Dusza muzyki Dikandy
2 min readMuzyka może przenieść w inny wymiar. Przekonali się o tym ci, którzy przyszli 24 kwietnia do klubu Pick & Roll na koncert Dikandy. Radosnym śpiewom i tańcom wśród kolorowych chust i etnicznych dźwięków nie było końca.
Zanim wystąpiła gwiazda wieczoru, na scenie pojawiła się trójmiejska grupa Annutara. Śledzący lokalną scenę muzyki folkowej znają zespół pod wcześniejszą nazwą, czyli Laboratorium Pieśni. Grupa dowodzona przez Alinę Jurczyszczyn od razu poderwała publiczność do tańca. W swoim repertuarze zaprezentowali tradycyjne pieśni romskie, bułgarskie, polskie, a także inspirowane muzyką klezmerską (żydowską, związaną z obrzędami religijnymi). Połączenie akordeonu, basu, instrumentów perkusyjnych, trąbki, smyków i gitary z pięknymi wokalami Aliny i Kamili Bigus przypadło publiczności do gustu, która nagrodziła zespół gromkimi brawami.
Chwilę po nich na scenę wyszła Dikanda. Sześcioosobowa muzyczna rodzina potrafi swoją muzyką zaczarować wszystkich. Duża zasługa w tym charyzmatycznej wokalistki o potężnym głosie, Ani Witczak. Z uśmiechem rozmawiała z publicznością i wprowadzała w klimat kolejnych pieśni. Warto wspomnieć o kolejnych dwóch świetnych wokalistkach, Kasi Dziubak i Kasi Bogusz. Ich głosy współbrzmią i współgrają jak marzenie, a każda z nich osobno ma niepodważalny talent do przekazywania mnóstwa emocji w pieśniach. Dikanda to także przejmujące, ale i podrywające do tańca brzmienie skrzypiec i akordeonu, mruczenie kontrabasu, gitarowa wirtuozeria i potężne, plemienne bębny przeplatane perkusyjnymi przeszkadzajkami. I podczas tego pełnego folkowej energii koncertu było to słychać doskonale.
Dikanda dopieściła swoich fanów i zagrała m.in. Swoje najbardziej znane pieśni, jak „Usztijo”, „Ajotoro” czy „Jakhana Jakhana”. Wymieniać można by długo, ale koncert można podsumować tym, że ich muzyka jest po prostu wolnością. Podróżuje przez m.in. romskie, ukraińskie, bułgarskie, hinduskie, polskie, bałkańskie przestrzenie i zbiera z nich najpiękniejsze melodie. A potem zabiera słuchaczy na muzyczną wycieczkę i pozwalają szaleć słowiańskiej duszy. Szaleństwa było niemało i w Sopocie, przez cały czas bawili się i tańczyli, roztaczając wokół siebie pozytywną energię. Takich tańców pod sceną nie ma nawet na największych koncertach rockowych. Publiczność nie była dłużna zespołowi i ze skutkiem domagała się podwójnego bisu.
Pięknym zakończeniem koncertu było wspólne zaśpiewanie z fanami romskiej pieśni „Ederlezi”, z wplecionym fragmentem „Nie ma, nie ma ciebie” (polskiej wersji w wykonaniu Kayah i Bregovic). Melodie Dikandy obudziły wszystkie wrażliwe, rozśpiewane dusze. Trudno wyobrazić sobie lepszy dowód, że muzyka łączy ludzi.
fot. Patryk Pawłowski