W Texasie jest nowy strażnik! Charles Leclerc triumfuje w Austin!
6 min readW GP Stanów Zjednoczonych bezkonkurencyjne okazało się Ferrari. Charles Leclerc pomimo startu z 4. pola pewnie zwyciężył, a Carlos Sainz zdobył 2. miejsce. Tuż za nimi działo się sporo, bo ostro walczyli pretendenci do tytułu, czyli Max Verstappen i Lando Norris.
Renault out, Toyota in
Od GP Singapuru minął niemal miesiąc, ale w świecie F1 sporo się działo. Liam Lawson zastąpił Daniela Ricciardo w zespole VCARB. Nowozelandczyk będzie jeździł do końca sezonu, a jeśli się spisze, może dostać kontrakt na przyszły rok. Alpine natomiast poinformowało, że w 2025 r. Renault przestanie produkować silniki F1. Francuzi najprawdopodobniej użyją mocy Mercedesa. Trochę to dziwi, bo cała marka Alpine jest własnością Renault, a zespół będzie używał technologii konkurencji. Kompletnym zaskoczeniem było z kolei nawiązanie współpracy między Toyotą, a Haasem. Japończycy wracają do F1 po 15. latach, a umowa weszła w życie z dniem podpisania. Haas ciągle jednak będzie używał silników Ferrari. Toyota wesprze ich na gruncie technologicznym, inżynieryjnym i sprzętowym. W mediach brylował za to Sergio Perez. Najpierw w wymowny sposób ogłosił na X, że nie kończy kariery, a potem wystąpił w spektakularnej roli w filmiku Red Bulla na YouTube. Absolutne kino.
To był weekend sprinterski, więc kierowcy mieli tylko jeden trening. Wiele zespołów (w tym Red Bull i McLaren) przywiozło do Austin sporo poprawek. Jedna sesja przygotowawcza nie pomogła w ich sprawdzeniu. Ferrari, które nie miało żadnych nowych części, dyktowało tempo od początku. W jedynym treningu najszybciej jechał Carlos Sainz, a o 0,021 sekundy wolniejszy był Charles Leclerc. 3. czas ustanowił Max Verstappen, a Red Bull zdawał radzić sobie lepiej niż w ubiegłych wyścigach. Dobre tempo pokazywał też Haas, jakby uskrzydlony świeżo nawiązaną współpracą z Toyotą. Po jednej sesji treningowej przyszedł czas na kwalifikacje do sprintu.
Max znów zwycięski
Już w SQ1 doszło do niemałej sensacji. Odpadł wtedy Oscar Piastri, który do tej pory we wszystkich wyścigach meldował się w Q3. Australijczyk złamał limity toru w przedostatnim zakręcie i jego czas anulowano. Niespodzianką można również nazwać odpadnięcie Alexa Albona. Drugiej sesji nie przeszedł za to Sergio Perez, który zanotował 11. czas. Awansował z kolei Franco Colapinto, który już w SQ3 wywołał żółtą flagę, bo obrócił się w zakręcie nr 12. Czasówkę zwyciężył Verstappen, który przebił wynik George’a Russella o 0,012 sekundy. Za nimi ustawili się Charles Leclerc i Lando Norris, który mógł być delikatnie rozczarowany 4. miejscem.
Brytyjczyk sporo nadrobił na starcie. Gdy światła zgasły, Lando od razu awansował na 2. miejsce i starał się gonić Maxa. Holender wydawał się jednak niezagrożony i prezentował świetne tempo. Ekscytujący pojedynek stoczyli kierowcy Ferrari. Sainz próbował odebrać Leclerkowi 4. pozycję i walczyli koło w koło niemal co zakręt. Wkrótce tempo Russella spadło, a Hiszpan i Monakijczyk awansowali na 3. i 4. lokatę. Dalej ostro ze sobą walczyli, ale teraz mieli też na celowniku Lando Norrisa. Brytyjczyk nie był w stanie dogonić Verstappena, a na ostatnim okrążeniu Sainz go wyprzedził. Na ogonie siedział mu też Leclerc, a gdy próbował go wyprzedzić, to Norris dziwnie zajechał mu drogę. Sędzowie nie zareagowali, mimo że Fernando Alonso za podobny manewr w GP Australii otrzymał 20 sekund kary. Sprint pewnie wygrał Verstappen, który trochę odwykł od zwyciężania. Tempo Red Bulla było bardzo dobre.
Połowiczny sukces Norrisa
Po sprincie przyszedł czas na kwalifikacje do wyścigu głównego. Tam również na początku byliśmy świadkami sensacji. Już w Q1 z zaledwie 19. czasem odpadł Lewis Hamilton. Po dobrym występie w piątkowej czasówce, zły na siebie był Colapinto. Argentyńczyk zajął 17. miejsce. W Q2 obyło się już bez większych niespodzianek, a wszyscy czekali na walkę Maxa z Lando w Q3. Dostał się tam tym razem Sergio Perez. Jednak jego pierwsza próba w Q3 nie liczyła się, bo Meksykanin złamał limity toru. Norris był lepszy od Maxa o 0,032 sekundy, ale w drugiej próbie zanosiło się na zmianę. Holender po pierwszym sektorze był sporo szybszy, jednak wkrótce kwalifikacje zostały przedwcześnie zakończone. W ścianę uderzył Russell i nikt nie dokończył okrążenia. Pole position, może trochę szczęśliwie, przypadło zatem Lando Norrisowi.
Co z tego, skoro już po 1. zakręcie stracił 3 pozycje? Brytyjczyk ruszył nieźle, ale Max znalazł lukę po wewnętrznej i zaatakował Lando. Obaj przez chwilę byli poza torem, co wykorzystali kierowcy Ferrari. Leclerc objął prowadzenie, a Sainz naciskał Maxa na 2. miejscu. Ich walka została przerwana, bo na tor po raz pierwszy od GP Kanady wyjechał safety car. Spowodował go Lewis Hamilton, który po prostu stracił panowanie nad wozem i wylądował w żwirze. Po restarcie Max próbował od razu zaatakować Charlesa, ale kierowca Ferrari przetrwał jedyną próbę ataku. Monakijczyk prezentował wybitne tempo i odjeżdżał Holendrowi po sekundę na okrążenie.
Ostra walka pretendentów
Sytuacja zmieniła się po pierwszym pit-stopie. Sainz zjechał wcześniej i odebrał Maxowi 2. lokatę. Swój przejazd przeciągnął Lando Norris, a gdy wyjechał na tor, sporo nadrabiał do Holendra. Zanosiło się na pasjonujący pojedynek i taki też oglądaliśmy. Holender narzekał na swoje opony, a Brytyjczyk ciągle nadrabiał dystans. Świetny wyścig notował Liam Lawson, który po starcie z 19. pola w połowie wyścigu był już 10. Jego partner z drużyny, Yuki Tsunoda, nie mógł uwierzyć, dlaczego jest przed nim. Straty odrabiał też Russell. Po starcie z alei serwisowej Brytyjczyk zyskiwał kolejne pozycje i wkrótce znalazł się na 7. miejscu.
Tymczasem z przodu niedoścignieni byli kierowcy Ferrari. Leclerc prowadził absolutnie niezagrożony, tak samo jak Sainz na 2. miejscu. Za ich plecami dział się najciekawszy pojedynek w GP Stanów Zjednoczonych. Norris dogonił Verstappena, jednak Holender genialnie się bronił, pomimo słabszego wozu i starszych opon. Brytyjczyk wielokrotnie zrównywał się z Maxem, ale nie umiał znaleźć sposobu, by go wyprzedzić. Całość trwała około 10 okrążeń, a do przełomu doszło na 52. Norris wyprzedzał Maxa, jednak mistrz świata był przed McLarenem przy wierzchołku zakrętu. Lando wyprzedził Verstappena, ale zrobił to poza torem. Holender od razu to zgłosił, a sędziowie się tym zajęli. Norris odjechał, ale dostał 5 sekund kary za nieprzepisowy manewr wyprzedzania.
Dublet Ferrari
Drugi Red Bull również był w opałach. Sergio Pereza mocno naciskał z tyłu George Russell na dużo świeższych oponach. Meksykanin także długo się bronił, ale różnica tempa była jeszcze większa niż w przypadku Lando i Maxa. Brytyjczyk odebrał Sergio 6. pozycję na ostatnim okrążeniu. Do mety 1. dojechał Charles Leclerc, dla którego było to 3. zwycięstwo w sezonie. Dubletu Ferrari dopełnił Carlos Sainz, dojeżdżając 10 sekund za Monakijczykiem. Lando po doliczeniu kary spadł na 4. miejsce i Max wskoczył na podium jego kosztem. Holender powiększył swoją przewagę w klasyfikacji nad nim do 57. punktów, choć niewiele na to wskazywało. Fantastyczny wyścig zanotowali Lawson i Colapinto. Po starcie odpowiednio z 19. i 15. pozycji, juniorzy dojechali na lokatach 9. i 10., zdobywając cenne punkty dla swoich zespołów.
Po genialnym GP Stanów Zjednoczonych Ferrari traci już do Red Bulla tylko 8 punktów w klasyfikacji konstruktorów. Prowadzi niezmiennie McLaren. Brytyjczycy mają 40 punktów więcej od Austriaków. Lando Norris po raz kolejny nie wykorzystał przewagi samochodu i strategii, znacznie utrudniając sobie walkę o mistrzowski tytuł. McLaren protestował w sprawie kary 5. sekund, ale była ona zasłużona. F1 nie zwalnia. Następny wyścig już w niedzielę. Kierowcy udadzą się na Autodromo Hermanos Rodriguez, arenę GP Meksyku. Na dobrym wyniku szczególnie będzie zależeć więc Sergio Perezowi.