Książka kontra serial
5 min readIle z książki jest w serialu realizowanym na jej podstawie? Czy to dobry pomysł, by przenosić na mały ekran nasze ulubione tytuły? Czy w dobie tak prężnie rozwijających się technologii seriale mają jakieś ograniczenia? Próbując odpowiedzieć na te pytania, przedstawiamy kilka ciekawych produkcji, których źródeł należy szukać w książkach.
Opowieść o żelaznym tronie
O tym chyba wie każdy. „Gra o Tron” powstaje na podstawie całego cyklu powieści (do tej pory ukazało się 5 z 7 zaplanowanych tomów): „Pieśń Lodu i Ognia”. Fabuła książek jest drobiazgowa, a na kartach powieści pojawia się mnóstwo bohaterów. Stąd też pomysł, by taką obszerną historię przedstawić w formie serialu. Produkcji tego hitu podjęło się HBO, które znakomicie wywiązało się ze swojej misji. Jednak do czasu… Akcja powieści nie jest prowadzona w klasyczny sposób. I tak na przykład, w książkach, o czym we wstępie wspomina sam autor, wydarzenia z tomu piątego wcale nie są następstwem wydarzeń z tomu czwartego, a toczą się raczej równocześnie.
HBO podeszło do problemu inaczej. Twórcy zaczęli mieszać wątki z tomów czwartego i piątego. I tak sezon 4. nie jest ekranizacją tomu czwartego, a 1/3 trzeciego, połowy czwartego i jednocześnie połowy piątego. Później wygląda to jeszcze bardziej zawile. Niestety największym minusem serialu jest to, że twórcy założyli, że zakończą produkcję na 7 sezonach (10 odcinków każdy), czyli liczbie równej liczbie tomów całego cyklu, choć ten nie został jeszcze ukończony. George R. R. Martin nie spieszy się ze swoim dziełem i każe czekać na kolejną część już 5 lat. Pocieszeniem dla wszystkich fanów serialu jest fakt, że producenci i HBO znają nieopisane losy bohaterów i będą mogli zamknąć wszystkie wątki fabularne. Tylko gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla czytelnika?
Stu wybrańców
Serial „The 100” opowiada o post apokaliptycznej przyszłości. Ludzkość musiała skolonizować przestrzeń kosmiczną po tym, jak wojna nuklearna zniszczyła wszelkie życie na ziemi. Po 97 latach zostaje wysłana sonda z setką więźniów, których misją jest ocena przydatności globu do ponownego zamieszkania. Produkcja telewizji CW opiera się na książce „Misja 100” Kass Morgan. Cała fabuła jest mocno zmieniona w porównaniu do papierowej wersji. W książce mija 300 lat od wojny nuklearnej, w serialu 97. W scenariuszu pojawią się liczne postacie, które odgrywają kluczową rolę, a w powieści ich nie ma. Przykładów można by jeszcze mnożyć. Porównując obie wersje można śmiało powiedzieć, że to, co obejrzymy w telewizorach jest zdecydowanie lepsze od tego, co na papierze.
Serial nadał opowieści ostrości, doprecyzował niejasności i przede wszystkim przyspieszył fabułę, która dzięki tym zabiegom stała się bardziej mroczna i agresywna. Po dobrze ocenianym sezonie pierwszym, powstał bardzo ciekawy drugi, a szefowie stacji zamówili już kolejny! W tym przypadku książka stała się jedynie pomysłem dla serialu, bo poza ogólnym zarysem i niektórymi bohaterami z książką ma niewiele wspólnego i bynajmniej nie ma w tym nic złego. Oglądanie „The 100” to czysta przyjemność!
Kibicuj mordercy
Mało kto wie, że genialny (do czasu) „Dexter” stacji Showtime powstał na podstawie serii książek. Podobnie jak z „Grą o Tron”, pierwszy sezon jest dokładnym odwzorowaniem drukowanej siostry. Poznajemy bohatera, który walczy ze swoim mrocznym pasażerem (jak określa potrzebę zabijania główny bohater) i pracując w wydziale zabójstw sprawia wrażenie normalnego człowieka. Nikt nie wie jednak, że jego hobby to zabijanie seryjnych morderców.
Showtime wykonało kawał dobrej roboty tworząc ten serial. Niestety tylko do czasu. Kluczowe wątki związane z tajemniczymi zainteresowaniami bohatera jego rodzina i przyjaciele poznają pod koniec tomu piątego. Serial wydłużył ten wyczekiwany moment o jeden sezon (stało się to pod koniec sezonu 6., nie 5.). Późniejsze rozterki bohatera, którego sekret poznały najbliższe mu osoby raczej śmieszą i odpychają. Nie wspominając już o ostatnim odcinku produkcji, która zamiast uhonorować taki dobry serial, zepsuł (i to z przytupem) dobre wspomnienia na jego temat. „Dexter” doczekał się ostatecznie 8 sezonów, każdy po 12 godzinnych odcinków. W Polsce możemy kupić sześć z siedmiu dostępnych powieści o Dexterze Morganie. Wszystkim fanom serialu gorąco je polecamy, bo wtłaczają one nas ponowie w świat morderstw Miami i ukazuje nowe, zupełnie inne wątki i rozwiązania fabularne.
Trafny wybór?
Interesującą opcją dla wielu twórców jest zekranizowanie ich powieści w postaci mini serialu. Tak też sytuacja wyglądała w przypadku pisarki z mocno ugruntowaną pozycją. Mowa oczywiście o J. K. Rowling i jej pierwszej powieści dla dorosłych „Trafny Wybór”. Autorka książek o młodym czarodzieju podkreślała w wywiadach, że historia zawarta w książce, jeśli miałaby być zekranizowana, to nadaje się tylko na serial. I tak też się stało. Produkcją zajęły się stacje BBC i HBO, by w lutym tego roku zaprezentować trzy 1,5 godzinne odcinki serialu (premiera w Polsce już 2 maja na kanale HBO). Fani książki podkreślają, że mimo drastycznego zakończenia (jest zupełnie inne niż w książce) oraz braku kilku postaci, twórcom udało się uchwycić klimat małej mieściny, w której toczy się akcja, a to chyba najważniejsze.
Jak widać, książka i serial powstający na jej podstawie nie zawsze muszą mieć ze sobą wiele wspólnego. Jednakże nie oznacza to, że jedno lub drugie będzie złe. Można mówić raczej o swoistej symbiozie między jednym i drugim. Serial jest alternatywą dla powieści, które nie mają szans stać się kinowymi hitami, na przykład ze względu na stosunkowo niskie koszta produkcji. Serial jest również wspaniałym rozwiązaniem dla opowiedzenia długich i wielowątkowych historii. W dobie tak prężnie rozwijających się efektów specjalnym trudno mówić nawet o słabych realizacjach fantasty, SF czy innych. Najważniejsze jest, by to wszystko tworzyć z umiarem i mądrością, a to już tylko krok do sukcesu.