Debiut Probierza na plus?
5 min readPaździernikowe zgrupowanie reprezentacji Polski w piłce nożnej bez wątpienia było wyjątkowe – debiut nowego selekcjonera, brak Lewandowskiego oraz mecze decydujące o awansie na Euro 2024. Jak wypadli Biało-Czerwoni?
Zmiana trenera
Po fatalnym początku eliminacji do Mistrzostw Europy w wykonaniu kadry Fernando Santosa reprezentacja Polski znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której wyprzedzamy w grupie jedynie Wyspy Owcze? Polski Związek Piłki Nożnej na czele z Cezarym Kuleszą został zmuszony do odwołania w trakcie eliminacji dotychczasowego szkoleniowca polskiej kadry, by na jego miejsce powołać nowego. Jak wypadł debiutujący selekcjoner?
Wybór prezesa PZPN padł na Michała Probierza – trenera znanego głównie z Ekstraklasy, który w ostatnich latach lawirował po różnych polskich klubach. Największe sukcesy święcił w Jagiellonii Białystok i Cracovii. Wielu sympatyków futbolu uważa, że Probierz to postać niezwykle charyzmatyczna, a ponadto słynąca z wielu barwnych wypowiedzi.
Nowy początek?
Po katastrofie w wykonaniu kadry Santosa wszyscy liczyli na rewolucję w reprezentacji. Decyzje nowego selekcjonera, można powiedzieć, były rewolucyjne. Probierz nie uwzględnił w kadrze powoływanego regularnie przez kilka ostatnich lat Jana Bednarka. Dodatkowo tuż przed rozpoczęciem październikowego zgrupowania Robert Lewandowski odniósł kontuzję kostki. Przez to trener znalazł się w trudnej sytuacji, tracąc kapitana i najskuteczniejszego zawodnika kadry. W ten sposób opaska kapitańska znalazła się pierwszy raz w historii na ramieniu Piotra Zielińskiego, wybranego do tej roli na czas zgrupowania. Te wszystkie decyzje, wraz z kontuzją Lewandowskiego, dały nam pomyśleć, że to nowy początek: nowy trener, nowy kapitan, brak części zasłużonych zawodników, jednocześnie z wieloma debiutantami i powracającymi do kadry piłkarzami.
Mecz Wyspy Owcze-Polska
Niemoc w zwyciężaniu debiutanckich meczów przez polskich selekcjonerów trwała od 1997 roku. Trwała, ponieważ Probierz jako pierwszy w XXI wieku odniósł zwycięstwo w debiucie. Warto jednak zaznaczyć, że rywal nie należał do szczególnie wymagających. Niemniej polskim kadrowiczom udało się objąć prowadzenie już w 4. minucie meczu za sprawą technicznego uderzenia Sebastiana Szymańskiego. Później, wbrew oczekiwaniom, Polacy nie forsowali tempa i gra momentami wyglądała jakby rywalizował równy z równym. Ostatecznie, po fantastycznym rozpoczęciu spotkania przez Polaków w drugiej połowie, sytuację musiał ratować obrońca Wysp Owczych Hordur Askham, który dostał czerwoną kartkę za faul na Arkadiuszu Miliku w sytuacji sam na sam. Wszyscy oczekiwali rzutu karnego, jednak holenderski arbiter podyktował rzut wolny. Strzał tuż sprzed pola karnego oddał Piotr Zieliński, ale chybił. Polacy jednak dalej nacierali, co w końcu przyniosło efekt. Drugą bramkę w 65. minucie zdobył uderzeniem głową Adam Buksa. Było to ostatnie trafienie w tym spotkaniu.
Mecz ogólnie patrząc wypadł na plus – zwycięstwo wraz z debiutem aż czterech zawodników. Spośród debiutantów najbardziej nieoczekiwanym był Patryk Peda, środkowy obrońca grający w Serie C (III liga włoska), który rozegrał cały mecz, a ponadto uniknął poważniejszych błędów. W ten sposób Polska awansowała z przedostatniego miejsca w tabeli na drugą lokatę, wyprzedzając Mołdawię i Czechy, których kadra przegrała tego dnia z Albanią aż 0:3. Te wyniki sprawiły, że na dwie kolejki przed końcem eliminacji Polacy, mimo beznadziejnego startu eliminacji, utrzymywali szanse na bezpośredni awans na Euro. Wystarczyło wygrać oba pozostałe mecze – ze wspomnianą Mołdawią i Czechami – by nie oglądać się na wyniki rywali.
Mecz Polska-Mołdawia
Można z pewnością powiedzieć, że Biało-Czerwoni nie weszli dobrze w ten mecz. Grali powoli, bez polotu, brakowało dokładności w najprostszych podaniach. Mołdawianie z kolei grali odważnie, ustawiając się wysoko. Przyniosło to efekt – w 25. minucie Ion Nicolaescu, zdobywca dwóch goli w meczu w Kiszyniowie, trafił do siatki Wojciecha Szczęsnego po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Po tym golu Polacy wzięli się do pracy i wypracowali niezłe okazje strzeleckie. Jednak żaden ze strzałów nie znalazł drogi do bramki. Od początku drugiej połowy Biało-Czerwoni wyraźnie dążyli do wyrównania. Akcje były dynamiczne, z dużą ilością podań. W końcu, w 53. minucie meczu, Karol Świderski trafił do bramki niskim strzałem w dolny róg. Później Polacy stworzyli jeszcze kilka obiecujących okazji strzeleckich, ale żadna z nich nie zakończyła się objęciem prowadzenia. Po 5. minutach doliczonego czasu gry sędzia zakończył spotkanie wynikiem 1:1.
Polakom udało się oddać aż 21 strzałów, z czego jedynie 7 było celnych. Spośród nich wszystkie, oprócz zakończonego golem, były strzałami prosto w mołdawskiego bramkarza. Dla porównania, Mołdawianie oddali 4 strzały, w tym 1 celny, który wystarczył, by objąć prowadzenie. W statystykach posiadania piłki, liczby podań i ich celności, podopieczni Michała Probierza także zdeklasowali rywali. Tylko co z tego, skoro najważniejsza statystyka była remisowa?
Co dalej?
Remis z Mołdawią ponownie skomplikował sytuację Biało-Czerwonych w grupie. Jeżeli podopieczni Probierza chcą pojechać na Euro 2024 musimy nie tylko pokonać Czechów 17 listopada, ale także liczyć na korzystne wyniki na boiskach naszych rywali. Jeśli nie uda się zwyciężyć, Polacy będą mieli jeszcze szansę awansować z baraży, do których prawdopodobnie dostaniemy się z powodu naszego utrzymania w pierwszej dywizji Ligi Narodów. Awans tą drogą nie będzie prosty, ponieważ będą tam czyhać na nas znacznie bardziej wymagający przeciwnicy niż Mołdawia czy Albania.
Mimo zwycięstwa kadry w pierwszym meczu i dobrej drugiej połowy w spotkaniu z Mołdawią, pracę nowego selekcjonera reprezentacji Polski należy ocenić niestety negatywnie. Remis u siebie ze 159. reprezentacją na świecie nie napawa optymizmem. Wszystko rozstrzygnie się już na najbliższym listopadowym zgrupowaniu. Nam, kibicom, pozostaje jedynie trzymać kciuki za Polaków. Zapowiada się naprawdę gorący listopad.