W nowej czasoprzestrzeni Smolika i Keva Foxa
4 min readCieszący się niesłabnącym zainteresowaniem i ogromnym uznaniem duet Smolik / Kev Fox jest obecnie w trakcie swej jesiennej trasy koncertowej – „Regretfully yours”. Zdobywcy Fryderyka 2015 w kategorii Najlepszy album alternatywny za wspólną debiutancką płytę, 11 grudnia wystąpili w gdańskim Starym Maneżu.
Obecnie na rynku muzycznym pełnym muzyki z całego świata i wpisującej się w dziesiątki gatunków nie jest łatwo zweryfikować, co można bez wahania nazwać po prostu DOBRĄ muzyką. Chyba brakuje koncertów, w których ma chodzić TYLKO o dobrą muzykę – nie o stroje, scenografię i jakieś zupełnie niepotrzebne okoliczności – ale o gościa z gitarą, dobre nagłośnienie, klimatyczne oświetlenie, wielką pasję i autentyczne emocje. Jest jednak duet, który spieszy na ratunek: Smolik i Kev Fox – przedstawiciele solidnego warsztatu, przemyślanego brzmienia, lat doświadczeń i wysokiej jakości. I genialnego pomysłu, który zaowocował wydaniem „Smolik//Kev Fox”, który – jak czytamy w przywoływanych opisach – „misternie skonstruowane, pełne melancholii melodie i niepowtarzalny, hipnotyzujący, silny wokal Keva przeciwstawiony minimalistycznemu brzmieniu gitary, i tak charakterystycznemu brzmieniu różnorodnych instrumentów, za które odpowiada Andrzej Smolik”.
Niedzielny wieczór miał otworzyć zespół Makabreski. Niestety z powodu choroby Natalii Grosiak występ się nie odbył. Zamiast tego jako support przybył w ostatniej chwili Swiernalis – debiutujący muzyk, reprezentant nurtu nieco psychodelicznego singer-songwritingu. Klasyczna gitara, bas, uzupełniane folkowymi przeszkadzajkami, chórkami, oldschoolowymi syntezatorami to jednak nie to, co przyciąga największą uwagę. Meritum kryje liryka, gdzie wersy bywają gorzkie, kąśliwe, trudne do przekazania. Początkowo do takiej maniery trzeba przywyknąć, ale w konsekwencji można autora „Sierści” czy „Ewolucji skrzydeł” polubić.
Na scenie Wielka Trójka. Producent, dyrygent i mistrz całego przedsięwzięcia, obok niego oszlifowany zręczną ręką diament – uzupełniający koncepcję producenta, świetny wokalista ze swoim głębokim głosem, szczerym przekazem i wyjątkową charyzmą oraz naprawdę dobry perkusista, który lekką ręką zdobył serca publiczności, grając tak, jak gdyby było to podstawową funkcją życiową. Wszyscy razem – jak jeden organizm – spójni, dający z siebie 100%. Trzech panów z klasą. Doskonale się rozumieli, a to, jak dobrze się czuli grając ze sobą na jednej scenie, silnie wpływało na koncert jeszcze bardziej podnosząc jego jakość. Niczego nie udawali i nie ukrywali – grali z serc i dla serc. A widownia doceniła tę autentyczność, skandując na cześć muzyków podczas całego koncertu.
Smolik – w zasadzie gość z kosmosu. Jego muzyka to nowa czasoprzetrzeń. Zabarykadowany między modulatorami i syntezatorami ma swoje centrum dowodzenia, z którego wydobywają się nieziemskie dźwięki. Kontroluje na bieżąco każdą ścieżkę i wyciąga z niej pełne piękno.
Kev Fox to facet zupełnie niezwykły facet. Za jego głosem pewnie podążyłyby tysiące. Potrafi być silny i mocny, ale też delikatny i łagodny. I w żadnym wypadku nie traci na intensywności. Jego mocą jest autentyczność, charyzma, brak niepotrzebnych manier i gadek. Szanuje swoje słowo i swój głos. Gdy krzyczy – potrząsa ziemią, gdy szepcze – wywołuje wzruszenie.
Na koncercie całkowita sinusoida – od euforii, przez kołysankę, po krzyk i frustrację, czyli kompletne spektrum codzienności zamknięte w dźwiękach. Wielka Trójka zagrała utwory ze wspólnego krążka (m.in.: „Mind the Bright Lights”, „Help Yourself”, „Clocked”), wśród których pojawiły się niespodzianki, jak w piosence „Cmyk” przejście w „Whole Lotta Love” Led Zeppelin. Czas na gości, którzy swoją obecnością ubarwili wydarzenie. Jako pierwszy pojawił się na scenie John Porter, niezwykle charyzmatyczny muzyk. Ze względu na chorobę wokalistki Mikromusic w utworze „Hollywood” zastąpiła ją Ada Karpińska. Prawdziwa ekstaza nastąpiła wraz z realno-cyfrowym pojawieniem się na wyświetlanym w tle obrazie enigmatycznej Y z formacji Bokka. W takim wykonaniu „Regretfully Yours” zyskało całkowicie nowy, niemal pozaziemski wymiar. Plejadę gwiazd występujących ze Smolikiem i Kevem Foxem zakończył niesamowity gitarzysta Piotr Pawlak z zespołu KURY, wykonując z artystami jeden z najbardziej popularnych kawałków duetu – „Run”. Nie zabrakło niemalże trudnych do rozpoznania coverów muzycznych standardów: wspomniane już „Whole Lotta Love”, „Come Together” The Beatles oraz „Wicked Game” Chisa Isaaka.
Oklaskom i wrzaskom nie było końca, a mnie nie ustępowała gęsia skórka. Koncert zupełnie oderwał od ziemi. Był jednym z rzadkich, które wyzwalają człowieka. I można jeszcze wiele stron napisać o koncertach Smolika i Keva Foxa, ale słowa nie oddadzą tego, co muzyka może obudzić w człowieku.