Mamy powody do świętowania! Rocznica uzyskania praw wyborczych kobiet w Polsce
3 min czytania
Fot.: Markus Spiske/ Źródło: Pexels.com
26 stycznia 1919 r. Polki po raz pierwszy ruszyły do urn wyborczych jako pełnoprawne obywatelki II Rzeczypospolitej, a niedługo później w ławach poselskich zasiadły pierwsze parlamentarzystki. Nic z tego nie mogłoby się wydarzyć, gdyby nie 28 listopada 1918 r. Tego dnia Józef Piłsudski wydał dekret o ordynacji wyborczej, który stanowił, że wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel „bez różnicy płci” – co, na marginesie, wydaje się zaskakująco inkluzywnym określeniem jak na swoje czasy.
Siła dekretu
Zacznę nieco personalnie. Jako mała dziewczynka sięgnęłam po komiks Walka kobiet Marty Breen i Jenny Jordahl, który w skondensowany sposób przedstawiał historię feminizmu. To tam po raz pierwszy zetknęłam się z tym magicznym rokiem – 1918.
Sformułowanie to nie jest, moim zdaniem, przesadne. Sprawczość jest „zaklęciem”, którego nie sposób przecenić. O możliwość decydowania o sobie, swoim otoczeniu i swojej przyszłości walczyły pokolenia feministek, a przyznanie praw wyborczych możemy śmiało uznać za symbol ich siły (choć, niestety, nie pełnej skuteczności; postulaty feministyczne do dziś codziennie zderzają się z oporem wielu środowisk, niezależnie od tego, jak abstrakcyjny wydaje nam się ten konflikt w 2025 roku…).

Korzenie ruchów pro-emancypacyjnych w Polsce
W 1891 roku w Sejmie pojawiła się pierwsza petycja dotycząca udziału kobiet w wyborach, a na terenie Galicji odbywały się manifestacje mające na celu zwrócenie uwagi na brak praw wyborczych kobiet oraz ograniczony dostęp do wyższej edukacji. To również moment, w którym Maria Skłodowska opuszcza Polskę, aby rozwijać swoją karierę naukową.
Pierwszymi kobietami, które po 1918 roku zasiadły w polskim parlamencie, były: Gabriela Balicka, Jadwiga Dziubińska, Irena Kosmowska, Maria Moczydłowska, Zofia Moraczewska, Anna Piasecka, Zofia Sokolnicka oraz Franciszka Wilczkowiakowa.
Polska na tle świata

Może się wydawać, że nie jesteśmy najbardziej progresywnym państwem pod kątem równouprawnienia, tymczasem jeśli chodzi o przyznanie praw wyborczych kobietom, Polska wypada zaskakująco pozytywnie. Polska, wraz z Litwą, Niemcami, Austrią, Wielką Brytanią, Azerbejdżanem, Armenią i Kirgistanem, wprowadziła prawa wyborcze dla kobiet jako ósma na świecie. Prześcignęła tym samym m.in. Stany Zjednoczone (1920), Francję (1944) czy Szwajcarię (1971).
Jeśli chodzi o kraje, które prawa wyborcze przyznały kobietom najpóźniej, należą do nich Oman (2003), Zjednoczone Emiraty Arabskie (pełne prawa dopiero w 2011) oraz Arabia Saudyjska (2015).
Walka kobiet trwa

W najnowszym rankingu stworzonym przez EIGE, mierzącym poziom równości kobiet i mężczyzn w skali od 1 do 100 – gdzie 1 oznacza całkowity brak równości, a 100 pełną równość – Polska zajęła dopiero 18. miejsce wśród państw Unii Europejskiej, z wynikiem 63,4 punktu. Zestawienie uwzględnia sześć obszarów: pracę, pieniądze, wiedzę, czas, zdrowie oraz wpływ społeczny.
Choć wiele się zmienia, byłoby absurdalne twierdzić, że feminizm nie jest już nam potrzebny. Prawa wyborcze, mimo swojej wagi, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Feminizm jest potrzebny wszystkim, ponieważ nie jest walką o dominację, lecz o równość. Na niej powinno zależeć nam wszystkim, niezależnie od płci, wieku, rasy, orientacji czy stopnia niepełnosprawności. Praca, którą wkładamy w wyrównywanie nierówności, jest ogromna, wykańczająca i mozolna, ale nie bezcelowa.
Taki dzień jak dzisiaj jest potrzebny nie tylko do upamiętnienia bohaterek, którym zawdzięczamy posiadanie praw wyborczych, ale przede wszystkim do przypomnienia sobie, o co i dlaczego walczymy. Nie zawiedźmy naszych przodkiń – tę walkę już nie raz wygrano.
