30/04/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

#Głos Młodych: Lęk przed obcym

4 min read

Fot.: Alina Żemojdzin

Politykom zależy tylko na tym, żeby wygrać najbliższe wybory, a potem może być choćby potop – mówi medioznawca i badacz komunikacji społecznej, dr Jan Miklas-Frankowski z Uniwersytetu Gdańskiego w rozmowie o trwającej obecnie kampanii wyborczej. Dlaczego PiS „strzelił sobie w kolano” popierając Karola Nawrockiego? Na czym polega fenomen Sławomira Mentzena i dlaczego populistyczne i skrajnie prawicowe ruchy cieszą się coraz większą popularnością?

Wydaje się, że jednym z największych zaskoczeń tej kampanii jest popularność Sławomira Mentzena – kandydata Konfederacji, partii skrajnie prawicowej i populistycznej. Niektóre sondaże (np. badanie przeprowadzone przez United Surveys dla WP w dniach 4-6 kwietnia) pokazują, że różnica między nim a Karolem Nawrockim, kandydatem popieranym przez PiS jest znikoma…

Moim zdaniem wynika to ze słabości Nawrockiego. PiS szukał kogoś, kto przejmie głosy wyborców Konfederacji w (potencjalnej) drugiej turze. Wygląda jednak na to, że „przestrzelił”.

Dlaczego?

Prezydent wybierany w Polsce powinien „dać się lubić”. Ten model prezydentury stworzył Aleksander Kwaśniewski. Jako głowa państwa był bardzo ludzki i przyjazny. „Seryjnie” wygrywał w rankingach typu „Którego prezydenta zaprosiłbyś na obiad?”. Wysoko w nich był również później Andrzej Duda. Nawrocki w swoim „byciu miłym” wydaje mi się sztuczny i nieautentyczny. Odbieram go jako osobę zdystansowaną i antypatyczną. W dodatku, PiS nie sprawdził jego przeszłości i związków ze środowiskiem przestępczym. To jest wielką wadą tego kandydata. Słabe jest też chwalenie własnej książki napisanej pod pseudonimem Tadeusz Batyr…

W Polsce, ale też w Europie widać rosnące poparcie ruchów skrajnie prawicowych, narodowych i populistycznych. Obawiam się, że społeczeństwa zmierzają w tym kierunku. Skąd może wynikać ten, coraz większy, radykalizm?

Faktycznie dziś te ruchy święcą triumfy. Eksperci do spraw prawa migracyjnego twierdzą, że prawo do zawieszania azylu w Polsce nie ma w zasadzie żadnego związku z pragmatyzmem i tym, co się dzieje na granicy, bo prawie żadna z osób, które do nas przyjeżdżają, nie składa o to wniosku…

Czyli przedstawiciele tych ruchów celowo stwarzają sztuczne problemy?

To jest próba grania na emocjach ludzi. W sytuacji, gdy za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, gdy mamy kryzys migracyjny, partie skrajnie prawicowe starają się budować swoje programy w oparciu o potrzebę bezpieczeństwa. To podstawowa potrzeba człowieka. Dzięki temu wygrywają. W Niemczach AFD robi taką karierę dzięki fali społecznego niezadowolenia kryzysem migracyjnym.

Takie partie straszą uchodźcami. Podobnie robi chociażby Donald Trump. To jest odwoływanie się do pierwotnych instynktów i atawizmów, czyli wzbudzanie lęku przed obcymi, lęku który pozwolił nam, jako gatunkowi, przetrwać ewolucyjnie. Problem w tym, że bardzo łatwo go wyzwolić w ludziach, ale niestety trudno potem go oswoić. Podobnie jak wszelkie inne fobie…

Jakie fobie próbują obudzić w nas politycy?

Wobec innych narodów: Niemców, Ukraińców, Żydów… Wobec mniejszości etnicznych i seksualnych. Przykładowo, Andrzej Duda podczas kampanii w 2020 r. mówił, że „LGBT to nie ludzie, ale ideologia”. Poziom homofobii w naszym kraju jest wciąż wysoki, na co wykazują badania. Według rankingu ILGA-Europe z 2024 r. jesteśmy liderem homofobii w Unii Europejskiej. Politykom zależy tylko na tym, żeby wygrać najbliższe wybory, a potem może być choćby potop. Przez takie wypowiedzi jak wspomniana, wzmagają niechęć do wybranych grup społecznych.

Historia pokazywała niestety, że wzmaganie lęku przed obcymi, czyli ludźmi innymi niż my, nie kończyło się dobrze…

Oczywiście! Zaczyna się od słów, potem jest dehumanizacja, a może skończyć się nawet na mordowaniu. Ale niestety, wzmaganie obaw ludzi jest skuteczne. Obecnie nawet Donald Tusk czy cała Koalicja Obywatelska grają tą kartą. Jeżeli posłuchamy wypowiedzi polityków tej formacji o murze na granicy polsko-białoruskiej czy o polityce migracyjnej to niewiele się one różnią od opinii przedstawicieli PiS-u.

Widocznie wszyscy uznali, że lęk, chociażby przed migrantami, jest na tyle silny, że trzeba go jakoś „zagospodarować”. Mimo to myślę, że gdyby spytać o to polityków KO w kuluarach, to raczej nie zgadzaliby się z przedstawianym przez siebie publicznie podejściem. Ze względów demagogicznych jednak tak twierdzą. W 2015 r. PiS wygrał wybory populistycznymi hasłami i programem. Po ośmiu latach jego rządów, polskie społeczeństwo nadal łapie się na takie slogany. Populizm to odwoływanie się nie tylko do potrzeb i marzeń, ale też lęków i obaw zwykłych ludzi. A te obawy i lęki są zawsze najmocniejsze.

Jan Miklas-Frankowski – adiunkt w zakładzie Komunikacji Społecznej i Kulturowej Uniwersytetu Gdańskiego. Jego zainteresowania naukowe obejmują polski reportaż literacki, w tym głównie pamięć Zagłady i polskie realizacje poetyki gonzo oraz debatę jako formę komunikacji politycznej.

 

Tekst autorstwa Macieja Szkaradzińskiego