„Krzyk jest dla mnie terapią” – wywiad z Zosią Fraś
7 min readW piątek (9 maja) zespół Obscure Sphinx powrócił na tereny gdańskiej stoczni i dał potężny, tak wokalnie jak i brzmieniowo, występ. Przed koncertem spotkaliśmy się z wokalistką grupy – Zosią Fraś. W rozmowie dla portalu CDN Zosia opowiada o realizacji pomysłu na okładkę „Void Mother”, braku wolnego czasu, spontanicznym udziale w spocie reklamowym, a także o wakacyjnych planach zespołu.
Wracacie do B90 po wspólnej, listopadowej trasie z Behemothem i Thaw. Jak dla mnie to miejsce jest koncertową wizytówką Trójmiasta, a jak ty oceniasz je ze swojej perspektywy?
Uwielbiam B90. Klub jest absolutnie komfortowy, jeżeli chodzi o granie w nim koncertów. Dla słuchacza też jest to niezwykle istotne, bo ma świetny odbiór, znajdując się pod sceną. Bardzo chętnie wracamy tutaj z zespołem, bo chce nam się tu wracać. Przy okazji tego koncertu, jak już dojechaliśmy na miejsce, pomyślałam sobie: „jestem w domu”. B90 to klasa sama w sobie.
Cztery koncerty majowe zagracie z francuskim zespołem Dirge. Wiem, że wasz gitarzysta – Yony, jest ich dużym fanem. Ty też lubisz ich muzykę?
Zespół Dirge tak naprawdę poznałam właśnie dzięki Yonemu. Uważam, że grają fenomenalnie. Są chyba troszeczkę niedoceniani, a grają już na scenie 20 lat. Nie są więc kilkuletnim, niedoświadczonym zespołem. Uważam, że każdy fan Isis czy Neurosis powinien ich poznać, bo mają swój charakterystyczny styl, który przez te 20 lat skutecznie wypracowali.
Cofnijmy się do czasów debiutanckiej płyty Obscure Sphinx. „Anaesthetic Inhalation Ritual” wydaliście w składzie z gitarzystą Bartoszem Badaczem. Na „Void Mother” jego obowiązki przejął Aleksander „Olo” Łukomski. Co spowodowało tą zmianę?
Po paru miesiącach promowania „AIR” nastąpił niestety konflikt między Bartkiem a resztą zespołu, co sprawiło, że zdecydował się on odejść z Obscure Sphinx. Nie będę wnikała w szczegóły, bo to jest dość niemiła sprawa dla nas wszystkich dlatego, że nikt z nas tego nie chciał. Uszanowaliśmy jednak jego decyzję. Natomiast nie uważam żeby w żaden sposób to wyszło nam na złe. Mamy świetnego nowego gitarzystę i super się z nim dogadujemy. Zmiana gitarzysty nieco nas zastopowała i po wydaniu „AIR” musieliśmy się oswoić z nową sytuacją i „Olo” musiał się oswoić z nami. No ale potem, jak już wszystko zadziałało, fruniemy! (śmiech)
Wasza druga płyta – „Void Mother”, trwa łącznie ponad godzinę. Wyczytałem, że niektórzy postrzegają to jako zarzut. Ja sam uważam, że te oceny są bezpodstawne, bo artysta sam wie, co jest dla niego dobre i nie powinien się ograniczać. Możesz się do tego jakoś odnieść?
Ja jako fan jakiegoś zespołu wolałabym dostać płytę, która trwa nawet 80 minut, a nie na przykład 30. Jak ktoś nie chce takiej długiej słuchać, nikt mu nie karze, może wyłączyć w połowie, może ją sobie podzielić. (śmiech) Ja uważam, że takie zarzuty są bezpodstawne i nie wiem czym tak naprawdę są spowodowane. Jeżeli jest się fanem jakiegoś zespołu, to chyba chce się słuchać jak najwięcej i jak najdłużej.
Okładkę do „Void Mother” zdobi lalka autorstwa Klaudii Gaugier. Jak doszło do tej współpracy i dlaczego zdecydowaliście się w ten sposób przedstawić graficznie nową płytę?
Klaudia realizuje swoje prace w Horka Dolls. Na jej projekty trafił kiedyś w necie „Olo” i znalazł zdjęcie jednej z lalek – Acherontii. Wysłał nam jej zdjęcie, a my wszyscy stwierdziliśmy, że to jest jakiś kosmos i fajnie byłoby mieć coś takiego na okładce płyty. Napisaliśmy do Klaudii, że chcielibyśmy wykorzystać tą Acherontię, a w sumie to Zmierzchnicę, bo tak nazywała się ta wersja. Klaudia nie zgodziła się na ten pomysł. Chciała z nami współpracować, ale najpierw musiała posłuchać muzyki i jeżeli już, to stworzy osobną lalkę, oddającą w pełni emocje przekazywane przez Obscure Sphinx. Nic jej nie sugerowaliśmy. Otrzymała od nas jedynie materiał z płyty. Była jedną z pierwszych osób, która tak naprawdę miała okazję przesłuchać „Void Mother” bez żadnych miksów. Przesłuchała, zrobiła lalkę, wysłała nam jej zdjęcie, a my oniemieliśmy z wrażenia. Na początku wysłała nam dwie twarze. Mieliśmy wybrać jedną z nich i postawiliśmy na tą, która teraz zdobi okładkę płyty.
Wszyscy są pod wrażeniem twoich partii wokalnych. Czym jest dla ciebie krzyk?
Krzyk jest dla mnie terapią, formą oczyszczenia i uwolnienia się od wszystkiego co złe.
A skąd wziął się u ciebie pomysł na tak charakterystyczny image?
W ogóle o tym nie myślałam. To jakoś wyszło samo z siebie. Kiedyś przed jednym z koncertów miałam pod ręką kawał prześcieradła, podarłam je, zawiązałam i tak już zostało. Teraz już jest bardziej cywilizowanie, bo z pracy biorę całe walizki bandaży. Wszyscy śmieją się ze mnie, że wynoszę garściami bandaże i gazy sterylne na trasę koncertową. (śmiech)
Poza graniem w Obscure Sphinx pracujesz w jednej z warszawskich klinik weterynaryjnych. Jak dajesz radę łączyć te obowiązki?
To wygląda tak, że nie mam w ogóle czasu dla siebie. Dostaję od znajomych zaproszenia w stylu: chodź tutaj na browarka, chodź tu gdzieś się spotkaj, a czemu nie byłaś na moich urodzinach itp. Nie daję rady. Nawet czasem obiecuję, że przyjdę, ale później okazuje się, że nie jestem w pracy do 15.00 jak zwykle, tylko wychodzę po czternastu godzinach i jestem tak zmęczona, że idę spać. Mimo wszystko lubię swoją pracę. Wolę mieć taki napięty grafik. Wtedy wiem, że żyję. Nie lubię mieć wolnego czasu, bo wtedy za dużo myślę. A jak za dużo myślę, to jestem smutna, więc muszę się czymś zajmować.
Praca ze zwierzętami to był jeden z twoich celów na przyszłość czy zadecydował o tym kompletny przypadek?
Skończyłam medycynę weterynaryjną. Poza tym moi rodzice są lekarzami weterynarii, ale oni nigdy mnie nie cisnęli w tym kierunku. W pewnym momencie miałam nawet taki bunt, że złożyłam papiery na biotechnologię i z przekory myślałam sobie: nie będę lekarzem! (śmiech) Ale wiesz, ja od małego jeździłam gdzieś tam z rodzicami, pomagałam im. To wyszło naturalnie. Z drugiej strony, nic innego nie mogło wyjść. Musiałam się zajmować zwierzętami, bo nie lubię ludzi. To znaczy, wolę zwierzęta od ludzi. (śmiech)
Natrafiłem kiedyś przypadkiem na fragment waszego występu, który został zarejestrowany podczas kręcenia spota dla WOŚP. Jak doszło do tego, że zespół Obscure Sphinx się tam znalazł?
„Olo” pracuje w agencji reklamowej i dał nam cynk, że szukają charakterystycznych ludzi do reklamy. Ja miałam wtedy sidecuta, „Blady” (Michał Rejman – basista Obscure Sphinx – przyp. red.) też był po obu stronach pogolony, więc stwierdziliśmy, że pójdziemy na ten casting. Wchodzimy, a tam mnóstwo ludzi. Patrzymy na listę, stoją jakieś kolejki na przesłuchania. Posiedzieliśmy tam trochę i stwierdziliśmy z „Bladym”, że mamy to gdzieś i wracamy do domu. Okazało się, że nikogo nie znaleźli. Minęło parę dni i „Olo” do nas pisze, że jakaś jego znajoma, która koordynuje tą reklamę, przypadkiem zobaczyła, jak on przeglądał nasze zdjęcia z koncertu. Gdy dowiedziała się, że „Olo” gra w tym zespole, padło na nas. Każdy z nas miał osobny casting i w końcu całym zespołem nas tam wzięli. Powiedziałam chłopakom, że zagramy „Nastiez”, ale ci z reklamy chcieli coś bardziej rockowego. (śmiech) Nie pamiętam już nawet co zagraliśmy. To był spontan, ale fajna akcja w sumie, coś nowego dla nas.
Maj to dla Obscure Sphinx nie tylko koncerty w Polsce, ale także okazja do występów na Słowacji, w Belgii i we Francji. Jak odbierają waszą muzykę zagranicą?
Jeżeli chodzi o Słowację to tam jesteśmy przyjmowani niezwykle ciepło. Pierwszy raz graliśmy tam podczas zeszłorocznego Gothoom Festival. Pod sceną było mnóstwo ludzi. Po koncercie podchodzili do nas fani i byli smutni, że nie graliśmy koncertu wieczorem, no ale taki był wtedy line-up. Byliśmy w szoku! Pierwszy raz graliśmy na Słowacji i spotkaliśmy się z tak doskonałym odbiorem. No i potem, podczas wspólnej trasy z Behemothem, gramy koncert w Katowicach, a pierwsze trzy rzędy pod sceną to sami Słowacy. To było coś niesamowitego, naprawdę! I teraz, 12 kwietnia graliśmy na Słowacji, cały klub wypełniony po brzegi. Wszyscy mówili, że nie mogą się doczekać na kolejną edycję Gothoom Festival. Fajnie, bo teraz zagramy wieczorową porą, więc będzie klimat. Na Słowacji jest super! Świetni ludzie, bardzo otwarci, tacy domowi. Jak tam się jedzie, to wszyscy od razu nas witają cię z uśmiechem. Chce nam się tam grać koncerty i na pewno wrócimy na Słowację jeszcze nie raz.
Zbliżamy się powoli do okresu wakacyjnego. Czy dla Obscure Sphinx ten czas będzie okazją do odpoczynku czy macie zabukowane jakieś letnie festiwale?
Jest kilka festiwali, na których zagramy. Na pewno będzie to Castle Party w Bolkowie. Strasznie się jaram! Z tej okazji odkopałam swój gorset. (śmiech) Poza tym zagramy na Litwie, na wspomnianym już Gothoom Festival na Słowacji, w Austrii na festiwalu, także trochę się tych występów kroi.
A jak z twoimi planami wakacyjnymi?
Mój cały wolny czas idzie na koncerty z Obscure Sphinx i na pracę w klinice. Nie znajduję czasu na nic innego.
W takim razie życzę udanych, koncertowych wakacji zagranicą!
Dzięki serdeczne!
fot. Tomasz Gałązka