Na dwa głosy: Batman v Superman
6 min read„Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” został zmiażdżony przez krytyków, doceniony z kolei przez widzów, którzy tłumie stawili się w kinowych salach. Jedni pisali, że to „kula śmierdzących ptasich odchodów” („The Guardian”), inni zaś, że oglądanie tego filmu to „taka przyjemność, jak walenie głową w porcelanowy zlew” („LA Times”). A jak oceniają go nasi recenzenci? O starciu dwóch legend piszemy na dwa głosy.
Magda: Tyle trzeba było czekać, aż DC Comics obudzi się z zimowego snu i trochę podgoni konkurencję jaką jest niewątpliwie Marvel. Po doskonałym „Deadpoolu” wszyscy myśleli, że takie też będzie starcie ikon ze stajni DC, czyli Batmana i Supermana. Ale to jak porównywać nastolatkę do niewidomej emerytki. Nie te światy, nie ta historia, nie ten klimat. No i pewnie wielu zraziło się tymi recenzjami krytyków, którzy nie zrozumieli, że to zupełnie inna bajka. Jest mrocznie, mało śmiesznie i jest groźny Ben Affleck. Podobało się?
Marek: Jak pewnie niektórzy wiedzą, jestem z tych, którzy od Marvela, wolą uniwersum DC. Mainstreamowe postaci ze stajni Stana Lee w większości powodują u mnie wysypkę, wolę te mniej popularne. Po filmie Snydera obiecywałem sobie wiele, napędzany miłością do Batmana i niechęcią do Człowieka ze Stali. Nosił majtki na spodnie, no ludzie… Po seansie mogę powiedzieć tyle – spodziewałem się czegoś innego niż dostałem. Ale od początku. Moja strapione serce drżało, gdy śledziłem wieści nt. obsady. Bo serio – Ben Affleck? Tymczasem po pół godziny filmu zrozumiałem ten zamysł twórców. „Batmanem może być każdy”, jak mawiał sam Mroczny Rycerz. Ale nie każdy może być Brucem Waynem. I w tej roli Ben Affleck odnalazł się zupełnie nieźle. Skupiłem się jednak na Batmanie, a teraz przed państwem członkini #teamsuperman.
Magda: Affleck, na którego wylały się hektolitry pomyj i przyznam szczerze, że i ja parsknęłam śmiechem na wieść o tym, że to on będzie Batmanem, poradził sobie jako strażnik Gotham. Ale zanim o tym, jak rysuje się ta postać, to rzeczywiście – jestem w drużynie Supermana. I nie tylko dlatego, że Człowieka ze Stali gra Henry Cavill, ale właśnie dlatego, że wreszcie to jest jakaś postać. Poprzednie wersje były nijakie, idiotyczne, były majtki na rajstopy, a teraz? Mamy złożoną postać, dobrze wyglądającą postać. Snyder trochę się gubi przy kreowaniu ich historii i zupełnie ich nie rozumie, ale jakoś udaje mu się wyciągnąć emocje. Szkoda tylko, że obaj panowie w pelerynach nie są do końca dopracowani. Wygląda na to, że to tylko taki rozbieg przed „Ligą Sprawiedliwych”. Z każdym dniem jakoś bardziej przekonuję się do tego filmu… Pewnie dlatego że wypieram ze świadomości sceny ze snów Batmana, o zgrozo.
Marek: Muszę przyznać, że gdybym nie znał komiksowych wersji tych historii, to sceny snów nie mówiłyby mi nic a nic. Nie powiem, nie są jakoś fantastycznie zrealizowane, jednak nie lekceważcie ich, to nie są zwykłe zapychacze. Nie powiedziałbym, że obie postaci są niedopracowane, reżyser wyszedł z założenia, że na film idą fani i nie będzie im mówił, czym dwójka przebierańców się w życiu kieruje. Bardziej zabolało mnie, że ich konflikt w filmie jest jakiś taki… no nie wiem. Trochę jak dzieci. Gdyby nie obecność Lexa Luthora, można by pomyśleć, że to walka dwóch rozwydrzonych bachorów z ADHD, których matki wychowują bezstresowo i wpajają, że są najlepsi, najpiękniejsi. A skoro przy Lexie jesteśmy – mimo że odbiega od komiksowego pierwowzoru, to jak dla mnie gwiazda całego show. Jesse Eisenberg już chyba dał przyszyć sobie łatkę dziwnego, irytującego dupka, bo to kolejna postać o podobnej charakterystyce w jego dorobku. W filmie ma to jednak swoje uzasadnienie. Mało kto wie, że zanim Lex stał się łysy, był… rudy.
Magda: Kiedy właśnie Snyder nie nadaje się do tej roboty. On poprostu nie potrafi robić takich filmów. Jak ma jednego bohatera, to jeszcze umie łączyć wątki. A tu nie dość, że ma dwie ikony, to jeszcze studio dołożyło mu i Wonder Women i postrzelonego Lexa, w tle są jeszcze przyszli członkowie Ligii i jest Lois. Za dużo jak na ograniczoną głowę Snydera, stanowczo za dużo. Eisenberg oczywiście aktorsko daje radę, ale cała jego postać tak naprawdę przeszkadza. Taka nowa wersja Jokera. Od kiedy Lex jest świrem? No a motywacje Batmana i Supermana do chronicznego naparzania się to największy minus tego filmu. Strasznie płytko reżyser nam to pokazuje. Batman nie cierpi Supermana, bo ten mu tam parę razy zdemolował miasto. Na Boga, konflikt to konflikt. I nie kończy się go tylko dlatego, że mamusie miały tak samo na imię. Zgadzam się, że „Świt sprawiedliwości” to film dla fanów komiksów. Bo taka właśnie jest ich specyfika. Tylko po co pokazywać im znowu genezę Batmana? Kto jeszcze tego nie wie? Czy w „Civil War” Marvela ktoś pomyślałby o tym, żeby pomiędzy walkami Kapitana Ameryki i Iron Mana wcisnąć scenę o tym, jak umiera wujek Spidermana i jak dziabie go pająk?
Marek: Czepiasz się, retrospekcja była krótka akurat. W przeciwieństwie do naparzanki bohaterów. Rozumiem czemu scenariusz wygląda tak, a nie inaczej. Nie chcieli robić Avengersów, gdzie ciągle ktoś się bije. Mam jednak delikatny niedosyt. I to właśnie chyba o to chodziło. Żebyśmy chcieli jeszcze. Na plus muszę zapisać, że twórcom się udało. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę zakończenie i małe cameo reszty Ligi Sprawiedliwych. O ile Batman v Superman to dość standardowa historia z lekko zaskakującym zakończeniem, to jeśli pójdzie dalej wg schematu z komiksów i gier, czeka nas jedna z najbardziej pokręconych historii z superbohaterami, jakie przyszło nam oglądać.
Magda: Szkoda, że nie ma tu więcej dobrych scen walki. Batman i Superman klepią się bez sensu i rzucają na zmianę o ściany. Jak dowalić bogowi w pelerynie? Wystarczy trzepnąć go porcelanowym zlewem. Dobrze wypada za to Gal Gadot, ale jej w scenach walki już się nie poogląda, bo przy montażu woleli pokazywać panów niż ją. To jedna z tych postaci, na które warto czekać w przyszłości…
Marek: A teraz najciekawsze. Niby szkoda tego, tamtego. Za mało walk, parę dziwnych scen, przeszkadza Ci szalony Lex itp. Ale bawiłaś się dobrze, prawda? Bo ja tak. Co więcej, jestem ciekaw jak wybrną z pewnych rozwiązań fabularnych, jak to będzie, gdy do tej wesołej kompanii dojdzie Flash, Aquaman, Cyborg… Radochy starczy mi na 30 lat.
Magda: Bo ten film, mimo tych wszystkich swoich wad, ma jakiś tam klimat i kilka ładnie ogranych scen. To że Snyder nie kuma uniwersum, to nie znaczy jeszcze, że nie potrafi postawić w dobrym miejscu kamery. No i ja należę akurat do fanów komiksów w ogóle, więc nie przeszkadza mi ten wszechobecny patos i powiewanie peleryny. Czekam na Aquamana i solowy film o nim. Sucide Squad nie mogę się doczekać, ale właśnie poszła plotka, że włodarze kazali dokręcać „śmieszne sceny”, żeby film nie był taki mroczny. Wiadomo, że „pożyjemy, zobaczymy”, ale chyba coś tu zaczyna pachnąć chałą.
Marek: Jeśli zaczną śmieszkować, to zamiast poprawić – zepsują. Batman jest mroczny. Superman może być. Z premedytacją wybrali dojrzalszą wersję Aquamana do ekranizacji, więc szczerze wierzę, że nikt nie pozwoli na infantylność w świecie DC. Mi się film podobał i daję twórcom kredyt zaufania.