Rap gra na Delfinaliach
3 min readOstatni dzień gdyńskich juwenaliów upłynął pod znakiem czołowych twórców polskiego rapu. Z kawałka na kawałek publiki pod sceną było coraz więcej, a atmosfera stawała się tylko gorętsza.
Sobota, godzina 19. Na scenę wychodzą Astek i Rado Radosny i tym samym rozpoczynają ostatni dzień Delfinaliów. Pomimo faktu, że na ich występie publika była nieliczna, dali z siebie wszystko. A ci, którzy wtedy już znajdowali się pod sceną, z pewnością nie mają czego żałować. Koncert łódzkiego duetu to ogromna dawka energii i poczucia humoru, ale też ciągły kontakt z fanami. Tamtego wieczoru usłyszeć można było nie tylko kawałki z najnowszej płyty, choć te były najlepiej przyjmowane. Dwa Sławy mieli przy nich ogromne wsparcie publiki, wśród której znajdowali się ludzie nawijający równocześnie z chłopakami. „Zabierz mnie gdzieś”, „1000 m” czy „Catering” to numery, które wzbudzały największe ożywienie.
Następnie mikrofon przejął Mioush, na którego czekało już więcej osób. Podobnie jak jego poprzednicy, dał trójmiejskiej publiczności dużą dawkę energii i uśmiechu. I również podobnie jak w przypadku Dwóch Sławów – największą aprobatę wywołały utwory z najnowszej płyty rapera, „Pop”. Warto też dodać, że razem z nim na scenie pojawili się instrumentaliści, co było niewątpliwym atutem występu. Trzeba przyznać, że kawałki Miousha brzmią na żywo równie dobrze, co w wersji studyjnej. Dzięki stałemu kontaktowi z publicznością, swojemu zaangażowaniu i świetnym utworom, występ ten na długo zapadnie w pamięci fanów.
Jeśli do tej pory było fajnie, to w tym momencie zrobiło się naprawdę gorąco. Ludzi pod sceną nie brakowało, wszyscy byli uśmiechnięci i pełni entuzjazmu. Niezależnie od tego czy przyszli sami czy ze znajomymi, nikt nie miał wątpliwości, że czeka go naprawdę dobrze spędzony czas. Na scenę wszedł wywołany okrzykami Paluch. Jego nowa płyta – „Ostatni Krzyk Osiedla” jest naprawdę dobra. Potwierdzają to miliony wyświetleń klipów w serwisie youtube, sprzedaż krążków, komentarze w mediach społecznościowych. Ale to, w jaki sposób oddziałuje ona na słuchaczy zobaczyć można jedynie będąc na koncercie, a jest to zjawisko absolutnie niesamowite. W sobotni wieczór nie było pod sceną osoby, która nie nawijałby razem z raperem. Podczas refrenów ludzie skakali, krzyczeli, ale przede wszystkim świetnie się bawili. Pozytywna energia gwarantowana – a tam macie tego gwarancję.
Przyszedł czas na ostatni koncert. Kękę miał zdecydowanie utrudnione zadanie by dorównać poprzednikowi, ale poradził sobie z tym świetnie. Sprawił, że nikt nie pożałował przyjścia na Delfinalia. Choć numery, które zagrał nie powstały w ostatnim czasie, co mogłoby sprawić, że zostaną nieco zapomniane, to jednak nic bardziej mylnego! Fani wręcz go przekrzykiwali. I tutaj znowu mieliśmy do czynienia z ogromną dawką pozytywnej energii. Podczas kawałków takich jak „Miłość”, „Zmysły”, „Młody Polak”, „Nic już nie muszę”, „Arrivederci”, czy długo wyczekiwanego przez publiczność „Wyjebane”, reakcje ludzi pod sceną to było czyste szaleństwo. Każdy, choćby w trakcie refrenów, nawijał razem z Radomianinem. Cały koncert był naprawdę udany, a „Nic już nie muszę” zagrane na bis stało się wisienką na torcie.
fot. Kinga Michalska