21/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Futbolowy 16/17 #17 Dzień Kobiet?! Kaszanka!

5 min read

fp2W środę przypada piękne święto – Dzień Kobiet. 8 marca w naszej kulturze jest dość mocno akcentowany i nikt nie podważy tego faktu. Nikt też, jak mniemamy, nie ośmieli się nikomu przeszkadzać w oglądaniu Ligi Mistrzów. W tym tygodniu rozpoczyna się bowiem runda rewanżowa 1/8 finału najważniejszych rozgrywek klubowych. Jednak zanim do nich przejdziemy, skupimy się na tym co było. W niezmiennie pozytywnych nastrojach witają Was Michał Fila i Michał Szum.

Męczarnie i wielki powrót Benzemy

Michał F.: W minioną środę w Hiszpanii rozegrano 25. kolejkę La Ligi, w której Real Madryt zmierzył się z Las Palmas. W teorii Zinedine Zidane wystawił najsilniejszy skład, w teorii 3 punkty miały być formalnością. Praktyka okazała się zgoła inna. Real rozpoczął strzelanie w 8. minucie, a zakończył je w 89. I nie jest to powód do dumy. W tym czasie byliśmy świadkami nieprawdopodobnych wydarzeń. Las Palmas zdołało odpowiedzieć już w 10. minucie, a później dwukrotnie podwyższało prowadzenie – w 56. i 59. minucie. W ciągu godziny Real został rozbity i mocno osłabiony. Nerwy puściły Garethowi Bale’owi, który został wyrzucony z boiska za niesportowe zachowanie! Jednakże od czego ma się Cristiano Ronaldo? Portugalczyk przez prawie całe spotkanie był niewidoczny, by w 86. minucie wykorzystać rzut karny, a po chwili strzelić wyrównującego gola. Może i CR7 starzeje się, nie cofa do obrony i gra egoistycznie, ale wciąż jest wielki.

Żadnych problemów ze swoim przeciwnikiem nie miała za to Barcelona – pokonała Sporting Gijon aż 6:1. Dwukrotnie na listę strzelców wpisał się niezawodny Luis Suarez. Podobnie jednostronne widowisko widzieliśmy w sobotę, kiedy to „Blaugrana” podejmowała Celtę Vigo. Wygrała 5:0, a rywala skutecznie kąsał Leo Messi, który dwukrotnie trafił do siatki. Dla Argentyńczyka były to gole nr 22. i 23. w tym sezonie. Oba mecze są dobrym prognostykiem przed środowym rewanżem, w którym to Duma Katalonii spróbuje odrobić straty z pierwszego meczu z PSG. Przypomnę, że paryżanie triumfowali wówczas aż 4:0.

Nieco niżej, acz wreszcie przekonująco zwyciężył Real. „Królewscy” zmierzyli się na wyjeździe z Eibarem i pewnie wygrali 4:1. Dwa gole i asystę zanotował Karim Benzema. Jego dyspozycja z tego meczu zwiastuje długo oczekiwany wzrost formy. To bardzo dobra wiadomość dla Zidane’a. We wtorek Real czeka rewanżowe starcie z Napoli. Pierwszy mecz zakończył się ich wygraną 3:1. Włosi z pewnością nie odpuszczą – grają przed własną publicznością i będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony.

Real wraca na właściwe tory? | https://www.facebook.com/RealMadrid/

Władca Bramki: Powrót Króla

Michał Sz.: Za nami emocje związane z 27. kolejką Premier League, w której działo się sporo, a może i jeszcze więcej. Sobotnie zmagania w ramach rozgrywek ligowych rozpoczęli gracze Manchesteru United i Bournemouth, którzy na dzień dobry zaserwowali nam mecz pełen nieprzewidywalności. Wszystko rozpoczęło się zgodnie z planem, gdyż to podopieczni Mourinho już 23. minucie wyszli na prowadzenie. To wprowadziło spokój w szeregi „Czerwonych Diabłów”, co być może było dla nich gwoździem do trumny. Fakt – do 40 minuty prowadzili grę, byli optycznie lepsi i nie dopuszczali przeciwnika do klarownych sytuacji, lecz wtedy to nastąpił zwrot akcji. Phil Jones sfaulował jednego z graczy Bournemouth w polu karnym, a jedenastka została skutecznie zamieniona na gola. Tuż przed przerwą, w wyniku niemałego zamieszania, czerwoną kartkę obejrzał Surman, przez co osłabił zespół gości. Druga połowa na Old Trafford to już wyraźna dominacja United, lecz nawet rzut karny nie dał rady zapewnić im trzech punktów. Za to odpowiedzialny był Artur Boruc, który w iście królewskim stylu wybronił wiele doskonałych okazji, w tym wspomnianą jedenastkę. Ostateczny wynik: 1:1.

Król Artur | http://www.afcb.co.uk

W innych spotkaniach emocji również nie brakowało, a punktem kulminacyjnym okazał się ostatni mecz w sobotę, w którym to Liverpool podejmował na własnym stadionie stołeczny Arsenal. Przed tą kolejką drużyny dzielił ledwie punkt (na korzyść gości z Londynu), dlatego stawka meczu była spora. Pierwsza połowa to zdecydowana przewaga gospodarzy, którzy roznieśli w pył wszelkie założenia taktyczne Arsene’a Wengera. „The Reds” prowadzili 2:0 do przerwy i wyglądało na to, że 3 punkty zostaną w Liverpoolu. Niestety dla gospodarzy, w drugiej połowie sporo nerwowości wprowadziła bramka Danny’ego Welbecka i to właśnie wtedy rozpoczęły się prawdziwe zawody. Ostatecznie jednak drużyna Juergena Kloppa wyszła zwycięsko z tego pojedynku, co w samej końcówce przypieczętował Wijnaldum, strzelając finałowego gola na 3:1.

Mordobicie w hicie

Michał F.: W polskiej Ekstraklasie obecnie rzadko dochodzi do hitowych pojedynków. Brakuje zasłużonych klubów jak Widzew Łódź czy Górnik Zabrze, a Ruch Chorzów okupuje dolne części tabeli ligowej. Tak czy inaczej, w niedzielę mogliśmy zobaczyć starcie Lecha Poznań z Lechią Gdańsk. Szumnie zapowiadane widowisko, tłum na trybunach i wielkie oczekiwania. „Na papierze” wyglądało to znakomicie, ale sam mecz nie przypominał długimi fragmentami piłki nożnej. Masa fauli oraz niedokładności przez zniszczoną murawę i brak pomysłu na grę. Przez większość spotkania przeważał „Kolejorz”, który zdołał strzelić jedynego gola dopiero w 70. minucie. A to był tylko przedsmak dalszego widowiska. Grzegorz Kuświk najpierw sfaulował zawodnika gospodarzy, a potem kopnął, za co został wyrzucony z boiska. Po chwili Sławomir Peszko uderzył rywala łokciem i również otrzymał czerwoną kartkę. W tym samym momencie doszło do konfrontacji między zawodnikami, do której włączył się m.in. rezerwowy golkiper Lechii – Vanja Milinkovic-Savic. Wysoki bramkarz podobno groził sędziemu i przeciwnikom, za co również dostał „czerwień”. Dokonał rzadkiego wyczynu – niełatwo jest dostać czerwoną kartkę siedząc na ławce. Jemu się to udało. Cóż, takie są uroki Ekstraklasy…

Ćwierćfinał na wyciągnięcie ręki

Michał Sz.: Już w najbliższy wtorek i środę poznamy pierwsze rozstrzygnięcia w ramach 1/8 Ligi Mistrzów, co pięknie wpisuje się w konwencję Dnia Kobiet. Czyniąc długą historię krótką: w środowy wieczór dowiemy się, kto jest prawdziwym mężczyzną, a kto tylko babą (bez urazy drogie panie!). Największe pole do popisu w tej materii mają Arsenal i Barcelona, które po pierwszych meczach tracą aż cztery gole do swoich przeciwników (odpowiednio do Bayernu oraz PSG). Ciekawie zapowiadają się dwa pozostałe starcia. Co prawda Real wygrał swój pierwszy mecz w stosunku 3:1, lecz tym razem przed nimi ciężki wyjazd do Neapolu, gdzie może wydarzyć się wszystko. Powrót Arkadiusza Milika do składu z pewnością nie ułatwi zadania podopiecznym Zidane’a, a biorąc pod uwagę fakt, iż Włosi potrzebują tylko dwóch goli do bezpośredniego awansu, może być bardzo ciekawie. Ostatnim meczem w tym tygodniu z Ligą Mistrzów będzie starcie Borussii Dortmund i Benfiki Lizbona. W pierwszym meczu górą byli Portugalczycy, lecz sprawa awansu rozstrzygnie się w Niemczech. Własny stadion zawsze jest mocną kartą w talii Thomasa Tuchela. Nie da się ukryć: będzie się działo! Wbrew temu co słyszymy (albo chcemy słyszeć) w hymnie Ligi Mistrzów, oby obyło się bez przysłowiowej kaszanki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

seventeen − 11 =