Przetrwać wśród gwiazd – Interstellar
3 min readKolejne filmy Christophera Nolana wywoływały ogromne emocje i dzieliły widzów na zwolenników i przeciwników reżysera. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego dzieła – „Interstellar”. Dla jednych ogromny zachwyt, dla innych – rozczarowanie roku. Czy reżyserowi udało się połączyć rodzinny dramat z kosmiczną podróżą?
Historia rozpoczyna się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Nasz czas na Ziemi dobiegł końca. Aby zapobiec wyginięciu ludzkości grupa naukowców wyrusza na najważniejszą misję w dziejach. Badacze podróżują poza granice naszej galaktyki, aby przekonać się, czy ludzka rasa ma szansę na przetrwanie.
Nolan zabiera widzów w podróż przez tunel czasoprzestrzenny i po nieprzyjaznych planetach, poganiając bohaterów czasem płynącym inaczej na Ziemi, a inaczej w pobliżu czarnej dziury. W tym miejscu warto wspomnieć, że przy powstawaniu filmu brał udział astrofizyk Kip Thorne, co nie często zdarza się w przypadku tego typu produkcjach.
O obsadzie w zasadzie ciężko coś powiedzieć. Pośród tylu gwiazd wyróżnia się jedynie Matthew McConaughey („Witaj w klubie”). Aktor swoją rolę odgrywa autentycznie. Jest świetny jako wykształcony farmer, samotnie wychowujący dwójkę dzieci. Jego emocjonalne sceny w niektórych momentach wręcz ściskają za serce. Możemy poczuć wówczas ile bohatera kosztuje poświęcenie rodziny dla dobra ludzkości. Reszta obsady na tle McConaughey’a wypada dość blado. Anne Hathaway i Jessica Chastain przemknęły po ekranie prawie niezauważone. W dodatku postać, w którą wciela się Hathaway momentami może denerwować i śmieszyć długimi, patetycznymi przemówieniami o miłości i poświęceniu. Michael Caine po raz kolejny ukazuje nam się w roli doświadczonego staruszka, sypiącego mądrościami. Wielokrotnie przywodzi na myśl lokaja Alfreda z trylogii o Batmanie.Trzeba przyznać, że najlepsze kwestie dostał robot wojskowy TARS, który jest wielkim plusem tej produkcji – wnosi do niej powiew lekkości i humoru. Poza tym na pochwałę zasługuje sam wygląd androidów. Design jest zarówno ascetyczny i pomysłowy.
Hans Zimmer po raz kolejny pokazuje, że jeżeli chodzi o stworzenie muzyki filmowej jest mistrzem. Długie ujęcia w kosmosie z jego ścieżką dźwiękową w tle przyprawiają o ciarki. Zimmer wzniósł się tu na wyżyny swych umiejętności, podobnie zresztą jak autor zdjęć, Hoyten Van Hoytema. Zdjęcia są genialne, a kontrasty pomiędzy głośnym dźwiękiem wnętrza statku kosmicznego, a całkowitą ciszą i spokojem na zewnątrz są niesamowite. Kosmiczna próżnia wręcz przytłacza. Pokusić się można o stwierdzenie, że to co zrobił Hoytema pobiło „Grawitację”.
Najsłabszą stroną „Interstellar” jest niestety scenariusz. Całość jest schematyczna. Rozczarowanie można poczuć zwłaszcza pod koniec filmu, gdy po dwóch godzinach przyzwoitego seansu już wiemy czego możemy się spodziewać w dalszej części. W niektórych momentach wątek miłości niebezpiecznie wysuwa się na pierwszy plan. Przez to „Interstellar” nie spodoba się wszystkim. Niektórzy fani SF mogą wyjść z kina rozczarowani.
Jednak trzygodzinny seans mija niepostrzeżenie. Pomimo kilku typowych amerykańskich banałów dzieło Nolana pozostawia po sobie pozytywne wrażenie. Jest to kawałek dobrego kina science-fiction. Reżyser pod przykrywką kosmicznej wyprawy ratowniczej pokazuje, że tak naprawdę w filmie nie chodzi o zagładę Ziemi, ale o to jakimi priorytetami się kierujemy i to ile jest w nas człowieczeństwa.