W to mi graj, czyli przegląd filmów muzycznych
5 min readJazz, rock, hip-hop – filmów muzycznych w kinowym dorobku jest mnóstwo. Po wielkim sukcesie „Whiplash” przypominamy te subiektywnie najciekawsze filmy z muzyką w roli głównej.
Whiplash
„Rewelacyjny”, „Elektryzujący”, „Intensywny do bólu”– między innymi takimi określeniami został obsypany tuż po premierze „Whiplash.” I nic w tym dziwnego. Film gra na emocjach widza od początku do samego końca. Droga młodego perkusisty Andrew Neymana (Miles Teller) to prawdziwa droga przez mękę – mordercze próby i ekstremalnie wymagający nauczyciel Terrence Fletcher (w tej roli znakomity J.K. Simmons) doprowadzają go do granic możliwości. A film ogląda się z zapartym tchem tak, jakby wszystko przeżywało się na własnej skórze. Kolejnym atutem filmu jest przepiękna ścieżka dźwiękowa – jazzowe standardy chce się słuchać jeszcze długo po seansie. Można śmiało wysnuć teorię, że to najlepszy film muzyczny ostatnich lat.
Sugarman
Film z pod znaku wielkich niespodzianek. Kto zatrzymał się na przeczytaniu opisu filmu na pierwszym lepszym portalu, prawdopodobnie minął się ze swoim nowym ulubionym filmem. Historia Sixto Rodrigueza to nic innego jak anomalia, błąd w matrixie. Muzyk szwęda się po klubach Detroit, udaje mu się nagrać dwie płyty, ale szybko zapada się pod ziemię. Za to w RPA staje się żywą legendą, znakiem czasów, muzykiem, którego teksty idealnie wpisują się w panującą sytuacje polityczną. W Afryce jest bohaterem. Dziennikarz Craig Bartholomew-Strydom rozpoczyna poszukiwania muzyka. Plotki głoszą, że ten podpalił się lub strzelił sobie w głowę po nieudanym koncercie. „Sugarman” wyciśnie łzy z niejednego twardziela. Dokument wypełniony jest niesamowitą muzyką Rodrigueza, która zostaje jeszcze na długo po seansie.
20 000 Days On Earth
Niezwykle intrygujący, choć zupełnie inny niż wszystkie w tym zestawieniu, jest film „20 000 dni na ziemi”. Zrealizowany na pograniczu dokumentu i filmu fabularnego. Przez jeden dzień widz towarzyszy Nickowi Cave’owi. To on jest narratorem, zaprasza do swojego domu, samochodu, studia nagraniowego, na backstage przed koncertem, a nawet na sesję z terapeutą. Snuje opowieść przeplataną wspomnieniami i wytworami jego wyobraźni. Film jest bardzo przyjemny dla ucha i oka, z jednej strony pokazuje kulisy pracy artysty, z drugiej jest intymny, ale odkrywa jedynie część życia prywatnego. Tak samo jak Cave – jednocześnie zachowuje dystans, z drugiej jest magnetyczny. Jeden dzień z Nickiem Cavem to jak jeden dzień w krainie czarów.
The Doors
Do szalonych lat 60. i 70. przenosi obraz Olivera Stone’a, „The Doors”. I choć teoretycznie film jest o zespole, to większość uwagi skupia się na Królu Jaszczurze, Jimie Morrisonie. W jego rolę wciela się Val Kilmer i, co ciekawe, sam śpiewa partie wokalne Jimbo. I tak jak on – jest charyzmatyczny, elektryzujący i nieprzewidywalny. Film był krytykowany za odbieganie od rzeczywistości, ale trzeba mieć na uwadze, że to film fabularny, a nie dokument. Niemniej, jest przejmującą historią jednego z najbardziej charyzmatycznych rockowych wokalistów na świecie i elektryzującą ilustracją czasów dzieci kwiatów, gdzie „sex, drugs & rock’n’roll” nie było tylko sloganem. Psychodeliczny klimat i niesamowita muzyka The Doors – czego chcieć więcej?
The Runaways: Prawdziwa historia
„Hello, daddy. Hello, mom. I’m your ch ch ch ch… cherry bomb!” – śpiewa Joan Jett w pierwszym i czołowym numerze zespołu The Runaways. Połowa lat 70., pięć dziewczyn i rock’n’roll – mieszanka wybuchowa. Dziewczyny decydują się założyć zespół, szybko odkrywa je producent Kim Fowley. Ubiera je w wymyślne, skórzane ciuchy i rzuca w wir alkoholu i narkotyków. W filmie nie brakuje numerów The Runaways – zwieńczonych nieśmiertelnym coverem „I love rock and roll”. Choć muzyka wypełnia obraz po brzegi, to znajduje się miejsce na świetne aktorstwo. Joan Jett gra uwielbiana przez Internet Kristen Stewart, a Cherri Currie – Dakota Fanning. To prawdopodobnie jeden z nielicznych filmów, w których niezbyt bogata mimika Stewart jest atutem.
Walk The Line
Biografią, która równie przyprawia o ciarki jest film „Walk the line”, opowiadający historię Johnego Casha. Zagrał go Joaqiun Phoenix i, co warto podkreślić, do tej roli wybrał go sam Cash. To nie jest opowieść z kategorii lekkich, łatwy i przyjemnych, a jednak robi niesamowite wrażenie. Mimo, iż główny bohater jest świetnym muzykiem, to trudno mieć do niego bezgraniczną sympatię. Nie dość, że nie ma łatwego życia, to rozdarty między dwoma miłościami rani obie i unieszczęśliwia wszystkich. To prawdziwa historia o tym, że piękna muzyka powstaje w cierpieniu. „Walk the line,” zdobywca 3 Złotych Globów wzrusza i zachwyca. I właśnie dlatego warto go obejrzeć.
8 mila
Jest klimatycznie, jest rock – czas na dawkę rapu z Detroit. Będziemy tendencyjne, ale w zestawieniu muzycznych filmów, nie może zabraknąć Eminema. Tytułowa 8 mila to ulica, rozdzielająca społeczność białych i czarnych. Bieda siedzi w każdym kącie, a dzieciaki łażą po klubach w poszukiwaniu taniej rozrywki. Ciężkie życie ma też w końcu „B-Rabbit”. Ucieczką od nędzy stają się pojedynki raperów. Początki nigdy nie są łatwe – ale finał historii wszyscy znamy. Jeśli jest wśród was ktoś, kto jeszcze nie wie czemu raper wciąż znęca się muzycznie nad swoją matką i jakie były początki kariery jednego z najbardziej rozpoznawalnych muzyków na świecie – oglądajcie. Uwaga: w polskiej wersji dubbingu (sic!) straszy Borys Szyc.
Notorious
„8 mila” przetarła ścieżkę innym filmom biograficznym o raperach. Na tej fali powstał między innymi nasz kolejny niezapomniany kandydat. Christopher Wallace wychowuje się w biednej części Brooklynu, dorabia handlując narkotykami, po godzinach wymyśla rymy. Talent chłopaka odkrywają kumple i wkrótce Wallace trafia do studia Seana Combsa i przyjmuje ksywę Biggie Smalls. Kariera się rozkręca, a kolejne dziewczyny muzyka zachodzą w ciąże. Na powodzenie nie może narzekać, także na muzyczne sukcesy. Wkrótce staje się najbardziej znanym muzykiem na Wschodnim Wybrzeżu – Zachodnie niepodzielnie należy do Tupaca. Wojna hip-hopowa zbiera wreszcie swoje żniwo po obu stronach. Jamal Woolard, wcielający się w postać Notoriousa, sam zaśpiewał wszystkie kawałki użyte w filmie. Posłuchacie m.in. „Hypnotize”, „Big poppa”, nie zabraknie też „Juicy”. Klimat gwarantowany!