20/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

SpaceX Starship – kiedy człowiek postawi nogę na Marsie?

3 min read
Eksplozja rakiety SN10 (źródło Cosmic Perspective)

Eksplozja rakiety SN10 (źródło: Cosmic Perspective)

Eksplozja rakiety SN10 (źródło Cosmic Perspective)
Eksplozja rakiety SN10 (źródło: Cosmic Perspective)

Tempo prac SpaceX nie przestaje zaskakiwać. Zaledwie miesiąc po teście prototypu SN9 Starship zakończonego spektakularną eksplozją przy lądowaniu, firma Elona Muska zastosowała niezbędne poprawki, po czym przetestowała kolejny model swojej rakiety. Jego koniec był równie efektowny.

Test rakiety SN10 Starship odbył się czwartego marca w Boca Chica w Teksasie. Po kilkukrotnym przesunięciu terminu startu konstrukcji (m.in. ze względu na sytuację pogodową) prototyp wzniósł się w powietrze o godzinie 00:14 czasu polskiego. Osiągnąwszy docelową wysokość dziesięciu kilometrów, rakieta rozpoczęła swobodne opadanie. W przeciwieństwie do poprzednich prototypów, modelowi SN10 udało się wylądować, jednak kilkanaście minut później (niedługo po zakończeniu transmisji live) pojazd wybuchł. Elon Musk, właściciel SpaceX, mimo eksplozji wyraził zadowolenie postępem prac nad programem Starship. Dlaczego?

 

Sposób testowania rakiet przez SpaceX opiera się na ciągłym wprowadzaniu poprawek i testowaniu kolejnych wersji maszyn (krótka kompilacja nieudanych testów w filmiku poniżej). Choć ze względu na swoją widowiskowość może wydawać się to jedynie fanaberią miliardera, ta metoda jest do bólu pragmatyczna – testy w warunkach laboratoryjnych są bardzo czasochłonne, a poza tym nie pozwalają sprawdzić szeregu kluczowych elementów lotu. W tym przypadku, po raz pierwszy powiodło się samo lądowanie pełnej konstrukcji, zaś silniki pracowały bez większych problemów. Przyczyną wybuchu okazała się błędna reakcja maszyny na wskazania czujników, przez co uziemienie odbyło się przy prędkości nieco większej niż planowana – uszkodzony został zbiornik z metanem.

 

SpaceX coraz śmielej poczynia sobie w kosmosie. Poza kilkoma zleceniami NASA na dostarczenie astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną oraz wysłanie satelit na orbitę ziemską, co kilkanaście dni startują rakiety Falcon 9 z satelitami Starlink. Pozwolą one na objęcie zasięgiem internetowym całej kuli ziemskiej, a jednocześnie (przy niewielkich kosztach zakupu talerzy satelitarnych) prawdopodobnie zapewnią SpaceX sukces komercyjny i dalsze finansowanie eksploracji kosmosu. Biorąc pod uwagę aktualnie odbywający się niezwykły kosmiczny wyścig, w którym w szranki z Muskiem staje Richard Branson czy Jeff Bezos, są to zalety nie do przecenienia.

Warto również zwrócić uwagę na marketingowy potencjał tego przedsięwzięcia – powtarzające się co kilka tygodni starty, które na samym YouTube są obserwowane na żywo przez 2-3 miliony fanów, są dla Elona doskonałym sposobem do wypromowania m.in. marki Tesla, produkującej samochody elektryczne.

Od testu pierwszego pojazdu Starship, Starhoppera (brzmi jak niezły burger), minęły niecałe dwa lata. W świecie inżynierii kosmicznej to śmiesznie mało. Biorąc pod uwagę, że w międzyczasie wykonano 22 testy tych rakiet, szalone tempo przenosi nas w sam środek zimnej wojny, kiedy światowe mocarstwa rywalizowały o palmę pierwszeństwa w kosmosie. Teraz dzieje się to samo, tyle że na gruncie prywatnym – poza walką o kontrakty wojskowe, firmy toczą bój o serca fanów, których portfele w niedługim czasie pozwolą im na kosmiczne podróże. Oczywiście ku uciesze właścicieli zwycięskich przewoźników.

 

Tegorocznym celem misji Starship jest osiągnięcie orbity ziemskiej, jednak dalekosiężne plany są zdecydowanie bardziej nietuzinkowe – w 2022 roku planowana jest bezzałogowa misja na Marsa. W przypadku powodzenia obu wypraw, w 2024 roku na Czerwoną Planetę zostaną wysłani pierwsi ludzie.

Niezmiernie trzymam kciuki za kolejne poczynania SpaceX. Poprzednie prototypy (SN8 i SN9) widowiskowo rozbijały się przy lądowaniu. Teraz ten najtrudniejszy manewr się udał – zawiniły inne czynniki, jednak już teraz Elon Musk ogłosił, że zrezygnuje z produkcji prototypów SN12-SN15 – dane zebrane podczas poprzednich lotów uznał za wystarczające. Trudno więc o pesymizm – zdobycie Marsa powoli przestaje być jedynie mrzonką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ten + 5 =