19/02/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

“Oni mają glinę i mogą z niej lepić, a ja jeden dostałem piasek. Nieważne jak bardzo będę próbował coś z nim zrobić no to nadal jest to piasek” – opowieść o tożsamości

14 min read
napis o rolach płci

autor: Markus Winkler/ źródło: Unsplash

W świecie, w którym płeć często bywa postrzegana jako niezmienna i jednoznaczna, coraz więcej osób odnajduje przestrzeń do wyrażania swojej prawdziwej tożsamości. Dla niektórych to droga ku autentycznemu „ja”, niezależnemu od przypisanych im ról. W takim świecie, pełnym ograniczeń i oczekiwań, stawanie się sobą nabiera zupełnie nowego znaczenia. To nie tylko kwestia zmiany wyglądu – to przede wszystkim wyzwanie, by uwolnić się od norm, które nie mają nic wspólnego z wewnętrzną prawdą. Każdy krok ku autentyczności to odważne wyjście z cienia, w którym przez lata można było jedynie marzyć o wolności. 

Jan siada naprzeciwko mnie na krześle, stawiając na stoliku szklankę z wodą. Ma 20 lat, studiuje architekturę krajobrazu, co pasjonuje go od dziecka. Jest osobą transpłciową i niebinarną. Rozmawiamy przez chwilę o tym, co się u nas działo ostatnio. Znamy się już 6 lat, ale minęło sporo czasu, odkąd się widzieliśmy. W końcu zadaję mu pytanie o to, jak definiuje swoją tożsamość płciową.

– Oj, kochana – śmieje się Janek. – Myślę, że nie czuję potrzeby definiowania. Wiesz, jest jakaś idea, którą próbuję się określić, opisać. Ale według mnie, żadnego zjawiska, żadnej osoby nie da się opisać w sposób wyczerpujący. Definicja z założenia ma być krótka i treściwa, ale nie da się zawrzeć całej istoty jakiegoś przedmiotu w jednym zdaniu. To jest próba przybliżenia prawdy, przekazania informacji, ale nie wierzę, że można coś prawdziwie opisać w jednej próbie. Myślę, że żeby zrozumieć jakąś ideę, jedna definicja z jednego źródła nie wystarczy. Trzeba mieć całą paletę definicji, żeby to zrozumieć.

Jan gestykuluje intensywnie, tłumacząc, że im więcej poznaje ludzi, im lepiej ich zna, tym bardziej te dwie płcie, ustalone przez społeczeństwo, wydają mu się strasznie uproszczone. Nie są w stanie oddać całego piękna, które kryje się w ludzkości, w człowieku. Twierdzi, że to po prostu niemożliwe. Te kategorie nie dają ludziom pełnej przestrzeni do bycia sobą.

Pytam go, jak wyglądała jego droga do odkrycia własnej tożsamości. Zamyśla się na chwilę, po czym odpowiada.

– Byłem bardzo upartym dzieckiem – mówi Jan. – Zawsze lubiłem iść swoją drogą i od samego początku wydawało mi się absurdalne, że ktoś mi mówił: „Jesteś dziewczynką, jesteś Zosia”. Nigdy nie czułem powiązania z tym, co inni mówili o mnie. Nigdy nie czułem związku z imieniem, które mi nadano. Rozumiem, że ludzie tak na mnie mówią, ale to nie jestem ja. Pamiętam, że jako dziecko w końcu zrozumiałem, że „Zosia” to po prostu to, jak mnie nazywają, ale jako nastolatek już wiedziałem, że oni mówią „dziewczynka”, a ja nią nie jestem. Byłem i nadal jestem bardzo ciekawą istotą. Lubiłem kwestionować: „Dlaczego tak, a nie inaczej? Czemu tak musi być? A kto tak powiedział?” Bardzo dziwiły mnie wszystkie te zasady, które mi narzucano: że mam bawić się z dziewczynkami, ubierać się w określony sposób, mieć długie włosy.

Janek opowiada, że od najmłodszych lat denerwowały go jego włosy. Jeszcze bardziej nienawidził nosić różu i fioletu. Nie dlatego, że ich nie lubił, ale dlatego, że zawsze był do tego zmuszany. Musiał ubierać się w tiule, sukienki i spódniczki.

– Wiesz, jak ktoś narzuca ci konkretny sposób bycia, który czujesz całym sobą, że „nie, to nie jestem ja. Czy ty nie widzisz mnie?”. Zwłaszcza kiedy to jest twój rodzic, nie? Ktoś, kto powinien wiedzieć, kim ty jesteś, znał cię nawet przed urodzeniem. I on ci mówi „Ty jesteś taka”, a ty mu mówisz „Nie, ja nie jestem taka, ja nawet nie jestem 'taka'”. A oni mówią ci „Nie”. To jest taki dysonans. Osoba, która powinna kochać cię najbardziej na świecie, mówi ci, że ona zna cię lepiej niż ty. To jest moment, w którym ja jako dziecko czułem, że coś tu nie gra.

Jan opowiada, że gdy miał około 14 lat, nastąpił duży przełom w jego życiu. Wyjechał na wakacje do cioci, a to miejsce było zupełnie inne od tego, które znał na co dzień. Czuł się tam bardzo dobrze i swobodnie. To był pierwszy raz, kiedy przez dłuższy czas spędzał czas tylko z chłopakami, bo na wsi, z której pochodził, były same dziewczynki. Było to dla niego zupełnie nowe doświadczenie.

– Pamiętam, że przez te dwa miesiące wszystko, czego wcześniej bałem się nazwać, w końcu zaczęło układać mi się w głowie. To było trudne – przyznać przed samym sobą rzeczy, które gdzieś tam podświadomie czułem, ale nie miałem odwagi powiedzieć na głos. Szczególnie, gdy wychowano mnie w przekonaniu, że inność to coś złego – coś, czego należy się wstydzić, bać, a nawet traktować jako grzech. Takie myśli i emocje to naprawdę ciężka sprawa, zwłaszcza dla kogoś młodego, kto dopiero zaczyna rozumieć, kim właściwie jest. Przyznać się przed sobą, że nie jestem dziewczyną, i że nie chcę nią być… Że nie chcę takiego życia – to było jedno z najtrudniejszych wyznań. Ale tamte wakacje były przełomem. Po raz pierwszy w życiu czułem, że jestem szczęśliwy. Prawdziwie szczęśliwy. Zrozumiałem, że istnieje inna droga, niezależna od tego, co mówią inni. – Janek uśmiecha się na wspomnienie tego wyjazdu. Opowiadając, zamyśla się głęboko, a na jego twarzy pojawia się delikatna melancholia.

Dopytuję go, kiedy podjął pierwsze kroki, aby stać się osobą, którą chciał być. Jan wzdycha na dźwięk mojego pytania, ale po chwili znów się uśmiecha.

– Pamiętam, że w liceum ubierałem się na pewno bardziej kolorowo, ale to był jeszcze ten czas, kiedy byłem nastolatkiem. Eksperymentowałem z ubraniami, choć z perspektywy czasu muszę przyznać, że nie zawsze były one udane. Ale, szczerze mówiąc, wydaje mi się, że na świecie nie ma nastolatka, który w tamtym okresie swojego życia ubierałby się dobrze. To po prostu taki etap, kiedy wyglądasz tak, jak wyglądasz – mówi ze śmiechem Janek.

To prawda – wygląda teraz zupełnie inaczej niż wtedy, gdy poznaliśmy się w wieku 15 lat, w pierwszej klasie liceum. Jego kręcone, ciemnobrązowe włosy są teraz krótsze, sięgają zaledwie połowy ucha. Zmienił się także jego styl ubierania – kolorowe bluzki we wzory czy fioletowe sukienki zastąpiły czarny golf i butelkowozielona koszulka narzucona na wierzch. Choć przez cztery lata obserwowałam jego przemianę na przestrzeni kolejnych klas liceum, to właśnie na studiach przeszedł największą metamorfozę.

– Na pewno systematycznie ścinałem włosy coraz krócej – kontynuuje Jan. – To były naprawdę dobre decyzje, choć wizyty u fryzjera to była tragedia. Zawsze kończyły się źle, zawsze robili coś zupełnie inaczej niż chciałem. Pamiętam jedną sytuację – poszedłem do fryzjerki, która wcześniej obcinała mnie w miarę dobrze. Była przyjaciółką rodziny. Pokazałem jej wtedy zdjęcie chłopaka z fryzurą, którą chciałem – miał trochę dłuższe włosy niż standardowo przyjęło się u chłopaków, ale to właśnie mi się podobało. Powiedziałem jej, że chcę coś takiego.  I co zrobiła? Obcięła mnie paskudnie – włosy zostawiła o kilkanaście centymetrów za długie! Ja chciałem krótkie, do ucha, a ona zrobiła mi boba do szyi. Siedziałem na tym krześle, patrzyłem w lustro i już wiedziałem, że to będzie katastrofa. A w tym wszystkim zaczęła jeszcze rozwodzić się o gejach i pedofilach. Myślałem tylko: ‘O Boże, dlaczego ona to mówi? Czemu muszę tego słuchać?’ Wtedy postanowiłem, że nigdy więcej – ona już nigdy nie dotknie moich włosów.

Jan tłumaczy mi, że dopiero na początku studiów zaczął kupować sobie ubrania, które nie były kobiece – bardziej męskie lub androgeniczne. Zmienił też wygląd i zachowanie. W lecie 2024 obciął włosy na krótko, co uważa za świetną decyzję. Mówi, że zamierza je znowu przyciąć, może nawet jeszcze krócej. W końcu przechodzimy do cięższego tematu, jakim jest testosteron.

– Miałem w planach przejście na testosteron, gdybym dostał stypendium, ale ostatecznie go nie dostałem – zabrakło mi naprawdę mało punktów. Może w przyszłym roku. Wiesz, najgorsze w tym wszystkim jest to czekanie, ta świadomość, że wszyscy inni w moim wieku, wokół mnie, którzy są cis, nawet jeśli nie lubią swojego ciała czy siebie, to nie z powodu płci. Oni mogą się zmieniać, mogą w każdej chwili podjąć decyzję, że zaczną się inaczej ubierać, pójdą na siłownię, cokolwiek. To są zmiany – nie chcę, żeby to źle zabrzmiało – ale są kosmetyczne. Oni mają glinę i mogą z niej lepić, a ja jeden dostałem piasek. Nieważne jak bardzo będę próbował coś z nim zrobić, no to nadal jest to piasek. Jak poleję go wodą, to może na chwilę się utrzyma, ale nic z tego nie zrobię. Nie mam takich możliwości jak oni – nie mogę zmieniać swoich rysów twarzy, nie dojrzewam w ten sposób. Dziewczyny, które kiedyś znałem, stają się pięknymi kobietami, a chłopcy, którzy biegali po polach, teraz mają postawną budowę. A ja wciąż czuję się jak mała dziewczynka w ciele, które nie jest tym, czego chcę. Bez ingerencji medycznej, bez hormonów, nie osiągnę tego, czego potrzebuję, żeby żyć, a nie tylko egzystować.

Bo to jest egzystencja. Codziennie budzić się w ciele, które nie jest tym, czego chcę. Co roku zastanawiać się: ‘Ile jeszcze? Czy uda mi się to zmienić?’ Mam znajomych, którzy zmienili imiona, i to jest w pełni akceptowane, ale ja nie mogę pójść do urzędu i powiedzieć: ‘Nie chcę być zapisana jako kobieta’. Żeby zmienić to w dokumentach, muszę pozwać własnych rodziców w tym kraju. Co to w ogóle jest za prawo? A to wszystko zależy od tego, jak jestem zapisany w systemie – co to zmienia, czy mam 'K’ czy 'M’ na papierach? – wzdycha Janek, sięgając po kubek wody – pierwszy raz od początku naszej rozmowy.

Mimo wszystko, od ostatniego razu, kiedy się widzieliśmy, widać było, że coś się w nim zmieniło. Dopytuję go, czy zauważa, że społeczeństwo inaczej go odbiera po zmianie wyglądu. Janek szeroko się uśmiecha i wybucha śmiechem.

– Teraz zdecydowanie częściej zdarza się, że nie tylko niedowidzące babinki mówią do mnie: ‘Oj, chłoptasiu, jakiś ty piękny, podniósłbyś mi tę torebkę’, ale naprawdę cały przekrój ludzi, których spotykam na ulicy czy w sklepie, jak czekam głodny za chlebem. Zwracają się do mnie per pan. Co prawda, od dłuższego czasu próbuję trenować swój głos na różne sposoby. Myślę, że jak się postaram, to jestem w stanie brzmieć bardziej męsko, ale ostatnio była taka sytuacja, że byłem ubrany naprawdę męsko, stałem w Biedronce z dwiema pizzami i mandarynkami w ręce. Stoję sobie przy kasie samoobsługowej, a podchodzi do mnie jakiś pan. Nie widział jeszcze mojej twarzy, stoi za mną i pyta: ‘Czy Paaaannnn?’ Spogląda na mnie i dodaje: ‘Czy Pannnn w kolejce tutaj?’. Jak to usłyszałem, jego niepewność i to przeciąganie sprawiły, że tylko skinąłem głową, bo nie byłem w stanie zrobić męskiego głosu i powiedzieć zwykłego ‘Tak’. Po prostu zaśmiałbym się w twarz temu gościowi” – mówi rozbawiony Jan. Dopytuję, czy czuje satysfakcję z tego, na co on z zapałem kiwa głową.

Janek opowiada mi również, że sam koncept „coming outu” – czyli procesu ujawniania swojej orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej przed innymi (np. rodziną, przyjaciółmi, znajomymi czy współpracownikami) – wydaje mu się dziwny.

– Kiedy ktoś jest kobietą albo mężczyzną, nie musi tego obwieszczać całemu światu, ta osoba po prostu jest – mówi. – A ja też po prostu jestem. Idę przez ten świat.

W końcu przechodzimy do tematu rodziny i przyjaciół. Ciekawi mnie, czy otworzył się przed nimi na temat tego, jak się czuje. Jan wzdycha, słysząc moje pytanie.

– Na pewno jest to bardzo duża różnica między rodziną a przyjaciółmi. Przyjaciół mogę wybrać. Są to ludzie, którzy chcą być przy mnie i ja chcę być przy nich; którzy wiedzą, kim ja jestem. Jest tutaj obustronne zaufanie i zrozumienie, i chęć podtrzymywania tej relacji.

Natomiast z rodziną jest to relacja, której nawet jak nie podtrzymujesz, to nadal jesteście związani krwią. I to jest przekleństwo i błogosławieństwo w jednym. Pamiętam jak miałem 16-17 lat, powiedziałem mojemu bratu o wszystkim. On mi odpowiedział, żebym nie mówił rodzicom – że to są jakieś urojenia. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Rodzice nic nie wiedzą, bo wiem, że by tego nie zrozumieli. To nie miałoby sensu. Zawsze przy rodzinnym stole, gdy jesteśmy sami, padają żarty, które pokazują brak szacunku do wielu ludzi. Wiem, czego się spodziewać. Wiem, co mnie spotka. Jeśli ktoś widzi swojego sąsiada i pierwsze, co mówi, to: ‘O Jezu, ale ona się spasła!’, zamiast po prostu powiedzieć: ‘O, Marysia jedzie’, to jedyna myśl, która ci się nasuwa, to „jak można tak myśleć o drugim człowieku”? Wolałbym, żebyśmy wszyscy byli bardziej życzliwi. Każdy zasługuje na szacunek, po prostu za to, że jest żywą istotą.

Kiedy wujek Iruś mówi coś w stylu: ‘Te lewaki to pedofile’, wiem, że to efekt wpływu ludzi, którzy uważają, że mają prawo obrażać innych. Mimo że się z nim nie zgadzam, on również jest człowiekiem. Nie wyciągnę spluwy ani nie zastrzelę nikogo za to, że splunął mi na chodnik, ale powiem: ‘Ej, może nie warto tego mówić?’. Myślę, że wiele problemów można by rozwiązać, gdybyśmy po prostu ze sobą rozmawiali, słuchali się nawzajem, zamiast trzymać się sztywno przekonania, że ‘moja opinia jest niezmienna’.

Wypytuję Janka, gdzie tak właściwie sięga po wiedzę o tych wszystkich procesach i gdzie można się o tym edukować.

– Jestem wdzięczny za organizacje, które zajmują się dobrostanem innych ludzi, że ta życzliwość naprawdę kwitnie. Jak się poszuka, to znajdzie się mnóstwo osób, które chcą robić dobre rzeczy i faktycznie je robią. Mnie np. bardzo pomogła strona/organizacja tranzycja.pl. Tam jest mnóstwo rzetelnej wiedzy na temat tego, co to znaczy być transpłciowym, jak przebiega proces tranzycji. To nie tylko sucha wiedza, ale także poradniki. Wchodzisz nie wiedząc nic, a wychodzisz rozumiejąc. Wszystko jest przedstawione krok po kroku. Znajdziesz tam informacje na temat tego, jak wygląda to od strony prawnej, jak ubiegać się o tranzycję, co trzeba zrobić w Polsce, aby do tego doszło, gdzie się udać.

Janek uważa, że świadomość w społeczeństwie już się zmienia. Coraz więcej mówi się o osobach transpłciowych. Nawet jeśli niektórzy nadal wyrażają negatywne opinie na temat osób trans i LGBT, to wciąż o tym rozmawiają. To już daje pewien znak, że istnieje świadomość o tym zjawisku. Jednak pierwsza reakcja wielu ludzi na coś, czego nie rozumieją, to strach, który często objawia się oburzeniem.

– Słyszy się wtedy coś w stylu: „Jak to? Baba staje się chłopem? Za moich czasów…”. To, niestety, świadczy o braku zrozumienia. Jeśli chodzi o osoby trans, akceptacja społeczeństwa w Polsce wciąż jest mała. W przypadku osób queer czy o innej orientacji sytuacja wygląda trochę lepiej – przynajmniej w moim otoczeniu. Żarty na temat gejów i lesbijek stają się coraz mniej brutalne, ale sytuacja nie wygląda podobnie w przypadku osób transpłciowych. Wiele osób wciąż się boi (w tym i ja). Mało kto poznał kogoś trans, ale nie dlatego, że ich nie ma – osoby trans były od zawsze i będą. Co to zmienia w moim życiu, jeśli np. wujek Stasiek zaakceptuje moje istnienie jako osoby trans? To nie jest coś, czego potrzebuję do szczęścia.

Pytam Janka, czego się boi. Mija dłuższa chwila. Widzę, że zastanawia się nad moim pytaniem. Odpowiada z zamyśloną miną.

– Myślę, że nikt z nas nie lubi słuchać o sobie przykrych i nieprawdziwych rzeczy. Ja na przykład nie doceniłbym, gdyby ktoś zaczął na mnie krzyczeć, że jestem pedofilem, wymieniając całą listę wyzwisk, tylko dlatego, że jestem trans/niebinarny, a tej osoby w ogóle nie znam. Nikt nie chce być osaczany przez otoczenie, zwłaszcza jeśli nie zasługuje na coś takiego. Co ja zrobiłem, żeby zasłużyć na takie traktowanie? Najbardziej boję się, że osoby z mojej rodziny usłyszałyby coś o mnie, co całkowicie zmieniłoby ich postrzeganie mnie. A i tak już nie darzą mnie sympatią, bo zawsze byłem „dziwny”.

Jan opowiada mi, że wielu ludzi zadaje naprawdę intruzywne pytania, naruszające czyjąś prywatność. Rozumie on, że niektórzy po prostu nie wiedzą, czego nie wiedzą, i nie mają pojęcia, jak się o to spytać.

– Czasami brakuje im kultury osobistej, a niektórzy zapominają, że nie o wszystko wypada pytać obcych ludzi, szczególnie w publicznych miejscach. Odpowiedzi na te pytania można znaleźć na stronach takich jak tranzycja.pl albo w bibliotekach. Czasami pytania są naprawdę dziwne… – mówi Jan, kręcąc głową z politowaniem.

Dopytuję o pytania i sytuacje, które go niepokoją. Odpowiada mi, że najczęściej dotyczą one kwestii, które ludzi najbardziej nurtują, kiedy zaczynają żartować o osobach trans. Choć większość ludzi jest oburzona, to gdy zaczynają żartować, zazwyczaj schodzą na temat cielesności i seksu, co – jak zauważa Janek – jest ulubionym motywem wielu żartów. Jednak są granice.

– Siedzę przy stole z moją rodziną, oni zagryzają ziemniaki i schabowego, a w tle zaczynają żartować o osobach trans. Z jednej strony wyzywają je okropnie, a z drugiej są strasznie ciekawi, jak wygląda seks z osobą trans. Co w tym śmiesznego? Czy możemy zostawić takie dowcipy o genitaliach w przedszkolu? Dla mnie żarty, których celem jest obrażenie drugiego człowieka, to przeszłość. Śmianie się z cudzej cielesności i traktowanie jej jak coś dziwnego to najczęściej maskowanie ciekawości. Zamiast szukać odpowiedzi, wolą wyśmiewać, a potem pada pytanie: „A jak to wygląda? Jak z kimś takim mieć seks?” To bardzo ironiczne i niekomfortowe. Wyobraź sobie, że rozmawiasz ze znajomym o czymś zupełnie niewinnym, jak ciasto, a twój rozmówca nagle zaczyna mówić: 'No, mnie to pociąga, jak ktoś ma trochę inną fizyczność niż ja, i teraz bardzo szczegółowo opiszę, co dokładnie mi się podoba’. Takie rozmowy są po prostu niekomfortowe i niewłaściwe, zwłaszcza gdy jesteśmy nieznajomymi. Rozumiem, że dla niektórych może to być rewolucyjne, że osoba trans może być atrakcyjna, ale to wciąż nie upoważnia nikogo do ingerowania w czyjąś prywatność.

Cieszę się, że ludzie chcą zadawać pytania i dowiedzieć się więcej, ale musimy pamiętać, że my, osoby transpłciowe, nie jesteśmy encyklopediami o intymnych sprawach. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, a takie pytania bywają po prostu niekomfortowe. – opowiada poirytowany Jan.

Kończymy rozmowę na ten temat. Janek dopija swoją wodę, a ja moją herbatę, która podczas rozmowy zdążyła już ostygnąć. Rozmawiamy jeszcze chwilę, i dołącza do nas jego czarny kot, Marcin. Janek bierze go na ręce i przytula. Opowiada mi również, że ma nadzieję, iż za rok dostanie stypendium i rozpocznie przyjmowanie testosteronu. Ma nadzieję, że ta jedna rzecz pozwoli mu przemienić piasek, który dostał, w coś bardziej przypominającego glinę.