Życie w rękach bogów

Fot. Sonika Agarwal, źródło: https://unsplash.com/photos/woman-in-red-and-gold-floral-dress-holding-pink-umbrella-syeu6DURnX8

Do moich ulubionych przykładów sztuki sakralnej należą wszelkie przedstawienia mitów hinduizmu, w tym ilustracje do świętych tekstów tej religii. Ukazani tam bogowie mają pewną cechę, która nie pozwala pomylić ich z żadnymi innymi: ponadstandardową liczbę rąk, czasem cztery, czasem sześć, niekiedy jeszcze więcej. Nie znam teologicznego uzasadnienia tego stanu rzeczy. Przypuszczam zresztą, że poszczególne nurty hinduizmu udzieliłby tu odmiennych odpowiedzi; ktoś kiedyś powiedział, że gdybyśmy do hinduizmu przykładali tak samo wyczulony na wszelkie zróżnicowanie klucz kategoryzacyjny, co wobec religii abrahamowych, to mówilibyśmy nie o hinduizmie, a o religiach hinduistycznych.

Nie mam również takiej wiedzy z zakresu historii sztuki, by określić, kiedy zaczęto tworzyć tego rodzaju wizerunki. Myślę jednak, że wiem co, zwłaszcza współcześnie, może być urzekającego w obrazach wielorękich bóstw, a co na pewno niezmiennie mnie w nich fascynuje, i co zdaje się być przesycone głębokim, symbolicznym sensem.

Postaci te wyposażone są w, trzymane w dłoniach, różnorakie przedmioty i atrybuty, nierzadko przynależące do różnych dziedzin życia: instrumenty muzyczne, naczynia, kwiaty, buławy, zróżnicowane rodzaje broni, w tym łuki, topory i trójzęby.

Człowiek nie byłby w stanie utrzymać ich wszystkich, tak jak nie byłby w stanie osiągnąć doskonałości w każdej z dziedzin, jakie możemy łączyć z poszczególnymi atrybutami: piąć się po szczeblach wojskowej hierarchii, pojąwszy zasady obsługi każdego typu oręża (w naszym przypadku byłyby to raczej czołgi, samoloty i międzykontynentalne rakiety balistyczne), poznać tajniki ogrodnictwa, a wreszcie zdobyć ludzkie serca doprowadzoną do perfekcji symultaniczną grą na wielu instrumentach. Nie starczyłoby mu na to czasu, a w ostatnim przypadku człowieka orkiestry również rąk.

Zapewne ta interpretacja nie ma nic wspólnego z faktyczną treścią hinduizmu. Tak jednak, jak krótkość ludzkiego życia nie pozwoliłaby pogodzić wszystkich powyższych aktywności, tak mi nie pozwoliłaby na zgłębienie wszystkich zawiłości tysięcy lat indyjskiej duchowości i zainspirowanej nią sztuki, i pogodzenie tych zadań z wszystkimi innymi życiowymi ambicjami. To możliwe byłoby tylko dla bogów.

Niekiedy w roli takich bogów sytuują się różnej maści coachowie, trenerzy rozwoju osobistego, i inni cudotwórcy obiecujący, że tylko ich kurs, tylko ich książka, potrzebne są do tego, by wkrótce spełniły się wszelkie nasze marzenia, czasu starczyło na każde zadanie, którego tylko zechcemy się podjąć, i żebyśmy już nigdy nigdzie nie musieli się spieszyć, z niczego rezygnować, a w naszym życiu zapanowały spokój i harmonia. Słowem, sky is the limit. A może nawet nie tyle sky, co heaven?

To jednak nie jest możliwe. Jakkolwiek wiele technik zarządzania czasem faktycznie może wnieść do życia wiele dobrego, uczynić je bardziej uporządkowanym i zwieńczonym licznymi sukcesami, techniki te nie pozwolą nam jednak zrealizować wszystkich naszych marzeń, skorzystać z wszystkich życiowych opcji, zaznać wszystkiego, co świat ma nam do zaoferowania. To bowiem jest nieskończone.

Współczesny świat przestawia niezliczone oferty, propozycje i szanse, z których każda aż krzyczy, by wybrać właśnie ją. Jeszcze nigdy tak wielu ludzi nie miało szansy na zdobycie wykształcenia – jednak wiedza jest jak nigdy poszatkowana na niezliczone, rozgałęziające się i nieustannie namnażające dziedziny i subdziedziny. Włączywszy platformę streamingową, ujrzymy tyle filmów i seriali, które możemy obejrzeć, że pojawia się pokusa, by oglądać ich kilka na raz, na wielu ekranach, lub chociaż uruchomić opcję przyspieszonego odtwarzania. Jeżeli zaś włączymy aplikację randkową, rozpostrze się przed nami niknący na horyzoncie szereg potencjalnych partnerek i partnerów, nieprzebrany tłum opcji, spośród których każda będzie brutalnie porównywana z wszystkimi innymi.

Chociaż, kto wie? Być może rację mają ci, którzy tworzą zapierające dech w piersiach rzeźby, obrazy, i komputerowe grafiki Brahmy, Kriszny, Kali i Wisznu. Być może da się zrealizować wszystkie nasze marzenia, spróbować każdej potrawy, zobaczyć wszystkie egzotyczne krainy, wejść w tysiące związków i zgłębić każdą dziedzinę wiedzy, wystarczy przeżyć wystarczająco wiele wcieleń? Ale chyba wyzwolenie nie ma polegać na nieustannym odtwarzaniu procesu reinkarnacji, co na zakończeniu go?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 × jeden =