Zróbcie to dla Ameryki! – recenzja „McImperium”
3 min readStworzenie filmu o historii najpopularniejszej restauracji w USA było tylko kwestią czasu. Jednak bracia McDonald, których nazwisko widnieje na jej szyldzie, mało mają z jej losami wspólnego. Za międzynarodowym sukcesem firmy stoi Ray Kroc i to na nim skupia się „McImperium”.
W latach 40. bracia Dick (Nick Offerman) i Mac (John Carroll Lynch) otworzyli małą restauracje w San Bernardino w Kalifornii. To co wyróżniało ich biznes na tle innych to szybki czas obsługi. Dzięki opracowanemu przez nich systemowi błyskawicznej produkcji żywności, klient czekał na zamówionego hamburgera nie więcej niż 30 sekund. Mimo że wymyślili coś nowatorskiego, to nie zależało im na ekspansji biznesu i czerpaniu olbrzymich zysków.
Ich podejście zmienia Ray Kroc (Michael Keaton). Ten sprzedawca maszyn do mlecznych koktajli od dawna próbuje dorobić się fortuny, inwestując w nietrafione przedsięwzięcia. Restauracja McDonaldów budzi w nim nową nadzieję. Zafascynowany rewolucyjnym pomysłem proponuje właścicielom, by ich lokalną burgerownię przekształcić w sieć gastronomiczną. W jego marzeniach złote łuki McDonald’s miały być tak powszechne jak krzyże na dachach kościołów. Niestety filozofia biznesu Kroca znacznie odbiega od tej opracowanej przez braci. Podczas gdy Macowi i Dickowi zależy przede wszystkim na tworzeniu wysokiej jakości produktów, ich nowy wspólnik przelicza wszystko na dolary.
John Lee Hancock w czytelny i obrazowy sposób pokazuje przemiany amerykańskiego kapitalizmu. Główny bohater poddaje się desperackiej pogoni za pieniądzem co sprawia, że wyzbywa się swojej moralności. Obsadzony w roli rekina biznesu – Kroca – Michael Keaton sprawdza się świetnie. W ostatnich latach mogliśmy go zobaczyć w głośnych produkcjach „Birdman” (2014) i „Spotlight” (2015). W tym przypadku swoją wzorową grą aktorską nie wzniósł nowego projektu na poziom tych poprzednich. „McImperium” rzetelnie przedstawia fakty z historii McDonald’s, jednak brak tu efektu zaskoczenia. Elementy melodramatyzmu, oczywiście dawkowanego z umiarem, byłyby tu bardzo wskazane. Film nie wzbudza u widza wielu emocji. To poprawna biografia, która prowadzona jest bardzo schematycznie. Nie ma tu momentów, które szokują i powodują, że zastanawiamy się, czy to naprawdę mogło się wydarzyć. Stawiając ten obraz chociażby obok historii o innym wpływowym Amerykaninie – Belfordzie w „Wilk z Wallstreet”, widać te braki. U Scorsese akcja filmu budzi śmiech, podziw, a nawet obrzydzenie, czego na marne szukać u Hancocka. Reżyser idzie po linii najmniejszego oporu, nie podejmując prób zabawy formą.
W kontrze do myślącego globalnie Ray Kroca, w rolę prowincjonalnych braci od hamburgerów wcielili się Nick Offerman i John Lynch. Jako bezradni i staroświeccy właściciele firmy są bardzo przekonywujący. Za to Laura Dern w roli żony Kroca – Ethel wydaję się być bez wyrazu. Można jednak polemizować, czy taki być zamysł na tę bohaterkę, czy zawiodły umiejętności aktorki. Zresztą wątek rodzinny ukazano w dużym skrócie, przy czym relacja małżonków nie została jasno przedstawiona. Widzimy ich razem tylko podczas wspólny posiłków i drobnych sprzeczek, które i tak należą do najmniej ekspresyjnych dialogów w filmie. Wątek ma niewykorzystany potencjał, a w takiej formie w jakiej widzimy go na ekranie wydaje się być bezużyteczny.
W filmie pokazano jak dawniej rozszerzenie działalności firmy na sąsiednie stany było dla McDonald’s wielkim przedsięwzięciem. Teraz jest najpopularniejszą restauracją fastfood na świecie, a codziennie wyżywia 1% ludności. „McImperium” warto obejrzeć chociażby w charakterze ciekawostki. Seans pozwala stać się naocznym świadkiem rozwoju tej gastronomicznej legendy – w końcu złote łuki to jeden z najpowszechniejszych symboli Ameryki.