Hokejowy Pekin przeszedł do historii – część 1
5 min readZakończyły się zimowe igrzyska olimpijskie. Fani hokeja mogli się poczuć lekko oszukani, gdy NHL zdecydowała nie puścić (mimo porozumienia z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim) swoich podopiecznych na turniej do Chin. Jednak zmagania na tafli w Pekinie przyniosły w zamian małą rekompensatę. Był to turniej pod niektórymi względami wyjątkowy.
Kibice hokeja liczący, że zobaczą gwiazdy NHL na turnieju olimpijskim pierwszy raz od 8 lat, srogo się przeliczyli. To nic nowego. Zważywszy na to, że aż do 1998 roku hokeiści z ligi zza oceanu nie występowali na igrzyskach. Pierwszy raz największe gwiazdy tej dyscypliny pojawiły się w japońskim Nagano. Prestiż turnieju skoczył automatycznie do góry. Nowe jakościowo igrzyska trwały tak do 2014 roku. W rosyjskim Soczi po raz ostatni oglądaliśmy hokej na najwyższym światowym poziomie.
Konflikt między NHL a MKOl-em i światową federacją hokeja na lodzie (International Ice Hockey Federation) nie pozwolił na przerwę w kalendarzu ligi z Ameryki Północnej w lutym 2018 roku. W Pjongczang zobaczyliśmy więc walkę najlepszych reprezentacji, których zawodnicy występowali głównie w ligach europejskich (prym w ilości powołań wiodła najlepsza na kontynencie rosyjska KHL). Impas w tej sytuacji został jednak przerwany i we wrześniu 2021 gruchnęła wiadomość, że w Pekinie zobaczymy cały panteon hokejowych gigantów. – Jestem bardzo, bardzo szczęśliwy. Jeśli zdamy sobie sprawę, że ostatni raz zawodnicy NHL byli na igrzyskach w 2014 roku, a kolejny raz mogliby być dopiero w 2026, to byłoby aż 12 lat przerwy. Całe pokolenie hokeistów nie mogłoby grać na olimpiadzie – mówił o tym sukcesie negocjacyjnym szef IIHF Rene Fasel (cytat za hokej.net).
Niestety w pewien sposób wykrakał tę pokoleniową dziurę. NHL i związek zawodniczy dodały zapis w Zbiorowym Układzie Pracy o przerwie na czas igrzysk w 2022 i 2026 roku. Wyjazd hokeistów był jeszcze zależny od porozumienia z MKOl-em i IIHF bezpośrednio przed turniejem. Ten warunek udało się teraz spełnić, lecz włodarze NHL zagwarantowali sobie opcję awaryjną. Klauzula dotyczyła możliwości wycofania się z umowy pod warunkiem wzrastającej sytuacji epidemicznej. Liga mogła się nią posłużyć, nie ponosząc żadnych kosztów do 10 stycznia.
Jak na złość coraz większa liczba zakażeń Covid-19 wśród zawodników i przekładanie meczów tej zimy wpłynęły na wykorzystanie klauzuli. W taki oto sposób „całe pokolenie hokeistów nie zagrało na olimpiadzie”. Wszystko to mimo wykutego w trudzie i znoju porozumieniu…
Uniknąć kompromitacji
Gdy Państwo Środka otrzymało prawo organizacji zimowych igrzysk, było wiadomo, że Republika Ludowa wystawi swój zespół w turnieju hokejowym. I ku chwale tejże Republiki Ludowej lepiej wypaść na nim tak, żeby uniknąć blamażu (takiego jak np. porażka z Polakami 1:21 w 1993 roku).
Największe momenty chwały na lodowej tafli Chińczycy mają już dawno za sobą. Ich jedyne sukcesy to zwycięstwa na igrzyskach azjatyckich w 1986 i 1990. Później trzykrotnie zdobywali brąz, a od 2007 roku zajmują na tej imprezie czwarte miejsce. Reprezentacja Chin nawet w Azji nie jest hokejową potęgą. Już dawno wyprzedziły ją Japonia czy Korea Południowa (naszpikowana naturalizowanymi graczami). W czołówce na kontynencie utrzymuje się też od początku swojego istnienia poradziecki Kazachstan.
W 2015 (w lipcu tego roku Chiny zostały wybrane na gospodarza igrzysk) Państwo Środka wygrało mistrzostwa świata dywizji II B i awansowało do dywizji II A. Dla zobrazowania sytuacji reprezentacja Polski najniżej w historii grała (i gra niestety) w grupie I B, a więc o klasę wyżej. Niemniej krótka to była przygoda dla Azjatów. W 2016 z jednym zdobytym punktem za porażkę po dogrywce z Belgią Chińczycy spadli do dywizji II B.
Igrzyska za rogiem, a na niedawno zakończonych mistrzostwach hokeiści przegrywają 0:9 z Holandią. To jaki wynik będzie z Kanadą, USA czy Szwecją? Aż strach typować. Trzeba było pomyśleć co z tym fantem zrobić i zainwestować. W taki sposób powstał klub Kunlun Red Star, a więc w praktyce baza chińskiej reprezentacji. Oczywiście założenie zespołu występującego w Azji nie miałoby największego sensu. Przyszli olimpijczycy musieli zacząć łapać doświadczenie w starciu z lepszymi od siebie. Od sezonu 2016/2017 Kunlun gra w międzynarodowej KHL. Chińczycy od następnego roku wystawili również zespoły w rosyjskiej lidze rezerw (WHL) oraz w rozgrywkach młodzieżowych (MHL).
W premierowym sezonie klub zakwalifikował się do fazy play-off. W ćwierćfinale konferencji wschodniej uległ jednak Mietałłurgowi Magnitogorsk. Jak się potem okazało, to była jedyna okazja oglądać chińczyków po fazie zasadniczej. Do play-off nie dostali się już potem ani razu. W samej tabeli konferencji wyglądali coraz gorzej. W poprzednim sezonie zdobyli zaledwie 34 punkty i ostatnie miejsce na wschodzie. W całej lidze wyprzedzili jedynie słabiutkie łotewskie Dinamo Ryga.
Jednak w sytuacji, w której NHL nie puściło zawodników na igrzyska, to właśnie KHL była podstawą liczących się w walce o triumf reprezentacji. Skoro więc Kunlun w Rosji punktował, to występ Chin nie zapowiadał się tak źle, jak się wydawało. A cel, czyli kadra zbudowana z samych zawodników Red Star, został osiągnięty. Nie udało się mimo wszystko stworzyć drużyny z samych rdzennych Chińczyków. 6 lat (nawet mniej) nie jest czasem, w którym wychowa się hokeistę na światowym (lub nawet europejskim) poziomie. Wśród podopiecznych włoskiego trenera Ivano Zanatty pojawiły się takie nazwiska, jak Jeremy Smith czy Jake Chelios (Amerykanie mający przeszłość w NHL).
Blamażu w Pekinie nie było. W fazie grupowej Chiny przegrały jednak wszystkie trzy spotkania. 0:8 z USA, 2:3 z Niemcami oraz 0:5 z Kanadą. W barażu o awans do ćwierćfinału Państwo Środka znów musiało mierzyć się z ekipą klonowego liścia. Porażka 2:7 wyrzuciła gospodarzy z turnieju. Co najważniejsze, w żadnym spotkaniu nie było popularnej „dwucyfrówki” mimo tak doborowego towarzystwa. Nie tak źle jak na olimpijski debiut…