Romeo i Julia. Ponowne spojrzenie na lektury szkolne
2 min read
Werona. Źródło: https://pixabay.com/pl/photos/werona-w%C5%82ochy-turystyka-podr%C3%B3%C5%BCe-5274686/
Szekspir wielkim dramaturgiem był. Wie to każdy, kto kiedykolwiek musiał siedzieć na lekcjach języka polskiego w szkole. Z drugiej strony – co dokładnie sprawiło, że za takiego jest po dziś dzień uważany? William Szekspir napisał tak wiele utworów, że nie ma na świecie człowieka, który nie potrafiłby wymienić przynajmniej jednego tytułu. Chyba bezpiecznie jest założyć, że gdyby zapytać przypadkowego przychodnia o wymienienie pierwszego z brzegu dramatu Szekspira, wymieniłby utwór Romeo i Julia – tekst, jak się okazuje, inspirowany pewną włoską operą.

Nie jest wielkim sekretem, że tragedie Szekspira kończą się… cóż, tragedią. Ciekawe jest jednak wszystko to, co do niej prowadzi. W tym konkretnym wypadku pisarz podjął tematykę relacji dwóch zwaśnionych rodów (Montecchich i Capuletich), których młodzi przedstawiciele się w sobie zakochują.
Romeo i Julia, bo tak nazywają się protagoniści, poznają się na balu wyprawionym przez Capuletich. Wbrew zagrożeniu płynącemu z zaistniałej między ich rodzinami wojny, decydują się być razem w sekrecie przed światem. Niestety ich miłość prowadzi do cyklu niefortunnych wydarzeń, których konkluzja może niezwykle zdziwić czytelnika.
Romeo i Julia jest sztuką przede wszystkim smutną. To opowieść o tym, jak przewrotne życie potrafi pokrzyżować nasze plany i doprowadzić do sytuacji, w których nie sądziliśmy, że kiedykolwiek przyjdzie nam się znaleźć. Można myśleć o tym jak o omenie. Bo jeżeli jest w tym jakaś pozytywna lekcja do wyciągnięcia, to taka, że nigdy nie wiemy, co nas czeka. Ta wiadomość zaś jest zarówno straszna, jak i ekscytująca.
W historię dramatu możemy wciągnąć się nawet dzisiaj. To, że autor operuje nośnymi motywami, sprawia, że nie trzeba mieć pełnego kontekstu czasów, żeby rozumieć przeżycia bohaterów – ostatecznie są one tylko i wyłącznie ludzkie. Turbulencje, których doświadczają bohaterowie Romea i Julii, nas nie dziwią – i właśnie to pozwala nam z nimi tak bardzo empatyzować.