November Man – ostatnia misja byłego agenta
2 min readMiędzynarodowy spisek, pościgi, strzelaniny to składniki na dobry thriller. Niestety nie w przypadku najnowszego dzieła Rogera Donaldsona. Od piątku na ekranach naszych kin gości „November Man” z Piercem Brosnanem w roli głównej, czyli Jamesem Bondem na emeryturze.
Film opowiada historię emerytowanego agenta CIA, Petera Devereaux (w tej roli Pierce Brosnan), który na prośbę starego kolegi po fachu wraca do służby. Musi odbić byłą partnerkę z rąk rosyjskich terrorystów. Zostaje wplątany w amerykańsko-rosyjską intrygę, a później musi stoczyć walkę z byłym uczniem (Luke Bracey) i ocalić życie córki.
„November Man” to dzieło naszpikowane banałami kina sensacyjnego. Scenariusz to pierwszy cios w kolano. Intryga, jeżeli można tak ją nazwać, nie jest wciągająca. W dodatku od samego początku widz ma wszystko podane prawie na tacy. Mamy tutaj mało zaskakujące zwroty akcji i najmniej rozgarniętą płatną zabójczynię w historii kina (bo kto przewozi w bagażu podręcznym aż trzy pistolety). Nie brakuje również tajemniczej kobiety w opresji (Olga Kurylenko).
Postać, w którą wciela się Brosnan to marna wersja Bonda. Widać, że aktorowi brakuje wdzięku z czasów, gdy był agentem 007. Reszta obsady również nie jest w stanie uratować ani filmu, ani nawet swoich bohaterów. Luke Bracey jako David Mason jest irytujący. Przez cały seans zachowuje się jak robot pozbawiony jakichkolwiek uczyć. Plusem jest jedynie aparycja, przyjemna dla kobiecego oka. Olga Kurylenko również nie zaskakuje. Po raz kolejny mamy okazję zobaczyć ją w roli „dziewczyny Bonda”, którą prezentowała u boku Daniela Craiga w „007 Quantum of Solace”.
Kobiety w filmie pojawiają się dla ozdoby albo jak w przypadku Sary (Eliza Taylor), sąsiadki Davida, po to aby doświadczony Devereaux miał na młodego agenta mocnego haka. Gdy już spełni swoją rolę znika z ekranu, a jej wątek urywa się w ciągu dwóch sekund.
Jedyne czego nie można zarzucić filmowi Donaldsona to brak nudnych przestojów. Mimo słabego scenariusza seans mija szybko. Doświadczymy nawet kilku udanych scen pościgów i strzelanin. „November Man” w fotel może nie wbija, ale jest idealną rozrywką na długi i nudny wieczór.