„Muzyka instrumentalna ma moc i gra nam wszystkim w sercach” – wywiad z Besides
11 min readBesides na dniach kończą jesienną trasę koncertową. Przy okazji piątkowego (28 listopada) występu w sopockim klubie Sfinks700 udało nam się porozmawiać z zespołem o kulisach jego zwycięstwa w Must Be The Music i szansach na rozwój post-rocka w Polsce. Podsumowaliśmy także kończący się 2014 rok.
Na wstępie jeszcze raz gratuluję wam zwycięstwa w 8. edycji programu Must Be The Music. Macie już plan, co zrobić z tymi stoma tysiącami?
Paweł Kazimierczak: Chcemy zainwestować w sprzęt i odłożyć trochę na przyszłą, miejmy nadzieję, trasę zagraniczną.
Piotr Świąder-Kruszyński: Mamy też w planach w jakiś sposób pocieszyć nasze żony, bo ostatnio często nie było nas w domu.
Muzyczne programy typu talent-show otwierają się na zespoły, ale post-rockowe kapele wciąż są w nich rzadkością. Wy przetarliście szlaki innym młodym instrumentalnym grupom i pokazaliście, że można wygrać tego typu program bez udziału wokalisty. Jaka była zatem wasza recepta na sukces w Must Be The Music?
Piotr Świąder-Kruszyński: Od pierwszego castingu aż do występu w finale byliśmy sobą. Muzyka, która wypływa z nas jest prawdziwa, a to jest chyba najważniejsze. Cieszymy się, że widzowie to dostrzegli.
Paweł Kazimierczak: Ja natomiast uważam, że nie było żadnej recepty na sukces. W programie zaprezentowaliśmy materiał, którego gra sprawia nam naprawdę dużo przyjemności. Jak się później okazało, przyjemność z jej odbioru mają także nasi słuchacze. To, że ludzie otworzyli się na taką muzykę być może przekona inne zespoły post-rockowe do wzięcia udziału w Must Be The Music. Wiele kapel tego nurtu pewnie myśli sobie, że nie warto, bo to niszowa muzyka i nikt tego nie kupi. Początkowo myśleliśmy podobnie, ale z drugiej strony kierowała nami ciekawość, co będzie, kiedy już pokażemy się szerszej publiczności. Z biegiem programu nabieraliśmy coraz większego przekonania, że to co robimy, ma sens.
W Polsce jest kilka muzycznych talent-show. Co przesądziło o tym, że zdecydowaliście się wystąpić właśnie w Must Be The Music?
Piotr Świąder-Kruszyński: Must Be The Music był jedynym programem, który braliśmy pod uwagę, ponieważ oprócz telewizyjnego show i wszystkich tych emocji liczy się też muzyka, co niejednokrotnie pokazywało jury. Nigdy nie myśleliśmy o udziale w tego typu programach, ale oglądając parę odcinków Must Be The Music stwierdziliśmy, że tam muzyka faktycznie ma jakąś wartość. To miało decydujący wpływ na naszą decyzję.
Zasady programu są takie, że każdy uczestnik ma raptem dwie minuty z hakiem na zaprezentowanie utworu. Kawałki, które zagraliście w Must Be The Music pierwotnie trwają zdecydowanie dłużej. Czy dużym problemem było skompresowanie ich do wersji zgodnej z ideą programu?
Artur Łebecki: Mieliśmy z tym problem, bo ponad dwukrotne skrócenie kawałków oznaczało naprawdę dużo cięcia.
Piotr Świąder-Kruszyński: Ale co ważne, udało nam się zachować charakterystykę tych utworów: kontrapunkty, łagodność, ale i ostrość melodii, no i przestrzeń, która też jest bardzo ważna w naszej muzyce. Wydaje mi się, że wyszliśmy z tego obronną ręką.
W jednym z wywiadów tłumaczyliście nazwę Besides jako projekt, który jest poza głównym nurtem muzyki jaki dominuje w Polsce. Krajowy post-rock za sprawą takich zespołów jak Tides From Nebula czy właśnie Besides pokazuje, że ma się dobrze. Frekwencja na koncertach chyba też was zadowala. Myślicie zatem, że muzyka instrumentalna ma szansę trafić do szerszego grona słuchaczy, a nie być jedynie zaściankowym gatunkiem?
Piotr Świąder-Kruszyński: My pokazaliśmy, że ma szansę, bo w programie głosowali na nas ludzie, a oni przecież są najlepszym wykładnikiem. Nie da się wygrać Must Be The Music znajomymi, przyjaciółmi. To są setki tysięcy smsów wysyłanych przez całą Polskę. Cały czas dostajemy niesamowite wsparcie. Nasza skrzynka mailowa pęka od wiadomości wysyłanych przez ludzi w każdym wieku. Piszą gimnazjalistki, ale i starsze panie po 70-tce.
Artur Łebecki: To jest właśnie ciekawe. Przeglądając naszą skrzynkę widzimy, że faktycznie rozpiętość wiekowa naszych słuchaczy jest szeroka.
Piotr Świąder-Kruszyński: Nasza muzyka sprawia, że ludzie się wzruszają. Wywołuje ona w nich jakieś emocje, przez co twierdzę, że ma potencjał do tego, by być masowo odbierana. Taki Jean-Michel Jarre też nie śpiewał, ale grał muzykę i robił show, który trafiał do rzeszy ludzi. Nam zależy dokładnie na tym samym.
Paweł Kazimierczak: Ale też nie oszukujmy się, w RMF grani nie będziemy.
Piotr Świąder-Kruszyński: To zależy od zapotrzebowania rynku muzycznego. Jeżeli rynek zauważa, że jest popyt na jakąś muzykę, to zaczyna ją grać. Taki Enej wcześniej grał po małych festiwalach i był kompletnie nieznanym zespołem grającym ska/reggae. Nie oszukujmy się, to też nie jest radiowa muzyka, a po tym, jak wygrali Must Be The Music, są jednym z najczęściej puszczanych zespołów na antenie RMF. Wiadomo, że grają bardziej przystępną muzykę od nas, ale po co my się czarujemy, po co zaklinamy rzeczywistość twierdząc, że coś się nie sprzeda, że ludzie nie będą tego słuchać? Później okazuje się rzecz zupełnie odwrotna. Ludzie słuchają, przychodzą na koncerty i kupują płyty. My cały czas musimy dotłaczać „We Were So Wrong”, bo nie wyrabiamy z jej sprzedażą. To chyba o czymś świadczy.
Czyli wniosek jest jeden – trzeba być prawdziwym i wówczas brak wokalisty nie jest tak zauważalny. Tak jak wcześniej wspomnieliście o starszych paniach po 70-tce, które wysyłają do was maile, tak podczas dzisiejszego koncertu natknąłem się na ludzi w wieku 50+. Jak widać osoby z tego przedziału wiekowego nie tylko oglądały Must Be The Music, ale przychodzą też na wasze koncerty.
Paweł Kazimierczak: To jest fajne, że potrafią nas docenić ludzie, którzy mają już jakąś ukształtowaną wizję tego, czego chcą słuchać. Kiedyś z Piotrem się sprzeczaliśmy na temat grupy wiekowej, do której będziemy chcieli trafić z naszą muzyką. Piotr twierdził, że Besides nie jest zespołem dla nastolatków, a ja z kolei twierdziłem wręcz odwrotnie. Przecież nasza muzyka może się spodobać wszystkim. Zauważamy jednak, że nieco starsi słuchacze są bardziej świadomi tego, co się dzieje wokół. Świadomie kupują nasze płyty i przychodzą na koncerty. To dobrze, że nie ograniczyli obcowania z naszą muzyką tylko do Must Be The Music.
Piotr Świąder-Kruszyński: Zauważyliśmy też, rozmawiając z tymi nieco starszymi słuchaczami, że to ta grupa ludzi, która wychowała się na progresywnym rocku, na zespołach pokroju Pink Floyd.
I z progresywnego rocka przestawili się na post-rock.
Piotr Świąder-Kruszyński: Oba te gatunki w pewnym stopniu się łączą, a nas cieszy fakt, że ludzie w każdym wieku otwierają się na nowe brzmienia, poszukują, nie zamykają się tylko w jednym muzycznym obszarze.
Cofnijmy się do początków Besides. Zespół powstał w 2011 roku w Brzeszczach. Jak w ogóle się poznaliście?
Artur Łebecki: Z Pawłem i Piotrem znałem się wcześniej, natomiast Bartka (Urbańczyka – perkusistę Besides – przyp. red.) poznałem w momencie, kiedy przyszedł na próbę…
Bartłomiej Urbańczyk: … I zacząłem grać.
Piotr Świąder-Kruszyński: My wcześniej z Pawłem graliśmy w innym projekcie. Studiowaliśmy razem. Artura też dobrze znaliśmy. Wypiliśmy razem niejedno piwo. (śmiech) Zatem gdy potrzeba nam było basisty do nowego zespołu, padło na Artura.
Paweł Kazimierczak: A Bartek się do nas po prostu przypałętał. (śmiech)
Bartłomiej Urbańczyk: Chłopaki grali koncert na Rock Reggae Festivalu w Brzeszczach i ogłosili ze sceny, że szukają perkusisty. Ja jako człowiek, który nie boi się nowych wyzwań, podszedłem do nich po koncercie i dałem do siebie namiary. Po jakimś czasie Piotrek się do mnie odezwał, żebym przyjechał na próbę i wtedy zobaczymy. I chyba się spodobałem, bo razem gramy już trzy lata.
Z tego, co wyczytałem, Ty Bartek jako jedyny w Besides jesteś po szkole muzycznej. Dlaczego obrałeś taką ścieżkę kariery zawodowej?
Piotr Świąder-Kruszyński: Śmiejemy się w zespole, bo kiedyś Bartek powiedział, że jako jedyny z nas jest wykształcony, co jest oczywistą nieprawdą. (śmiech)
Bartłomiej Urbańczyk: Oczywiście chodziło mi o to, że jako jedyny jestem wykształcony muzycznie. Mój ojciec grał na saksofonie, więc od małego miałem kontakt z instrumentami. Rodzice wysłali mnie do szkoły muzycznej. Zacząłem grać na perkusji. Był czas, że chciałem to rzucić w cholerę, ale w końcu się przekonałem. Zaczęły się pierwsze zespoły. Najpierw punkowe, później metalowe. By dorobić, grałem też trochę po weselach. Z czasem spodobała mi się muzyka instrumentalna. Trafili się chłopcy z Besides, a ja do końca nie wiedziałem, co w ogóle będę grał. Stwierdziliśmy jednak, że będziemy grać post-rock.
Nie ciągnęło was nigdy w stronę innych gatunków?
Piotr Świąder-Kruszyński: Gdy z Pawłem zrezygnowaliśmy z naszego poprzedniego projektu, to stwierdziliśmy, że muzyka instrumentalna ma moc i gra nam wszystkim w sercach. Dużo wcześniej słuchaliśmy tego typu muzyki, zespołów pokroju Tides From Nebula, Mono czy Mogwai. Te wszystkie kapele przewijały się przez nasze uszy, serca i dusze. Z inspiracji nimi zaczęliśmy grać muzykę utrzymaną w podobnej stylistyce.
Artur Łebecki: Ale nie można powiedzieć, że od początku była taka koncepcja, bo w paru naszych kawałkach miał być wokal.
Piotr Świąder-Kruszyński: Faktycznie, w paru kawałkach miał pojawić się wokal, ale instrumentale były te same.
Wokalistą miał być któryś z was?
Piotr Świąder-Kruszyński: Ja próbowałem coś tam śpiewać. Pewnie z tego względu, że we wcześniejszych projektach udzielałem się wokalnie. W Besides był pomysł na to, by pojawił się wokal, ale tylko i wyłącznie w charakterze kolejnego instrumentu. Na szczęście okazało się to totalną klapą. (śmiech)
O Tides From Nebula nie muszę was pytać, bo to najlepszy przedstawiciel rodzimej sceny post-rockowej. Znacie może inne polskie zespoły grające muzykę instrumentalną, które są godne polecenia naszym czytelnikom?
Bartłomiej Urbańczyk: Sounds Like The End Of The World.
Piotr Świąder-Kruszyński: No tak, z nimi lubimy się bardzo. Graliśmy razem kilka koncertów.
Bartłomiej Urbańczyk: Są jeszcze Servants Of Silence, Underfate.
Piotr Świąder-Kruszyński: Jeżeli chodzi o kapele instrumentalne, to ja słucham ich mało, bo nie lubię przesytu. Polecam jednak wszystkim zespół Spiral, z wokalistką, ale w podobnym nurcie. Nagrali ostatnio zajebistą płytę, drugą w karierze. Też mają niełatwo z przebiciem się do szerszego grona słuchaczy, ale, moim zdaniem, to jeden z lepszych polskich zespołów.
Tides From Nebula są jedną z waszych największych inspiracji. Jak do tej pory modelowo przebiega ich kariera. Czy chcielibyście pokierować zespołem Besides tak, jak zrobili to Tidesi, czyli najpierw opanować krajowy rynek, a później uderzyć ze swoją muzyką w świat?
Piotr Świąder-Kruszyński: Tak, to jest oczywiste. To jest naturalna ścieżka rozwoju i nie widzimy dla siebie innej drogi. Ja Tidesów cenię za konsekwencję w działaniu i potężną, sceniczną moc.
Bartłomiej Urbańczyk: Program Must Be The Music dał nam szansę pokazania się szerszej publiczności. W tym momencie mamy trochę więcej pieniędzy, żeby pojechać w Europę, zagrać tam kilka koncertów i rozpowszechnić naszą muzykę dalej niż tylko na polskim rynku.
I być może przejść szybką drogę od roli supportu do headlinera.
Bartłomiej Urbańczyk: Nie będzie to takie proste, ale nie ukrywam, że wszyscy w zespole na to liczymy.
Piotr Świąder-Kruszyński: Mamy świadomość, że czeka nas jeszcze dużo pracy, ale wierzymy w siebie. Ludzie też w nas wierzą i wspierają na każdym kroku. Za to serdecznie wam dziękujemy!
Dobiega powoli końca 2014 rok. To zatem dobry czas na podsumowania. Jaki to był rok dla Besides?
Bartłomiej Urbańczyk: Wygrana w Must Be The Music była taką wisienką na torcie. Potwierdziła, że nasza tegoroczna praca nie poszła na marne. Była najlepszym uwieńczeniem całej dotychczasowej działalności Besides.
Piotr Świąder-Kruszyński: W tamtym roku myśleliśmy, że 2013 był dla nas super, bo wydaliśmy płytę, która miała naprawdę pozytywne recenzje w mediach.
Bartłomiej Urbańczyk: Wtedy też było fajnie, a teraz to już w ogóle jest zajebiście. (śmiech)
Piotr Świąder-Kruszyński: Stwierdziliśmy, że 2013 był dla nas dobrym rokiem i w kolejnym musimy iść za ciosem. Początki 2014 były nieco smutniejsze, ale później się okazało, że Tides From Nebula zaprosili nas na wiosenną trasę. To nam bardzo dużo dało. Jesień znowu zapowiadała się kiepsko. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Stąd też padł pomysł, żebyśmy wystąpili w Must Be The Music. W tym czasie zadzwonił też do nas Maciek (Karbowski – gitarzysta Tides From Nebula – przyp. red.) z propozycją zagrania wspólnej trasy również jesienią. Przy okazji tych koncertów poszła ta cała fama z Must Be The Music. Nie spodziewaliśmy się kompletnie, że tak to się skończy. Zamkniemy więc ten rok ze szczęśliwością i z nadzieją, że konsekwentnie dążąc do realizacji zaplanowanych celów, można osiągnąć naprawdę dużo.
A jakie są plany Besides na 2015 rok?
Piotr Świąder-Kruszyński: Prawdopodobnie w wakacje zamkniemy się w studiu i będziemy nagrywać, żeby na jesień pojawiła się nasza druga płyta. Na pewno chcemy grać bardzo dużo koncertów w pierwszej połowie nowego roku, żeby wykorzystać te chwile i przypomnieć się słuchaczom, bo o występach w telewizji ludzie szybko zapominają. Chcielibyśmy też zobaczyć, jak to jest, kiedy sami gramy, pełniąc rolę headlinera na trasie. Jak wygląda to z tej perspektyw. Planujemy też uderzać do mediów, żeby szumiało o nas nie raz, nie dwa. (śmiech) No i na jesień wydajemy płytę. Robimy trasę po Polsce i marzymy o zagranicznym tourze.
Bartłomiej Urbańczyk: Czyli w wielkim skrócie: początek roku – trasa po Polsce, środek roku – nagrywamy drugą płytę, koniec roku – wydajemy nowy materiał i jedziemy zagranicę promować naszą muzykę.
Zatem życzę wam jeszcze lepszego 2015 roku i do zobaczenia na koncertach w Trójmieście!
Piotr Świąder-Kruszyński: Obawiam się, że jak będzie on jeszcze lepszy, to mogę tego nie przeżyć. (śmiech)
fot. Paweł Wroniak