Diabelski Pamiętnik #16: Wszystkie Drogi Prowadzą Na Wembley
6 min readPowoli kończy się sezon 2023/2024 w wykonaniu Manchesteru United. Czerwonym Diabłom pozostaje do rozegrania już tylko finał Pucharu Anglii na Wembley. Po zajęciu 8. lokaty w ligowej tabeli i blamażu we wszystkich innych rozgrywkach, ekipa z Old Trafford ma ostatnią szansę na uratowanie posady Erika Ten Haga. W tej sytuacji ciężko o optymizm. I to mimo faktu, że ostatnie tygodnie wcale nie były tragiczne.
Ostrzeżenie: Niniejsza rubryka jest przeznaczona dla osób o mocnych nerwach. Jeżeli nie chcesz doświadczać stanu totalnej beznadziei, zawodu i irytacji, unikaj tego i reszty artykułów z tej serii. Ich czytanie grozi nabyciem silnych tendencji masochistycznych.
Różnica klas
Witaj ponownie, drogi Pamiętniczku! To jedno z naszych ostatnich spotkań w tym sezonie. Kończące się rozgrywki mogą już wkrótce przejść do historii jako najgorsze w wykonaniu Manchesteru United w erze Premier League. Muszę przyznać, że optymizm, z jakim przystępowałem do obserwowania poczynań moich ulubieńców, dziś wydaje się odległą mrzonką. Najlepszym przypomnieniem niemocy Czerwonych Diabłów w bieżącej kampanii był chociażby niedawny mecz z Arsenalem. Rywalem, który stanowi podobne wyzwanie do tego, które czeka podopiecznych Erika Ten Haga na Wembley.
Powiedzieć, że Kanonierzy wyszli na to spotkanie zaspani, to nic nie powiedzieć. Chociaż występ United był bardziej zjadliwy od ostatnich dokonań, trudno mówić o postawieniu się wicemistrzom Anglii. Arsenal wciąż liczył się wtedy w walce o tytuł, ale nie wyglądał na zespół, który umrze za zdobycie 3 oczek. Te zapewnił sobie jednak dość szybko, bo już w 20. minucie Casemiro zaliczył najgorszą próbę zastawienia pułapki ofsajdowej w historii prób zastawienia pułapek ofsajdowych. Wóz z węglem, przebrany dla niepoznaki za Brazylijczyka, kompletnie zawalił ustawienie, przez co goście z Londynu mogli cieszyć się z prowadzenia.
Po tym dobitnym faux pas mecz mógł się właściwie zakończyć. Wiem, co mówię, Pamiętniczku! Zawodnicy Mikela Artety skupili się na bronieniu wyniku przy jednoczesnej niemocy gospodarzy. Czerwone Diabły pozbawione Bruno Fernandesa automatycznie tracą 90% atutów ofensywnych, co było widać tego dnia na Old Trafford. Teatr Marzeń też się zresztą nie popisał, bo gdy pod koniec spotkania zaczęło lać, świat obiegły filmy przypominające polskim kibicom Basen Narodowy. Idealne podsumowanie upadku mojego ukochanego klubu.
Próba generalna?
Bezapelacyjnie najlepszym występem Manchesteru w ostatnich tygodniach był natomiast ten przeciwko Newcastle. Ostatnia domowa kolejka przyniosła United całkiem przekonujące zwycięstwo. W dodatku z bezpośrednim rywalem w walce o puchary! Wydaje mi się, Pamiętniczku, że to właśnie to spotkanie Erik Ten Hag wybrał na ostateczny test przed finałem na Wembley. Sroki są w końcu znakomite w pressingu, więc można było przetestować kilka rozwiązań na starcie z City. Jak się okazało, była to próba udana.
Poza klasycznymi bohaterami tego sezonu, jak wracający Bruno, Kobbie Mainoo i Scott McTominay, wyłoniły się także 2 niespodzianki. I o ile Amad Diallo pokazywał już przebłyski dobrej formy, tak Sofyan Amrabat dopiero od meczu z Arsenalem przestał być najgorszą wersją siebie. Marokańczyk zaliczył sporo ważnych interwencji, a reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej udowodnił, że czeka go lepsza przyszłość na Old Trafford niż Antony’ego. Panowie wreszcie zaprezentowali swoją przydatność, co przełożyło się na wygraną. I przedłużyło nadzieję na zakwalifikowanie się do europejskich rozgrywek drogą ligową.
Momentami to spotkanie wyglądało tak, jakby Newcastle oszczędzało siły na ostatnią kolejkę. To Czerwone Diabły chętniej atakowały, a Sroki musiały zadowolić się okazjonalnymi kontratakami. Nie udało się co prawda zachować czystego konta, jednak sam fakt zwycięstwa należy docenić. Podobnie jak powroty Marcusa Rashforda i Lisandro Martineza. Na sam koniec sezonu Erik Ten Hag mógł pochwalić się, że nareszcie ma do dyspozycji większą część swojej kadry. Holender wreszcie narzekał na pozytywny problem – bogactwa wyboru. Być może to właśnie dzięki powrotom rekonwalescentów uda mu się obronić posadę na Wembley.
Ligowy finał zaliczony
Ostatnim ligowym rywalem moich ulubieńców była jedyna drużyna, której były szkoleniowiec Ajaxu nie zdołał jeszcze pokonać w Premier League. Mowa oczywiście o Brighton. Mewy żegnały tego dnia Roberto De Zerbiego, więc atmosfera na Falmer Stadium dopisywała. Fani zespołu Jakuba Modera okazali Włochowi ogromną wdzięczność za jego pracę. A że przy okazji to właśnie świeżo upieczony bezrobotny jest wymieniany w gronie potencjalnych następców Ten Haga, to spotkanie miało dodatkowy smaczek.
W cieniu walki o mistrzostwo i rozstania Jürgena Kloppa z Liverpoolem rozegrano mecz, który ostatecznie nie miał wielkiego znaczenia sportowego. Brighton nie walczyło już o nic, podczas gdy Czerwone Diabły potrzebowały cudu, by wskoczyć przed Chelsea i Newcastle. Ten nie nastąpił, zatem trudno było o wielką ekscytację finiszem nieudanej kampanii. Mimo wszystko należy pochwalić graczy obu ekip. Nie zadowolili się człapaniem po murawie, tylko dążyli do zgarnięcia pełnej puli.
Pierwsze 45 minut zwiastowało kolejną kompromitację moich ulubieńców, ale dzięki postawie André Onany United utrzymało remis. Po zmianie stron i kilku korektach składu Diogo Dalot i Rasmus Hojlund wykorzystali rozkojarzenie bloku defensywnego gospodarzy. Wynik 2:0 osłodził trochę najgorszą pozycję zespołu z Old Trafford w erze Premier League. Przy okazji udało się także osiągnąć barierę 60 punktów. Oznacza to, drogi Pamiętniczku, że przynajmniej udało się uniknąć “rekordu” najmniejszej ilości punktów. Marne pocieszenie, ale każde jest dobre, gdy jedyna droga do Europy wiedzie przez Wembley i Pepa Guradiolę.
Na Wembley o wszystko
A skoro mowa o Wembley, to warto wspomnieć o tym, co czeka Czerwone Diabły już w tą sobotę. Drugi raz z rzędu finał FA Cup uświetni derbowe starcie dwóch zespołów z Manchesteru. Rok temu triumfowali Obywatele, ale tym razem w ich szeregach zabraknie İlkaya Gündoğana. To obecny gracz Barcelony zapewnił City zdobycie najstarszego piłkarskiego trofeum swoim dubletem. Mimo tego to mistrzowie Anglii będą zdecydowanym faworytem. Tym bardziej, że właśnie pobili kolejny rekord. Jako pierwsi wygrali ligowe rozgrywki po raz 4. z rzędu.
Nie oznacza to, że United pozostaje całkowicie bez szans w tym pojedynku. Erik Ten Hag już przed meczem półfinałowym z Coventry zaznaczał, że podczas swojej przygody na Old Trafford tylko raz miał do dyspozycji pełny skład. Było to właśnie w spotkaniu z Obywatelami, które zakończyło się jedynym derbowym zwycięstwem za kadencji Holendra. Teraz sytuacja się powtarza, bo poza grą będą tylko Luke Shaw, Harry Maguire i, nieco już zapomniany, Tyrell Malacia. W obliczu ponad 100 urazów w przeciągu 2 ostatnich lat, to prawie jak święto.
Chcę wierzyć, drogi Pamiętniczku, że nie jestem wariatem i moja nadzieja na wygraną ma logiczne podstawy. Po tak fatalnym sezonie jakikolwiek promyk nadziei jest mile widziany. Finał Pucharu Anglii przyniesie wiele odpowiedzi na pytania, które kiełkowały na przestrzeni całej kampanii. Podwójna stawka (trofeum + puchary za rok), o jaką gra United, jest nie do przecenienia. Również sir Jim Ratcliffe będzie z pewnością przyglądał się wydarzeniom na Wembley. To może być przełomowy moment w historii klubu z czerwonej części z Manchesteru. Trzeba tylko pokonać niebieskiego giganta…