Na dwa głosy: Godzilla
5 min readHistoria Godzilli na kinowym ekranie trwa już 60 lat. Tym razem kultowego potwora do życia powołał Gareth Edwards. Jak „Godzilla” sprawdził się w nowej wersji i z czym przyszło się mu zmierzyć? O wielkim powrocie piszemy na dwa głosy.
Magda Drozdek: Tradycyjnie kilka zdań o samej fabule na początek. Joe Brody (Bryan Cranston) razem z żoną Sandrą (Juliette Binoche) i synem Fordem (Aaron Taylor-Johnson) mieszkają w Japonii, gdzie państwo Brody pracują w elektrowni atomowej. To tam rodzi się największe zagrożenie dla ludzkości. W podziemiach betonowego molocha dojrzewa stwór, roboczo nazwany przez naukowców GNOL-em. Z tym uroczo przerośniętym robalem do walki stanie Godzilla. Bomby, broń atomowa i cały arsenał armii amerykańskiej nie powstrzyma nowego zagrożenia. Wszystkie nadzieje pokładane są więc w Godzilli.
Marek Listwan: Godzilla. Król potworów. Jakże ja czekałem na jego powrót, jeszcze jako dzieciak oglądałem mnóstwo jego starć z Giganem, Ghidorą, Hedorą (kto na Odyna wymyśla te nazwy?). Potem samemu trzeba było się zmierzyć z bezczelnym gwałtem, jakiego dokonał na nim tandeciarz Emmerich. Aż dziw, że po takiej zniewadze na ikonie ich popkultury, Japończycy nie zgotowali Amerykanom drugiego Pearl Harbor.
M.D: Zemsta wisiała w powietrzu. Emmerich swoją „Godzillą”, albo „Crapzillą” jak nazywają ją zniesmaczeni fani, zabił pierwotnego ducha Godzilli. Przerośnięta amerykańska jaszczurka wołała o pomstę do nieba. I tak po tych 16 latach wreszcie wracamy do korzeni.
M.L: Ale jak wracamy! Plakat przyciąga nas znanymi nazwiskami – Cranston, Binoche, Watanabe i to wokół ludzi obraca się pierwsze 40 minut filmu, o potworach się ledwo wspomina. Troszkę wieje nudą, ale to nic nie szkodzi. Przecież tam gdzieś jest Godzilla i jego dwaj przeciwnicy!
M.D: Godzilla pojawia się właściwie przez przypadek. Początek to słaba sekwencja pseudo epickich scen. Tej emocjonalnej papki nie wytrzymuje nawet Juliette Binoche, która umiera po 10 minutach. Film rzeczywiście rozkręca się gdzieś dopiero po 40 minutach, ale to akurat minus. To jest przecież kino akcji! Jak masz w zanadrzu potwory i to nie jednego, ale 3 to trzeba działać pełną parą.
M.L: Ludzie w filmach o Godzilli są niepotrzebni. Jako, że mamy tutaj do czynienia z reaktywacją serii, myślę, że pojawienie się głównych „aktorów” tak późno, miało na celu wytłumaczenie, dlaczego tak się dzieje, że one w ogóle są, jeden jest dobry, drugi zły itp. Myślę, że w kontynuacjach, które zapewne się pojawią, już nie będzie przeciągania sławnymi twarzami, pojawią się przeciwnicy naszego jaszczura, który z pomocą ludzi będzie starał się zwalczyć zagrożenie. Przy okazji niszcząc miasto. Lub kilka miast. Skoro o przeciwnikach mowa: czy uważasz dwa MUTO za godnych Godzilli oponentów? Tak sobie to wyobrażałaś? Efekty Cię nie zawiodły?
M.D: Po Mechagodzilli, Kosmogodzilli i innych cudach, gdzie każdy kolejny miał ciekawszą nazwę to jestem pozytywnie zaskoczona. MUTO, czy GNOL-e, a nawet sam Godzilla, to komputerowe cuda. Gareth Edwards podczas Comic-Conu przyznał się, że projektując nową wersję inspirowali się japońskim pierwowzorem. „Wyobraziłem sobie jakby Godzilla był prawdziwy i ktoś ze studia Toho w ’54 roku rzeczywiście go widział, pobiegł do studia i narysował to” – mówi w jednym z wywiadów. Kłaniam się w pas, bo w końcu Amerykanie poszli po rozum do głowy. Nawet ryk Godzilli to ten oryginalny z ’54, tylko wzbogacony technicznie co nieco.
M.L: Mechagodzilla to jeden z najlepszych przeciwników Godzilli! Zabraniam go obrażać! A skoro przy dźwięku jesteśmy, to stoi on na naprawdę wysokim poziomie, podobnie zresztą efekty specjalne i same modele potworów. Jednak zastanawiam się czy to, że akcja dzieje się głównie w mroku, nie ma na celu ukrycia niedoskonałości technologii CGI. Ale mniejsza o to, nawet jeśli miałem być oszukany to zostałem i jestem zadowolony. A atomowy ryk Godzilli obudził we mnie 10-latka kibicującego jaszczurowi w walce z King Kongiem (fuj fuj).
M.D: Tam co druga scena jest czymś przykrywana. A to mgła, a to urwanie wątku. Za mało jest też pełnych planów, żeby nacieszyć się widokiem potworów. Scena gdy Godzilla wreszcie uruchamia swój boski oddech jest genialna. Szkoda, że tych dobrych ujęć jest tyle co kot napłakał.
M.L: Fakt, ale będę tu bronił koncepcji niepokazywania zbyt często potworów w pełnej krasie. Wiele ujęć jest z perspektywy ludzi. To ciekawe, myślę, że przy dobrym wyważeniu takich ujęć następna część będzie całkowicie odjazdowa. Do tego więcej Godzilli, mniej ludzi, oni i tak nikogo nie obchodzą w tych filmach. Ale i tak tę cześć polecam. Król potworów nie umarł. Tamten z 1998 r. to jakaś podróba, spalić i zaorać.
M.D: Aktorzy są typową „zapchaj dziurą” i nie wnoszą do filmu zupełnie nic, poza tym, że Edwards wciska im w usta kwestie tylko po to, żeby tłumaczyli co się dzieje na ekranie. Jak widać Amerykanie nawet jak pokuszą się o dobrą graficzną koncepcję to mają problem z głupotą scenariusza. Mój ulubiony Ken Watanabe gra tam, za przeproszeniem, półgłówka, mimo że przypadła mu rola ważnego naukowca. Pełne grozy spojrzenia w dal i pojedyncze zdania, litości.
M.L: „Let them fight” – to mój ulubiony cytat z całego filmu. Tak samo można by podsumować reaktywację Godzilli. Są niedoróbki, są niepotrzebne dłużyzny, ale i tak jest dobrze. „Let them fight” i następnym razem będzie już bez zarzutów. Seria trochę się zastała i potraktujmy to jako solidną rozgrzewkę przed prawdziwym meczem.
M.D: I żeby dali sobie spokój z nudnymi do bólu aktorami – tak na przyszłość. Sukces kasowy tego filmu na pewno skłoni do tworzenia kolejnej części. Machina ruszy niebawem i pozostaje nam czekać z kim teraz przyjdzie się zmierzyć naszemu dobremu Godzilli.