Magia w Starym Maneżu – koncert Fismolla
2 min readTym razem nie będzie dokładnej setlisty. Nie będzie opowieści o tym, co działo się po kolei. To wszystko już było. Wiele razy. Będzie za to o magii, którą Fismoll wraz z zespołem stworzył w sobotę, 13 lutego, w gdańskim Starym Maneżu.
Z Fismollem sprawa wygląda następująco – jego głos, jego teksty, to w jaki sposób gra, są uosobieniem naszych najgłębiej skrywanych emocji. Idąc na jego koncert automatycznie zgadzamy się na to, że prędzej czy później wydostaną się one na powierzchnię, w jakiś sposób do nas powrócą. Jego muzyka przede wszystkim pozwala przeżywać. Czuć. A czy przypadkiem nie o to właśnie w tym wszystkim chodzi?
Porównując sobotni koncert z październikowym, który miał miejsce w Parlamencie, zauważalny jest ogromny progres. I to w odniesieniu do całego zespołu. Muzycy z koncertu na koncert są coraz pewniejsi. Nie tylko prezentują się tak na scenie od strony wizualnej, ale przede wszystkim każdy z nich dokłada swoją część do całościowego brzmienia, które dziś jest o wiele dojrzalsze, o wiele konkretniejsze i co najważniejsze – jest przepięknie rozbudowane. Praktycznie każdy z zagranych utworów miał dodaną część instrumentalną. Rozwijał się od początku do końca, przechodząc od dźwięków, które znamy z nagrań, do tych, które pojawiają się jedynie w wersji live. To przykład tego jak ogromnej szlachetności nabiera muzyka na żywo, jak bardzo niesie – zarówno muzyków, jak i publiczność, oraz jak za pomocą tego, co słyszymy i co odbieramy, budują się specyficzne relacje na linii artysta – publiczność.
Fismoll dociera do ludzi tym co najpiękniejsze – muzyką. Dzieli się z nimi własnymi historiami, przeżyciami. I nawet jeśli ktoś nie do końca biegle zna język angielski, potrafi zrozumieć każdy jego utwór. Pojęcie istoty muzyki i jej przesłania nie wymaga specjalnych umiejętności. Wymaga za to czucia jej sercem. A sercem możemy poczuć ją tylko wtedy, gdy jest szczera, prawdziwa, pozbawiona fałszu. Chyba właśnie udało się nam stworzyć perfekcyjny opis twórczości Arka…
W sumie… wieje nudą. Nie było żadnych niespodziewanych zwrotów akcji, kompromitujących sytuacji. Po raz kolejny nie ma czego skrytykować. Idąc na koncert Fismolla, po prostu wiesz, że będzie dobrze. Nawet bardzo dobrze. Więc jeśli tak ma wyglądać i brzmieć nuda, nudźmy się częściej.
fot. Paweł Wroniak