Magia Fismolla i Sivu w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim
3 min readSą koncerty, podczas których mimo dobrej frekwencji publiczności masz wrażenie, że wokalista śpiewał tylko dla ciebie. Tak też czuli się fani zgromadzeni w minioną sobotę, 25 kwietnia, w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. A to dzięki koncertom dwóch młodych, wspaniałych songwriterów- Sivu oraz Fismolla.
Kilka minut po 20.00 na scenie pojawił się James Page, znany szerszej publiczności jako Sivu. Brytyjski gość w ciągu zaledwie kilku minut podbił serca słuchaczy. Na początku koncertu artysta wyznał, że bardzo cieszy się, że po raz pierwszy spotyka się z fanami w tak niezwykłym miejscu w samym sercu Gdańska. Koncert skupiał się wokół debiutanckiego albumu artysty „Something in high” i rozpoczął się utworem „Sleep”, który od pierwszych dźwięków urzekł fanów wprowadzając w klimat tego niezwykłego wieczoru. Między utworami Sivu zagadywał publiczność. Dopowiadał fakty ze swego życiorysu, które stawały się niejednokrotnie inspiracją dla jego utworów, wśród których nie zabrakło „Miracle” czy „Family tree”. Podczas ich trwania na sali panowała zupełna cisza, która po każdej wyśpiewanej balladzie przemieniała się w gromkie brawa. Sivu jest niesamowity. Repertuar jest taki spokojny, melodyjny, ciepły dotykający. A jednocześnie uderzający, dogłębnie poruszający. Liryczna i emocjonalna bomba – relacjonowała Kamila.
Po krótkiej przerwie na scenie pojawiła się wyczekiwana gwiazda wieczoru- Fismoll, czyli Arkadiusz Glensk. Po wyjaśnieniu, skąd pochodzi jego pseudonim artystyczny, będący symbolem najczystszej i najbardziej naturalnej muzyki, artysta poprosił zebranych o nie klaskanie podczas koncertu. Panująca cisza miała zagwarantować słuchaczom emocje podobne do tych, które towarzyszyły mu podczas tworzenia materiału. Goście spełnili tę prośbę zachowując magiczną atmosferę i oddając się zupełnie muzyce. Emocje, które z niej płynęły były jednak na tyle silne, że między utworami fani ekspresyjnie wyrażali swe odczucia – To było cudowne, dziękuję – zawołał ktoś z sali. W repertuarze Fismolla nie zabrakło utworów takich jak „Song of songs”, kierowanego do Boga „Singers”, „Dreamers”, „Let me breathe your sign” oraz najbardziej znanego „Let’s play birds”. Jestem zupełnie zafascynowana i w stu procentach przekonana, że ktoś zesłał Fismolla na ziemię w jakimś jasno określonym celu. Miałam okazję słuchać go już kilka razy na żywo i za każdym razem jest to dla mnie wydarzenie niemal mistyczne, niezwykle poruszające. Tradycyjnie i dziś uroniłam kilka łez ze szczęścia, że mogę tego doświadczać. Ledwie zszedł ze sceny, a już za nim tęsknię – tuż po koncercie wyznała Asia. Komentarz ten potwierdza, że Fismollowi udało się osiągnąć to, na czym mu zależało. Jak sam powtarza – dźwięki nie są od tego by przeszkadzały, są od tego by za nimi tęsknić. I wszyscy tęsknimy, bo muzyka, którą słyszeliśmy tego wieczoru wprowadziła w zachwyt wszystkich zebranych. Również samego artystę, który wzruszony wyznał, że koncert w Gdańsku był niesamowity i ma wrażenie, że sam wznosi się ponad ziemię. Po koncercie obaj muzycy wyszli do fanów nie stroniąc od rozmów, pamiątkowych zdjęć, rozdawania autografów.
Dzięki młodym, niezwykle utalentowanym muzykom słuchacze przeżywali muzykę całymi sobą. Poczuli, że duchowa treść znajduje się w najściślejszym związku z formami dźwiękowymi. Artyści poruszyli najczulsze punkty, zbliżyli do siebie zgromadzonych tego wieczoru słuchaczy. Udowodnili, że dogłębnie poruszyć publiczność można również przez minimalizm. Muzyk i jego instrument wystarczą, aby przenieść tłum w inną przestrzeń. Ich siła tkwi w przekazie – bezpośrednim, intymnym, niezwykle charyzmatycznym. Doświadczeniu piękna w najczystszej i najdelikatniejszej postaci. Piękno jest przecież po to, by zachwycało. A zachwycać i fascynować będzie jeszcze długo, wkrótce premierę będzie miała druga płyta poznańskiego songwritera. Czekamy z niecierpliwością!
fot. Paweł Wroniak