Spowiedź kochanki: Sypiam z żonatym mężczyzną
10 min readKochanki. Różnią je pobudki skłaniające do wejścia w romans – łączy panująca o nich opinia. Czy ofiarą może czuć się nie tylko zdradzona kobieta, ale i kochanka? Czy winnym jest tylko ten, kto zdradza? Co do powiedzenia mają studentki, które są kochankami żonatych mężczyzn?
Zaspokojona hipokrytka
Marta ma 25 lat i studiuje na Akademii Sztuk Pięknych. Jest filigranowego wzrostu, nosi luźny dres, a zza jej burzy loków wygląda wesołe spojrzenie. Uwielbia Gombrowicza, malarstwo surrealistyczne i muzykę klasyczną. W związku jest od sześciu lat. Romansuje od dwóch. Na pytanie czy pamięta to, jak zaczęła się jej „przygody życia” ze śmiechem wyznaje, że to jej as w rękawie, którym usprawiedliwia się zawsze, kiedy umawia się z nowym partnerem. As, którym rządził przypadek. Kilkanaście miesięcy temu na jednej z głównych ulic Gdańska zobaczyła billboard reklamujący kontrowersyjny portal społecznościowy. Weszła na niego z ciekawości – wcześniej zupełnie nie interesowały ją „skoki w bok”. – Mówią, że Facebook działa jak narkotyk? Sprawdź, co zrobi z tobą Victoria Milian. Portal silniejszy od ciebie, bo wygrywa z Twoim rozsądkiem, moralnością, zasadami – mówi Marta, żywa reklama strony internetowej, która według jej twórców poświęcona jest wyzwaniom w kontaktach międzyludzkich. Portal obiecuje „spełnienie swoich potrzeb, spróbowanie nowych, nawet zboczonych doznań, zastąpienie rutyny spontanicznością”. Jest też ,,pierwszym krokiem do emocjonalnego i seksualnego spełnienia”. Mówiąc wprost, na Victoria Milan, osoby w związkach szukają kochanków do niewinnego flirtu lub namiętnego romansu. Podekscytowana Marta dodaje, że gdzieś na stronie przytoczone są wyniki badań, które potwierdzają, że istnieje genetyczna mutacja zwiększająca skłonność do niewierności. Podobno mechanizm zdrady jest zbliżony do tego, który odpowiedzialny jest za alkoholizm, problemy z hazardem czy nawet zamiłowanie do horrorów. Marta, jak twierdzi, bardzo kocha swojego chłopaka, ale jej zdaniem swoboda to wielka rzecz. Przez jej przeciwieństwo – rutynę – poczuła się stłamszona, dlatego zaczęła szukać równowagi między statusem quo, a niezależnością. Nie potrafi zrezygnować z tego co zbudowali, ale czuje, że czegoś im brakuje. Dlatego bez skrupułów rekompensuje to sobie na boku, z kimś, kto również tego potrzebuje. Marta nie chce przyznać się z iloma mężami już spała. – Nie liczę. Po prostu dobrze się bawię. Rozwijam, pobudzam wyobraźnię, karmię zmysły, poszerzam horyzonty – wylicza dziewczyna. – Dzięki VM zwiedziłam już pół Europy – zaznacza. Nie boi się z niego korzystać, bo jak tłumaczy, strona dostarcza swoim użytkownikom szeregu porad, które mają im zagwarantować anonimowość oraz bezpieczeństwo w podejmowanych kontaktach. Służyć temu mają opcje, takie jak odebranie ostrości zdjęciom, funkcja autowylogowywania się czy alarmu, który szybko przekieruje użytkownika na neutralną stronę. Zasada jest prosta: kochanek ma wiedzieć jak najmniej o twoim życiu osobistym i zawodowym. Sama chętnie zaczyna opowiadać o mężczyznach, których tam poznaje. A ci są najróżniejsi. Młodzi, dojrzali, szczęśliwi i zawiedzeni. Tandetni nudziarze i intrygujący od pierwszej wiadomości intelektualiści. Poeci, erotomani, zapatrzeni w siebie chłopcy. Wachlarz jest szeroki, wszystko zależy od tego czego się szuka. Marta szuka, ale jednocześnie uważa, że każdy żonaty mężczyzna decydujący się na romans, zwłaszcza z młodszą kobietą, jest nieudacznikiem albo manipulatorem. Mimo tego regularnie wchodzi z nimi w kolejne romanse, bo te pozwalają jej na nowo obudzić „dziką część siebie” i ,,spontaniczność, która tkwi w każdym z nas, a wygasa gdzieś przy bliskości stałego partnera”. – Kim są zatem młode kobiety, będące w związku i umawiające się na seks z żonatymi mężczyznami? – pytam. Marta patrzy na mnie przenikliwie, głośno wypuszcza powietrze i odpowiada: zaspokojonymi hipokrytkami.
Emocjonalna bankrutka
Julia ma 22 lata i jest studentką Uniwersytetu Gdańskiego. Nosi długie blond włosy i liczy 175 cm wzrostu. Lubi ubierać się kobieco i podkreślać swoje kuszące kształty. Dużo czyta, a w wolnym czasie realizuje się na wolontariatach. Marek niedawno skończył 30 lat, od trzech jest „szczęśliwie” żonaty. „Wenus”, bo tak nazywał Julię, poznał ponad sześć lat temu. – Był moją platoniczną miłością, ale zbyt wiele okoliczności było przeciwko nam. Najpierw było za wcześnie, by dać nam szansę, później już za późno – zaczyna Julia. On darzył ją sympatią, miał do niej jakąś trudną do opisania słabość. Kumplowali się, z czasem Marek zaczął wychodzić z inicjatywą, a ona walczyła, żeby mu nie ulec. Na pytanie co nią kierowało, kiedy decydowała się wejść w ten układ, uśmiecha się i odwraca głowę. – Rozpaczliwa potrzeba bliskości i możliwości bezwarunkowego zaufania – mówi i po chwili dodaje, że dopiero kilka dni temu w pełni dotarło do niej, że polegała na kimś, kto odwoził ją do domu i wracał do małżeńskiego łoża. Wieczorami myślała o jego żonie, dla której był fundamentem szczęścia, z bólem dochodząc do wniosków, że dla niej stał się podwalinami ruin życia. Mimo tego zaciekle go broni i powtarza, że nigdy jej nie oszukał, nie mamił. Często przecież słyszała, że „ jeśli szuka wsparcia, to źle trafiła”. Nie rozumie tylko dlaczego nieadekwatnie do tych słów zawsze był blisko. – Może chciał mnie zahartować – głośno się zastanawia i wyznaje, że czasami dopytywała go o inne. Bolało, ale do pewnego momentu uodparniało ją, pozwoliło trzymać się na dystans. Marek lubił żartować, że nie dupą szukał kochanki, bo nie wyobrażał sobie pójścia do łóżka z kimś, z kim nie miałby później o czym rozmawiać. Był to typowy układ 2+1, czyli schemat prosty tylko na początku, a stopniowo zmieniający się w stąpanie po grząskim gruncie. – Układ tragiczny, bo wiedziałam, że nawet jeśli w jakimś stopniu zależy mu na mnie, nie zdobędzie się na odwagę i nie przeprowadzi życiowej rewolucji, bo jest mu zbyt wygodnie. W domu posprzątane, a mnie przecież ma na zawołanie – mówi Julia. Na pytanie dlaczego Marek się ożenił, skoro mu na niej zależało, zaczyna nerwowo bawić się słomką i wyciąga chusteczki, by wytrzeć łzy. „Naiwna dziewczyna”, bo tak o sobie mówi Julka, dopytywała kochanka, czy kocha żonę. Marek pytał wtedy kpiąco czym jest miłość, bo dla niego to zwykła abstrakcja. Irytował się, że dla Julii wszystko jest czarne albo białe i nie ma nic pomiędzy. Ślub? Zgodził się, bo… bo jakoś tak wyszło. Bo wiek już był właściwy, bo wypadało, bo rodzina, bo wspólny kredyt, bo sam nie wie dlaczego. Dla niego ten romans był kompensacją braków w małżeństwie. Nie żadnym „fuck friends”, raczej znajomością z korzyściami – bliskością, rozmowami, zaspokajaniem potrzeb fizycznych i duchowych. Dla niej to była chwila szczęścia. Złudnego szczęścia, ale jednak szczęścia. A potem już tylko codzienne, pełne upokorzenia oczekiwanie w nadziei na wiadomość. Znoszenie fochów, robienie czegoś wbrew sobie, bo kochanka stawiać się nie może. – Nie mogłam się złościć, pytać gdzie, kiedy i czy w ogóle. Bycie kochanką to bankructwo etyczne, moralne i przede wszystkim emocjonalne – wylicza. W jego oczach była oazą cierpliwości, pocieszenia, zrozumienia, zapomnienia, wreszcie pożądania. W swoich jest kłębkiem nerwów, niespełnionych pragnień, oczekiwań i poczucia żalu. Dziś twierdzi, że wplątała się w romans, bo pokochała niedowartościowanego dupka, który przez moment chciał się poczuć macho. Tchórza, który nie ma już odwagi szczerze porozmawiać i twierdzi, że nie warto przegadywać oczywistego. Aktualnie Marek unika kontaktu z Julią, argumentując, że robi to dla jej dobra, że nie chce jej skrzywdzić. – Zabawne, zna mnie tyle lat i nie zauważył, że robił to od początku – mówi dziewczyna. – Tygodnie płaczu i chlania wódki, doprowadziły do tego, że musiałam zapisać się do terapeuty. Zostaliśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Aż przyjaciółmi. Tkwię w błędnym kole. Nie poznam kogoś, póki nie zapomnę o nim. Nie zapomnę o nim, dopóki kogoś nie poznam.
Seks z hajsem w tle
Martyna ma 22 lata i studiuje w Akademii Marynarki Wojennej. Ma płomiennie rude włosy, ale najlepiej czuje się w wygodnych, niezwracających na siebie uwagi ubraniach. Często nerwowo spogląda na boki, chcąc się upewnić, że nikt jej nie obserwuje. Sypia z żonatym od prawie dwóch lat. – Wiem co sądziłaby o mnie połowa znajomych, gdyby dowiedziała się co robię – zaczyna. Boi się, że ludzie odkryją jej sekret. Zgodziła się porozmawiać pod warunkiem, że spotkamy się same w miejscu przez nią wyznaczonym. Przyjechała do Gdańska z małej miejscowości. Zaczęła studia, podjęła prace, musiała utrzymać siebie i wysyłać pieniądze matce, z którą została jeszcze trójka rodzeństwa. Łapała się wszelkich prac dorywczych, nie spała, zarywała naukę. Szybko zrozumiała, że „nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka”. Nie chciała rzucać studiów albo przestać pomagać rodzinie. – Nie myśl, że chcę usprawiedliwiać to, co robię, ale kiedy o tym myślę… naprawdę nie miałam innego wyjścia – wyjaśnia. Karol, jej kochanek to znany w trójmiejskim środowisku lekarz. Charyzmatyczny, ciepły, otwarty, inteligentny. 53 lata, nieco starsza żona, dwójka dzieci. Potrzebował kogoś, „kto pomoże mu zapomnieć o bolączkach życia codziennego”. Jego ogłoszenie znalazła na stronie internetowej. Umówili się, porozmawiali. Zanim poszli do łóżka, znali się kilka tygodni. Najpierw spotykali się w kinie, teatrze, przy winie. Karol chciał rozmowy, oderwania od stresującej rzeczywistości, problemów w domu. Ale od początku nie krył do czego zmierza znajomość. – Dla mnie układ był prosty: jestem seks-zabawką, utrzymanką . Chociaż on zabrania mi tak o sobie myśleć – mówi. Przywykła do obecnej sytuacji, chociaż na początku czuła się jak prostytutka. Nie jest jej z tą świadomością dobrze, ale myśl, że dzięki jego opiece zda studia i pomoże bliskim, przekonuje ją, że wejście w tę relację było odpowiednią decyzją. – Czasami myślę o jego żonie. – mówi. – Powoli starzejącej się kobiecie, która przed kominkiem czyta książkę, kiedy Karol zasypia przy moim boku. Co myśli? Co czuje? Czy wie? Nie przeszkadza jej to? Tak bardzo go kocha? A może… może też jest jego utrzymanką, tylko taką po ślubie?
Kolekcjonerka obrączek
Kruczoczarne, starannie upięte włosy, wysokie obcasy, elegancki kostium i pewne siebie spojrzenie, to jej cechy rozpoznawcze. Kasia ma 24 lata i z sukcesami studiuje na Politechnice Gdańskiej. Interesuje się fotografią, modą i podróżami. Na koncie ma 27. mężów. Oczywiście nie swoich. – To jest jak rodzaj gry – mówi Kasia. – Taki trochę hazard, ale uzależnia szybciej i mocniej. Nie zrozumiesz, póki nie spróbujesz. Desperackie pożądanie? Nimfomania? Sport? Zabawa? Hobby? Chyba to ostatnie – dodaje. Bez skrepowania wyznaje, że niektórych pasjonuje kolekcjonowanie znaczków czy antyków – ją zaś orgazmów. Koniecznie z cudzymi mężami.
Zaangażowała się w dwa poważne związki, które skończyły się zdradą. Wydarzenia te sprawiły, że „przestała wierzyć w symbiozę dusz i zaczęła szukać symbiozy ciał”. Za przepustkę do spełnienia tego celu uważa swoją urodę, którą nauczyła się wszechstronnie wykorzystywać. Co daje jej szczęście i przynosi satysfakcję na co dzień? – Jak na kochankę przystało, będę wulgarna. Zależy mi tylko na dobrym pieprzeniu – odpowiada z uśmiechem. Poglądem najbliższym jej sercu pozostaje hedonizm, ponieważ przyjemność i rozkosz są czynnikami, których potrzebuje, aby normalnie funkcjonować. Co z jej moralnością? Uważa, że w tej sferze panuje u niej mały chaos. Czasami czuje się jak niewolnik tego co robi, chociaż w kwestii romansowania nie jest nowicjuszką. Próbując nakłonić ją do głębszych zwierzeń, dopytuję o pierwszy seks z żonatym mężczyzną. „Zaobrączkowanych” dzieli na dwie kategorie. Do pierwszej zalicza tych, którzy nie ukrywają, że od dawna są po przysiędze. Do drugiej należą ci, którzy o tym, że w domu czeka wierna żona z obiadem mówią, gdy za dużo wypiją albo w ogóle. Początków swojego hobby dopatruje się dwa lata wstecz, kiedy to po mocno zakrapianej imprezie skończyła w łóżku z poznanym przy barze mężczyzną. Dopiero nad ranem zorientowała się, że jest żonaty. – Dziwne uczucie, ale też łechtające ego. Ustawiony, zajęty facet wybrał mnie. Stracił głowę w kilka minut – wspomina Kaśka. Jej zdaniem nie ma reguły na to, ile trwa romans. Czasami kończy się po jednej nocy, bardziej ekscytujące trwają do kilku tygodni. Taka zmienność nie pozwala jej myśleć o wejściu w związek, stałym partnerze. Nie chce się w to bawić. No i chce być fair. Za taką się uważa. Jest w porządku zarówno wobec siebie, jak i wobec dobieranych partnerów, którym mówi wprost o swoich oczekiwaniach. O ich żonach nie myśli, bo nie ma z nimi nic wspólnego. Kiedy przypominam, że owszem ma – męża, z tym, że do niej należy tylko przez kilka godzin lub minut, uśmiecha się kpiąco i dodaje, że nie ona ślubowała wierność i nie ona szepcze „kocham cię” myśląc skąd skołować sobie następną dwudziestkę. – Nie przeszkadza Ci, że jesteś kolejną dwudziestką? – pytam. – Usiłujesz mi powiedzieć, że jestem dziwką? – kończy i wzburzona wychodzi z pubu.
*Imiona zostały zmienione