Sztuka kochania według Michaliny Wisłockiej – recenzja
4 min readCały świat z niecierpliwością oczekuje najnowszej części filmu o Christianie Grey’u. Jednak Polacy nie gęsi i swój erotyk też mają. W kinach właśnie pojawił się film opowiadający o życiu Michaliny Wisłockiej.
Główny wątek fabularny kręci się wokół książki, którą Michalina Wisłocka chciała wydać. Na pierwszy rzut oka temat wydaje się być banalny. Ileż osób nie zmaga się z próbą wydania swego dzieła. Cóż może być w tym takiego fascynującego? A może, i to całkiem sporo. Jeśli nadmieni się, że książka ta była pierwszym poradnikiem seksualnym w Polsce, a próba jej opublikowania miała miejsce w czasach PRL-u. Pikanterii z pewnością doda fakt, że sama autorka miała dość intrygujące życie seksualne. Wszystko to sprawia, że mamy gotowy materiał na film.
Produkcją zajął się Piotr Woźniak-Starak. Trzeba przyznać, że niektóre jego wybory, co do obsady zaskakują. Za reżyserię odpowiedzialna była Maria Sadowska. Widać, że wokalistka chciała by film ten był odebrany przez widza jako niezwykle artystyczny. Kamera poruszała się na ekranie niczym rollercoaster. Naprzemienne zmiany perspektywy z „ptasiej” na „żabią”. Do tego częste, niekiedy przydługie kierowanie kamery na krajobraz. Poniekąd wyglądało to tak, jakby mała dziewczynka po raz pierwszy dobrała się do kosmetyków mamy i chciała wszystkimi się pomalować. Czasem jednak mniej znaczy więcej. Za scenariusz odpowiedzialny był Krzysztof Rak. Sprawił on, że film ten nie był kolejnym patetycznym i smutnym obrazem lat PRL-u, bo umiejętnie wkomponował humorystyczne dialogi, które dodały lekkości filmowi. Do tego świetna scenografia oraz kostiumy – zestawienie elegancji z hipisowskimi strojami, sprawiło, że czuło się ducha lat 70., w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Za muzykę odpowiedzialny był Jimek – jeden z najlepszych kompozytorów młodego pokolenia.
Główną rolę w filmie zagrała Magdalena Boczarska. Aktorka sama przyznała, że była w szoku, że dostała angaż, ponieważ bardzo różni się wyglądem od Michaliny Wisłockiej. Wielokrotnie też podkreślała, że jest to bardzo ważna dla niej rola. Przygotowując się, wiele czasu spędziła na rozmowach z córką lekarki – Krystyną. Trzeba przyznać, że był to strzał w 10. Boczarska nie tylko grała, ale ona całkowicie wczuła się w Wisłocką. Z pewnością jest to jedna z ważniejszych ról w dorobku artystycznym aktorki. W rolę męża lekarki wcielił się Piotr Adamczyk. W jednym z wywiadów Piotr Woźniak-Starak powiedział, że chciał mu pomów wyjść z roli papieża. Na ekranie pojawiło się wielu znanych polskich aktorów. Mamy między innymi Borysa Szyca, Danutę Stenkę, Artura Barcisia czy Eryka Lubosa.
Obraz ten nie mówi tylko o samej książce. Przedstawia pewien wycinek z życia doktor Wisłockiej. W głównej mierze skupia się na wątku jej małżeństwa ze Stanisławem Wisłockim i ich romansie z przyjaciółką Michaliny, Wandą. Po rozwodzie jedynym mężczyzną, z którym się związała był Jurek, który był w czasie ich romansu żonaty. W filmie mieszają się wątki z młodości bohaterki, gdy zaczynała karierę naukową oraz z okresu, gdy była już dojrzałą osobą. Mimo iż Michalina Wisłocka otwarcie mówiła o seksie, to w filmie została przedstawiona jako skromna osoba, której daleko do wyuzdanej kobiety.
Przed seansem przyznam, że bałam się, że film zostanie przestawiony jako tani erotyk. W końcu w XXI wieku trudno zadziwić widza czymkolwiek, zwłaszcza, że nagość atakuje nas niemal z każdej strony. Ku miłemu zaskoczeniu sceny seksu (mimo iż całkiem odważne) przedstawione zostały z dużym smakiem. Nie były one wulgarne i nachalne. Mimo iż było ich całkiem sporo nie czuło się przesytu. Jedyne pytanie jakie się nasuwa jest takie, czy Polacy są gotowi na taki film. Podczas seansu średnia wieku osób na sali kinowej wynosiła raczej 25+, to jednak przy wielu rozbieranych scenach słychać było śmiech, co odebrałam ze sporym zażenowaniem. Jak widać nie wstydzimy się otaczającej nas z każdej strony pornografii, a już subtelny erotyzm sprawia, że jesteśmy zakłopotani.
„Sztuka kochania” została w 2016r. wznowiona i ponownie wydana po 40 latach od premiery. Poradnik wstępem opatrzył prof. Zbigniew Izdebski. W latach 70 książka osiągnęła spory sukces sprzedając się w nakładzie 7 milionów (tylko samych oficjalnych wydań). Warto zaznaczyć, że początkowy nakład wynosił 100 tys sztuk.