy i osiągających szczyty absurdu sytuacji.
Wszystkie sceny były mniej lub bardziej powiązane z aktorstwem i to w każdej możliwej odsłonie. Mało tego, wszyscy byli ucharakteryzowani na znanych aktorów, którzy, jak twierdzili kabareciarze, mieli ich odegrać. I tak na scenie pojawili się m.in. Humphrey Bogart, Charlie Chaplin, Woody Allen, Marylin Monroe i Brigitte Bardot.
Był więc i monodram w wykonaniu Joanny Kołaczkowskiej okraszony niekontrolowanym demolowaniem scenografii, i dramatyczna reklama, którą brawurowo zaprezentował Tomasz Majer, i przejmująca piosenka samotnego mężczyzny (Wojtka Kamińskiego) z zawodowym chórkiem i choreografią. W przeplatających się kabaretowych składach pierwsze skrzypce grali właśnie Aśka Kołaczkowska i Wojtek Kamiński w próbach nauki filmowego pocałunku. Scena niemal wprost wyjęta z brazylijskiej telenoweli powracała co raz pomiędzy skeczami, ale jej finał był za każdym razem skutecznie uniemożliwiany przez pozostałą obsadę.
Profesjonalne aktorstwo przeplatało się więc z życiowym i tak publiczność mogła obejrzeć tak dobrze znane sceny, jak wymuszanie zwolnienia u lekarza czy rozpaczliwe próby uniknięcia mandatu (w roli zdesperowanego kierowcy o ponadprzeciętnej ekspresji ujął publikę Kamiński) albo powrót niewiernego, zdezorientowanego męża (Przemysław „Sasza” Żejmo) w ślicznych, różowych kapciach czy zmagania Marylki z odchudzaniem. Swoich sił na scenie mogli spróbować także wybrani panowie z widowni, biorąc udział a to w castingu do reklamy, a to wcielając się w dowódcę mongolskiej hordy w filmie reżyserowanym przez niezmordowanego Dariusza Kamysa.
Nie będzie niczym zaskakującym, że wśród całej obsady błyszczały „rodzynki”, czyli Joanna Kołaczkowska i Agnieszka „Marylka” Litwin-Sobańska, szczególnie cukierkową, ale i pełną jadu piosenką o przyjaciółkach-aktorkach. Występ zakończył prawdziwy musical i choć mocno nisko budżetowy, to wyjątkowo przypadł do gustu widzom, a było w nim wszystko: zakazana miłość, tajemnica, happy end i… urocze świnki.
Rozbawiona publiczność nie dała tak szybko odejść aktorom i wyprosiła kilkukrotny bis. Do historii przejdzie z pewnością piosenka kabaretowych pierwszych dam – w tym wydaniu Karolki i Bożenki, kobiet-zakapiorów, nawiązująca do filmiku niegdysiejszej wytwórni A-Yoy o tym samym tytule. Wytrwali mogli jeszcze zobaczyć prześmieszną rozprawę rozwodową aktorów porno (w końcu jak obśmiewać wszystkie rodzaje aktorstwa, to wszystkie). Na koniec natomiast publika dostała najlepszy prezent – kultową już piosenkę Hrabi „Andrzeju”, ale w wykonaniu Marylki z Jurków.
Nie można się oprzeć wrażeniu, że im dłużej oba kabarety im dłużej są na scenie, w tym lepszej są formie. Prześcigają się w dowcipach, nie stronią od improwizacji i dzielą się dobrym humorem ze wszystkimi wokół. Najlepszym tego dowodem był niemal dwu i pół godzinny występ w Atlanticu. Widać było, że zarówno widzom, jak i aktorom trudno było się rozstać. Jeśli was tam nie było, macie czego żałować. Ale jest i na to rozwiązanie – Hrabi i Jurki grają w tym samym miejscu dziś (26 maja) jeszcze raz. A jeśli byliście – dlaczego nie obejrzeć programu ponownie? W końcu oba kabarety to absolutnie pierwsza liga!
fot. Magda Drozdek