17/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Futbolowy Poniedziałek na przekór tradycji o czasie

7 min read

FP!Witamy w kolejnej części naszego cyklu. Stawało się powoli tradycją, że Futbolowy Poniedziałek wychodził we wtorkowy wieczór, gdzie oczy wszystkich zwrócone były już na kolejną rundę spotkań w Lidze Mistrzów. Postanowiliśmy z Piotrem to zmienić, byście nie musieli wytężać umysłów i przypominać sobie, co działo się w weekend na piłkarskich stadionach, bo nie wątpimy, że działo się u was wiele również poza nimi. Zapraszamy do lektury!

Piotr: Kolejny Futbolowy Poniedziałek rozpoczynamy relacją z Anglii. Na pierwszy ogień bierzemy hit ostatniej kolejki Premiership, czyli spotkanie londyńskiej Chelsea z Manchesterem United. Liderujący tabeli gospodarze podejmowali rozpędzone Czerwone Diabły, które w ostatnim meczu pokonały ustępującego mistrza Anglii Manchester City 4:2. Drużyna Louisa van Gaala wciąż szturmowała bramkę Thibaut’a Courtois, ale porażała nieskutecznością. Wyjątkowo nieudany występ zanotował Wayne Rooney oraz Radamel Falcao, któremu raczej zabraknie czasu, by przekonać do siebie szkoleniowca United. Wynik spotkania został ustalony w 38 minucie, gdy po świetnej indywidualnej akcji Eden Hazard puścił futbolówkę miedzy nogami bezradnego Davida de Gei.

 Rafał: To był typowy mecz walki – stwierdzenie jakże często spotykane przy okazji pojedynków w rodzimej Ekstraklasie, tym razem pasuje do meczu na szczycie Premiership. Choć goście z Manchesteru posiadali optyczną przewagę to graczom z Londynu udało się zdobyć bramkę na wagę 3 punktów. Nadużyciem nie będzie również stwierdzenie, ze w tym spotkaniem wykonali milowy krok do uzyskania tytułu najlepszej drużyny w Anglii. Na obecną chwilę, przy sześciu spotkaniach do końca rozgrywek, posiadają dziesięcio punktową przewagę nad drugim Arsenalem, z którym zmierzą się za tydzień. Świetnie w tym spotkaniu prezentował się Luke Shaw, widać ze Czerwone Diabły będą miały z niego pociechę na lata.

 Piotr: Innym wartym wspomnienia spotkaniem było starcie outsidera z Leicester z drużyną Łukasza Fabiańskiego – walijskim Swansea City. Pierwszy bramkarz reprezentacji Polski musiał w tym meczu wyciągać piłkę z siatki i to dwukrotnie, a wynik 2:0 dał piłkarzom Lisów nadzieje na pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mają tyle samo punktów, co znajdujące się w bezpiecznej strefie Hull City i ustepują im tylko ze względu na niekorzystny bilans bramek. W meczu wystąpił Marcin Wasilewski, który grał przez pierwsze 46 minut spotkania.

 Rafał: W mijającym tygodniu rozgrywały się również pojedynki w połfinałach FA Cup. Tu niespodzianka, Liverpool odpadł z Villa, natomiast The Gunners wykonali zadanie, awansując do finału. Jak przebiegały te spotkania? Czy powrót Szczęsnego między słupki można zaliczyć do udanych?

Piotr: Liverpool nie wystąpi w finale na Wembley, bo przegrał po golach Benteke i Delpha z Aston Villą 2:1. Honorowe trafienie zanotował Coutinho. Z zespołem z Birmingham zmierzy się w finale Arsenal, który z trudem po dogrywce wygrał z dziewiętnastym zespołem Championship – Reading 1:2. Dwoma golami popisał się niezawodny w tym sezonie Alexis Sanchez, który obok Oliviera Giroud jest w tym sezonie zdecydowanym liderem The Gunners. Niestety nie można wiele dobrego powiedzieć o Wojtku Szczęsnym. Po spadku formy i konflikcie z Arsene Wengerem polski bramkarz dostał szansę, ale zdecydowanie zawalił przy golu dla Reading. Co prawda złapał piłkę, ale było to już za linią bramkową i dzięki temu piłkarze z Reading mogli się cieszyć z sensacyjnego wyrównania i przedłużenia nadziei na grę w finale.

 Rafał: Wojtek zdecydowanie nie polepszył swojej pozycji w drużynie tym spotkaniem. Arsene Wenger ma co raz mniej wątpliwości przy obsadzaniu pozycji bramkarza na ligowe spotkania i da się już usłyszeć ćwierkania dotyczące letniej zmiany barw klubowych przez Polaka.

W tygodniu zaobserwowaliśmy powrót Ligi Mistrzów, jakie wrażenia po powrocie najlepszych futbolowych rozgrywek świata?

Piotr: W ćwiercfinałowych spotkaniach mieliśmy okazje oglądać spotkanie FC Porto z Bayernem Monachium. Mistrzowie Niemiec wyraźnie zlekceważyli przeciwników z portugalskiej północy. Absolutnie bezpodstawnie, bo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów Porto jeszcze nie przegrało i ich obecny bilans to 26:6. Ricardo Quaresma w ciągu 8 minut dwukrotnie wpisał się na listę strzelców i wyrasta na zdecydowanego lidera popularnych Smoków. Dodatkowo świetną bramką może pochwalić się Jackson Martinez, który z łatwością minął Manuela Neuera i wpakował do bramki bawarczyków piłkę po raz trzeci. Drużyna Roberta Lewandowskiego musiała sie zadowolic honorową bramką Thiago Alcantary w 28 minucie. Portugalczycy popisali się w tym meczu doskonałą organizacją i taktyką, bo kapitan reprezentacji Polski został kompletnie wyłączony z gry.

Rafał: To było do przewidzenia. Bayern w Champions League a ten z Bundesligi to dwa różne zespoły. Europejscy przeciwnicy rozpracowali już taktykę Pepa do perfekcji. Wystarczy zablokować Xaviego Alonso i już zespół zaczyna się gubić. Z drugiej strony, drużyna Guardioli nie ma sobie równych na domowym podwórku. Powód jest prosty, preferowany przez Hiszpana styl gry, zwany tiki-taką jest dla niemieckich przeciwników czymś nowym, czymś co do tej pory oglądali w telewizji czy grając w FIFĘ. Teraz muszą zmierzyć się z nim w rzeczywistości i zaczynają się schody. Bayern wygrał kolejny mecz, tym razem mierząc się z „wieśniakami” z Hoffenheim. W tym spotkaniu kapitalną asystą popisał się Lewandowski i dzięki kolejnemu zwycięstwu bawarczycy powiększyli przewagę punktową nad drugim Wolfsburgiem do 12 „oczek”. Drużyna z miasta Volkswagena starała się dotrzymywać kroku Monachijczykom, niestety porażki z Napoli w Lidze Europejskiej oraz remis z Schalke pokazały, że drużynie „Wilków” trochę jeszcze brakuje do europejskich potentatów. A jak przebiegały Derby Madrytu w Lidze Mistrzów?

Piotr: Atletico podejmowało obrońce tytułu najlepszego zespołu starego kontynentu, czyli Real. Derby Madrytu, będące powtórką zeszłorocznego finału, nie zachwyciły. Real zdecydowanie przeważał, ale nie padły bramki, co można zawdzięczać przede wszystkim doskonałej grze Jana Oblaka. Słoweniec godnie zastępuje w bramce Courtois, który wrócił do Chelsea po wypożyczeniu. Brak goli w pierwszym spotkaniu stawia w lepszym położeniu piłkarzy Diego Simeone, którzy na Santiago Bernabeu z całą pewnością nie złożą broni.

Rafał: Zaś w „Parku książąt” Paryżanie podejmowali Barcelonę. Niestety dla nich, bez CZTERECH zębów trzonowych w postaci Zlatana, Verattiego, Motty oraz niedysponowanego po 15 minutach gry Silvy, którego zastąpił niesamowicie elektryczny tego dnia David Luiz. Z takimi brakami w uzębieniu, nie mieli szans rozgryźć doskonale naoliwionej maszyny Enrique. Katalończycy wykorzystali wszystkie luki i łatwo zwyciężyli w Paryżu 3-1. Z drugiej strony mieliśmy spotkanie Juventusu z Monaco, gdzie po karnym wykorzystanym przez Arturo Vidala, Turyńczycy wygrali 1:0. Co za szczęście, że w TVP wrócili po rozum do głowy i pokazali nam spotkanie w Paryżu. Pozostając w stolicy Piemontu, wartym odnotowania jest mecz ligowy Starej Damy z wiceliderem z rzymskiego Lazio. Tu również gospodarze wykazali się kunsztem, pokonując rywali 2:0. W brunatnej części Turynu panowały trochę gorsze nastroje, gdyż drużyna Kamila Glika tylko zremisowała z Sassuolo oddalając się od pozycji gwarantującej udział w europejskich pucharach. Z wartych odnotowania spotkań, raczej ze względu na sentyment, gdyż jeszcze kilka lat temu pojedynki tych ekip śledziliśmy przy okazji fazy pucharowej Ligi Mistrzów, a dziś jako spotkania 9 i 10 drużyny Serie A, odbyły się Derby Mediolanu. Jednak ostatnimi czasy działacze chyba skupili się na zakupach w butikach, zamiast bacznie śledzić rynek transferowy czego efektem jest 0:0 w nieciekawym meczu oraz niesamowity regres obu ekip zarówno w ligowej stawce, jak również w Europie.

Piotr: Glik zagrał kolejny solidny mecz. W spotkaniu z Sassuolo padło po jednym golu. Co ciekawe, oba padły z karnych i przy obu udział miał nasz „Byk z Turynu”. W pierwszej sytuacji Glik czysto odebrał piłkę Antonio Floro Floresowi, ale sędzia dopatrzył się przewinienia Polaka. Karnego na bramkę zamienił Domenico Berardi, zaś w 58 minucie Kamil Glik został sfaulowany przez nikogo innego, jak Antonio Floro Floresa, a po rewanżu Włocha na Polskim kapitanie Torino jedenastkę wykorzystał Fabio Quagiarella. W Hiszpanii miało miejsce podobne „One Man Show”. Sevilla mierzyła się na wyjeździe z Grenadą, Krychowiak zaliczył przyzwoity występ, ale to nie on był gwiazdą tego spotkania. Stoper gospodarzy Diego Mainz wpisał się dwukrotnie na listę strzelców, raz na korzyść Grenady, raz na korzyść Sevilli. Szkoda, że nie starał się ustrzelić nietypowego hattricka, bo przez remis 1:1 Sevilla zmarnowała szanse na przeskoczenie 4 w tabeli Valencii.

Rafał: Valencii która poniosła porażkę z Królewskimi na Santiago Bernabeu. Dzięki temu Real utrzymuje kontakt z Barceloną, która także zwyciężyła w swoim spotkaniu. Mieliśmy w nim o czynienia z 400 bramką Messiego, „Turbo Pchły”, swojego wychowanka, który jest doskonałą wizytówką katalońskiej szkółki – La Masii. Przejdźmy do Francji, gdzie ćwierćfinałowy rywal Blaugrany pauzował, co połowicznie wykorzystali Marsylczycy, remisując z Saint Étienne 2:2. Tym rezultatem zrównali się z PSG punktami, jednak nie należy zapominać, że paryżan czeka jeszcze zaległy mecz. Może na osłodę po wysoce prawdopodobnym odpadnięciu z Ligi Mistrzów uda im się zdobyć tytuł mistrza Francji.

A na deser, tradycyjnie już polska Ekstraklasa, a w niej pojedynek liderującej Legii z ostatnim Zawiszą. Jak to bywa w rodzimych rozgrywkach, tak diametralna różnica w tabeli nie miała najmniejszego znaczenia na przebieg tego pojedynku. Legia oczywiście wygrała 2:0, jednak Zawisza prezentował się na boisku co najmniej jak pretendent do miejsca „na pudle”. Biorąc pod uwagę, że bydgoszczanie odnotowali przed tym meczem 6 zwycięstw z rzędu, „Wojskowi” mieli się czego obawiać, jednak potwierdzili swoje aspiracje do tytułu mistrza wygrywając trudne spotkanie z wymagającym przeciwnikiem. Gdańska Lechia niestety poniosła porażkę na stadionie we Wrocławiu z miejscowym Śląskiem. Koledzy nie pomogli kapitanowi Sebastianowi Mili w odniesieniu zwycięstwa z jego poprzednim pracodawcą, jednak kolejny mecz Lechia rozgrywa z Górnikiem Łęczna w Gdańsku, więc Trójmiejscy kibice już niedługo powinni mieć okazję do świętowania. Do zobaczenia za tydzień!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 + 1 =