Mniej wiesz, lepiej śpisz. News fatigue i news avoidance
4 min readŚmiertelny wypadek na autostradzie. Rosyjskie wojska atakują Awdijiwkę. Ojciec znęca się nad rodziną. Hammas porywa ponad 100 cywili. Izrael bombarduje strefę Gazy. Włączając wiadomości, jesteśmy stale atakowani przez ludzkie tragedie. Smutek to jednak nie wszystko. Regularnie możemy również doświadczyć złości, wywołanej przez polityków, rosnącą inflację i podupadającą gospodarkę. Kiedy wiedza męczy, a niewiedza koi, nie ma co się dziwić, że coraz więcej osób stawia na to drugie.
Zmęczenie konsumowanymi informacjami – przez specjalistów w dziedzinie mediów nazywane news fatigue – samo w sobie nie jest zjawiskiem negatywnym. Jest to jedynie sygnał, iż nasz umysł jest przytłoczony i potrzebuje czasu na regenerację. Zmęczenie mediami może jednak prowadzić do celowego unikania konsumpcji mediów (ang. news avoidance), które wiąże się z negatywnymi skutkami, m.in.: byciem niedoinformowanym czy też obniżeniem aktywności politycznej. News fatigue i news avoidance nie są zjawiskami nowymi, ale przybrały one na sile w ciągu ostatnich lat. Dlaczego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, powinniśmy cofnąć się w czasie do roku z piekła rodem – 2020.
Trzy lata traumy
Pandemia koronawirusa przytłoczyła nie tylko zwykłych ludzi, ale również rządy i instytucje odpowiedzialne za ochronę zdrowia. Zwłaszcza pierwsze miesiące rozprzestrzeniania się COVID-19 minęły pod znakiem niepokoju i niepewności. Nasza wiedza na temat choroby była znikoma. O koronawirusie uczyliśmy się na bieżąco, przez co wytyczne władz stale ulegały aktualizacji. Sytuacja dynamicznie się zmieniała, śledzenie mediów było niezbędne do nawigowania w nowej rzeczywistości. Oglądaliśmy wiadomości, czytaliśmy artykuły online, ci odważniejsi regularnie sprawdzali również Twittera. Zdobywanie informacji o nowych obostrzeniach i objawach COVID-19 budziło w nas niepokój, ale nie to było najgorsze. Niemal codziennie docierały do nas dramatyczne historie ze szpitali, opowieści o niemożliwych wyborach lekarzy, informacje o braku miejsc w kostnicach, czy w końcu zatrważające dane liczbowe przedstawiające śmiertelne żniwa pandemii. Miesiąc stałego konsumowania tego typu wiadomości doprowadziłby do zmęczenia nimi. A trwało to znacznie dłużej.
Po dwóch latach koronawirus zaczął zwalniać, a newsy z nim związane przestały siać panikę. Sytuacja powoli się stabilizowała. Wtedy jednak przyszedł 24 luty 2022 roku. Status quo został kolejny raz zaburzony. W Europie po raz pierwszy od lat pojawiło się widmo wojny. Oczywiście, można by się zastawiać nad tym, czemu podobnych reakcji nie wywołała aneksja Krymu w 2014 roku, czy też pochylić się nad tym, jak świat zachodni selektywnie wybiera, którymi wojnami warto się przejmować. Niezależnie jednak od stojących za tym pobudek, świat oszalał. Chociaż panika dotknęła w większości państw NATO – masowo wyszukiwano w Internecie m.in.: skutków wojny nuklearnej, czy też zasięgów poszczególnych głowic. Mieszkańcy krajów sąsiadujących z Ukrainą i Rosją odczuli ją najbardziej. Przez pierwsze tygodnie inwazji ciężko było oderwać się od programów informacyjnych czy codziennych relacji z frontu. Nawet portale społecznościowe informowały nas o kolejnych zbrodniach wojennych popełnianych przez rosyjską armię. Każdorazowy kontakt z mediami przypominał nam o tym, o czym nikt nie chce pamiętać. O okrucieństwie, do którego zdolni są ludzie.
Wszechobecne fake newsy
Ostatnie trzy lata zmęczyły nas psychicznie, ale niechęć do konsumpcji mediów nie wynika jedynie z naszej kolektywnej traumy. Plaga fake newsów również przyczyniła się do tego, iż coraz więcej osób woli omijać wiadomości szerokim łukiem. Oczywiście, fałszywe informacje obecne są od zawsze. Nigdy jednak nie miały tak wyśmienitych warunków do rozprzestrzeniania się jak teraz. Doskonale pokazał to okres pandemii, kiedy to nawet najbardziej kuriozalne informacje okazały się równie zaraźliwe, co koronawirus. Od początku pandemii dużą popularnością cieszyły się teorie spiskowe dotyczące genezy COVID-19. Popularne były również domowe sposoby na zdiagnozowanie i, co gorsza, leczenie choroby. Źródłem tych fake newsów nie były jednak tradycyjne media, a portale społecznościowe. Skąd więc brak zaufania do mediów?
Podczas pandemii z mediów płynęło do nas wiele sprzecznych komunikatów. Lekarze najpierw prosili o niezabieranie personelowi medycznemu maseczek, później nawoływali do ich noszenia. Początkowo osłonę na twarz noszono by chronić innych, później by chronić samego siebie. COVID-19 można było się zarazić z bardzo bliskiej odległości, a po kilku miesiącach już nawet poprzez przebywanie w jednym pomieszczeniu. Czy sprzeczność komunikatów wynikała z chęci szerzenia fake newsów? Nie. Jak już wspomniałam wyżej, wiedza o koronawirusie zdobywana była na bieżąco. Lekarze i wirusolodzy uczyli się, a następnie korygowali swoje błędne założenia. Na podobne niuanse nie ma jednak miejsca, gdy w grę wchodzą ludzkie emocje. Politycy, instytucje odpowiedzialne za ochronę zdrowia i w końcu media straciły w oczach społeczeństwa.
W obecnych czasach łatwo o przestymulowanie informacjami. Newsy płyną do nas nie tylko z telewizji, prasy i radia, ale również z mediów społecznościowych, od których jesteśmy uzależnieni. Jesteśmy zasypywani lawiną wiadomości, a większość z nich pokazuje nam najgorsze oblicze otaczającego świata. Jesteśmy zmęczeni, poirytowani i mamy zwyczajnie dość. Pragniemy odrobiny ciszy i spokoju. Gdy znajdziemy je w niewiedzy, kurczowo się ich trzymamy.
W końcu im mniej wiemy, tym lepiej śpimy.