Julia Marcell wstrzymała czas w ŻAK-u
3 min read„Ach ten Gdańsk” – komentowała Julia Marcell. Artystka pojawiła się na Pomorzu 15 kwietnia w ramach trasy koncertowej „Proxy Tour”. Był szalony taniec, latające balony, piękna scenografia i kawał dobrej muzyki, wypełniającej przestrzeń klubu.
To zdecydowanie kobieta niecodzienna. Julia Marcell tworzy od ładnych paru lat. Jest artystką dojrzałą i doświadczoną, mimo że ma dopiero 34 lata. Jej czwarta płyta „Proxy” to kolejny świeży krążek zaskakujący bogactwem polskich tekstów, które uderzają swoją dosłownością. Wcześniejsze albumy skupione były na warstwie muzycznej. Delikatne pianino Julia stopniowo zamieniała na elektryczną gitarę i sporą dawkę elektronicznych brzmień. Pisała głównie w języku angielskim, co wychodziło jej bardzo dobrze. Tym razem postawiła na coś zupełnie innego. Nie pierwszy raz zmieniła image sceniczny i stworzyła płytę, która przełamuje konwenanse. Każdy utwór kojarzony jest z inną postacią. I tak poznajemy Marka, który śpi tylko w połowie, dziewczynę, która chce wstrzymać czas, kobietę, która chodzi po Tesco i myśli o seksie. Wszystko jest mocno osadzone w realiach XXI wieku, który poniekąd wymusza na nas poczucie bezsensu. Ewentualnie można się skupić na wyglądzie – w singlu „Tarantino” promującym album autorka śpiewa „Dzisiaj jestem już pewna – wolę być ładna, niż mądra”. Każdy kawałek to osobna historia. I aż chciałoby się poznać jej bohaterów.
Zaledwie miesiąc po wydaniu płyty Julia Marcell wyruszyła w trasę koncertową. Wraz z zespołem zadbała o świetną scenografię i dużą ilość kolorowych balonów. Wszystko na granicy kiczu, jak sam album „Proxy”. Koncert był wyprzedany, oczekiwania też były wielkie. I w zupełności zostały spełnione. Nowy materiał świetnie sprawdza się na scenie. Publiczność znała praktycznie wszystkie utwory, co przydało się wokalistce. Zapomniała tekstu, ale widzowie dośpiewali dalszy fragment. Nikt się tym nie przejął, nawet sama Julia. I dobrze, bo nie było czym. Gdyby było idealnie, to byłoby nudno. Nie zabrakło też starszych utworów. Pojawiło się znane wszystkim „Manners” i „Cincina”. Zróżnicowanie w piosenkach pokazało, jak różny kierunek obiera artystka w swojej twórczości. Dała się poznać fanom jaka nieokrzesana brunetka. Z ich pomocą wydała pierwszy album. Prawdziwym przeobrażeniem okazała się płyta „Sentiments” o rock’n’rollowym brzmieniu. Teraz Julia już regularnie stoi na scenie z gitarą.
Zwłaszcza przy promocji nowych albumów z widowni słychać głosy, które domagają się swoich ulubionych kawałków. Tym razem wszyscy cieszyli się tym, co dostawali ze sceny. Oprócz doznań muzycznych można było po prostu nacieszyć oko. Oświetlenie było na najwyższym poziomie, a zespół dobrze się razem komponował. Koncert skończył się mocnym akcentem –utworem „Andrew”, który wzrusza dźwiękami, tekstem i teledyskiem. Gorące brawa i same pochwały – taka była reakcja widzów tuż po wydarzeniu.
Julia Marcell jest prawdziwą mieszanką wybuchową. Potrafi być liryczna, delikatna, ale też przebojowa i sarkastyczna. Czaruje swoim głosem i osobowością. Daje widzom to, czego oczekują. Chcemy się dobrze bawić, ale chcemy też dobrej muzyki i dobrych tekstów. Wokalistka potrafi to, co chciałaby umieć jedna z bohaterek jej piosenki – wstrzymuje czas. A on zatrzymał się na chwilę w piątkowy wieczór w klubie ŻAK.
Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji!
Fot. Marta Krzemińska