02/04/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Urwany film. Historia zmian na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych

6 min read

Dworzec wypełnia się mężczyznami w płaszczach, marynarkach, kobietami w chustkach na głowie. Cały tłum z bagażami powoli przesuwa się przez budynek. Spomiędzy nich wybiega mężczyzna z czarną torbą na ramieniu, wypełnioną po same brzegi. Pociąg do Warszawy, na który kupił bilet, właśnie odjeżdża. Grymas na jego twarzy się powiększa, im dłużej biegnie. Terkotowi maszyny akompaniuje dźwięk tenisówek uderzających w peron. Zbliża się. Jest na wyciągnięcie ręki od pociągu. Łapie powietrze, dłonią próbuje chwycić drążek od drzwi ostatniego wagonu. Film się urywa.

Widownia wpierw zamiera. Upływa parę sekund, nim na sali ludzie zaczynają szeptać między sobą, a bardziej złośliwi mruczeć na głos. Słychać szmer przekładanych z niezadowolenia nóg na nogi, ktoś z przodu wierci się w fotelu. Widz w tylnym rzędzie nie wierzy własnym oczom i szuka potwierdzenia u sąsiada z prawej: – Też widzi pan ten ciemny ekran?

Operator w tym czasie przetrząsa kabinę projekcyjną. Pierwszym podejrzanym jest odtwarzacz do bet, z którego wyświetlał się film. Palce wodzą po maszynie, ale nic to nie daje, bo ta działa bez zarzutu. Poszukiwania winnego trwają. Cień niepewności pada na samą kasetę: – Na Boga, przecież tu nic więcej nie ma! Mężczyzna przeciera dłonią czoło, odkłada nośnik na bok. Pojawia się jednak pewien zwrot akcji.

– Proszę państwa, ja widziałam ten film wcześniej. Mogę go państwu opowiedzieć – oznajmia kobieta. I dokonuje tego! Widzowie otrzymują swój happy end.

To nie scena z filmu. To rzeczywistość. Rok 2007, 32. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, Dzień Rosyjski, impreza towarzysząca festiwalowi.

Środki zapobiegawcze

Zapobieganiu takim niedogodnościom zajmuje się cały zespół ludzi. Ich praca jest najbardziej widoczna wtedy, kiedy coś – dosłownie – nie gra. Od dwudziestu lat należy do nich pani Marlena Gracz, która dba o twórców i publiczność.

Ze swojego pierwszego festiwalu w 1988 roku, w którym brała udział jako uczestniczka, pamięta dwie rzeczy. Osiemnastolatkę zauroczoną kinem oczarowała atmosfera. Trafiła tam z przyjaciółmi z klasy, dzięki zwycięstwie w lokalnym konkursie wiedzy o filmie. Kolejną rzeczą była trema, jaką miała przed podejściem do Krzysztofa Kieślowskiego. To był rok, w którym na ekran trafiły „Krótki film o miłości” i „Krótki film o zabijaniu”. Ten ostatni osiągnął już sukces w Cannes, kariera światowa reżysera właśnie się zaczynała. Zawzięła się jednak i wpis do katalogu od reżysera otrzymała.

Pani Marlena Gracz z aktorką Bożeną Dykiel w Teatrze Muzycznym w Gdyni w trakcie XXIX edycji FPFF w 2004 roku/zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego.

Od tamtej pory festiwal stał się jej drugą rzeczywistością. Najpierw uczestniczyła w nim jako studentka filmoznawstwa, potem pracownica w firmie dystrybucyjnej Syrena Entertainment Group przy Piwnej w Gdańsku. W 2004 roku z widowni przeniosła się na stałe za kulisy, gdzie zajmuje się najważniejszymi z gośćmi, czyli opowieściami wyświetlanymi na dużym ekranie. Dba o ich bezpieczny transport i dotarcie na czas do kabiny projekcyjnej.

Przewózka nestora rodu

Taki gość, okryty już powszechnym szacunkiem i rozpoznawalnością, podróżował w kartonie bądź skrzyni. Dostarczony do budynku Silver Screen-u (późniejsze Centrum Gemini w Gdyni), lądował na stole montażowym. Tam czekał już na niego komitet powitalny w postaci operatora.

– Pan Tadeusz? – pyta chłopaka odpowiedzialnego za wożenie gości między Teatrem Muzycznym a kinem.

– Tadeusz – odpowiada, a operator zabiera się do rozpakowania pudła. Mężczyzna po wyjęciu wszystkich szpul, porządkuje akty. Odnalezienie pierwszego ułatwiała rozbiegówka. Na białej taśmie, bez podziału na kadry, dało się odczytać tytuł filmu oraz format obrazu. Kawałek tej części operator ucinał.

Części spajano ze sobą sklejarką. Łączenie było jednak innej grubości od samej taśmy filmowej, więc w trakcie seansu należało uważnie doglądać momentów, gdy jeden akt przechodził w drugi. Tak zmontowany obraz należało przełożyć dalej, na platery. Okrągły przyrząd mógł pomieścić i odtworzyć pełnometrażową produkcję.

Montaż lub demontaż filmu na szpule do Teatru Muzycznego w Gdyni w trakcie festiwalu/fot. Łukasz Rękawek

Film puszczany był od środka. Bardziej zaawansowane przyrządy miały ten atut, że zwijał się on prawidłowo na inny plater. Bez problemu operator mógł go wtedy uruchomić ponownie, bez przewijania taśmy. Zaniesiony gość, usadowiony w kabinie projekcyjnej, wymagał doglądania w trakcie seansu. Co kwadrans któryś z operatorów musiał podejść, by ręcznie ustawić ostrość. Ta gubiła się, gdy przez odtwarzacz przechodziła sklejka. Sama rolka mogła się również przesunąć – rysa po stronie z farbą skutkowała powstaniem zielonej, grubej  krechy widocznej przez cały seans. Takiej kopii nie dało się później odratować.

Rozmontowana taśma po projekcji trafiała do Teatru Muzycznego lub na repliki do kin w Wejherowie, Lęborku czy Elblągu. Przewożone były tam samochodami, gdzie przejmował je inny operator.

Ubogi krewny

Równolegle do taśmy filmowej 35 mm funkcjonowała beta. Z wyglądu przypominała przerośnięty magnetowid. Odróżniała ją od niego jednak lepsza jakość obrazu. Pomimo że był to format bardziej telewizyjny niż kinowy, kopia zgrana na nią trafiała na festiwal, bo jej wyprodukowanie było tańsze. Producenci decydowali się na nią, gdy nie przewidywano szerszej dystrybucji. Nie zawsze również była pewność, czy dany film się sprzeda. Bety decydowany prym wiodły w Konkursie Polskiego Kina Niezależnego, specjalnej sekcji wyodrębnionej w latach 2002-2010. Przed  wydarzeniem firma zewnętrzna stawiała projektory. Z czasem dało się betę podpiąć pod projektor cyfrowy, co ułatwiało pracę operatorom.  

Regał na filmy/fot. Łukasz Rękawek

Pani Marlena pamięta sytuację wokół „Kochanków Roku Tygrysa” Jacka Bromskiego. Film był zapowiadany już rok wcześniej na festiwalu w trakcie konferencji prasowej z udziałem Michała Żebrowskiego, odtwórcy głównej roli męskiej. Do Konkursu Głównego trafił w 2005 roku. Produkcję zdradził już jednak sam nośnik: zgrana na betę, po tak szerokich zapowiedziach i obietnicach, nie wróżyła sukcesu. I rzeczywiście, opuściła festiwal bez nagrody.

Dalsza rodzina

Obecnie na festiwal przyjmowane są jedynie filmy na nośnikach DCP, w przypadku krótkich metraży zdarza się zgrywanie ich na pendrive’a. Coraz częstszą praktyką staje się przesyłanie produkcji w postaci linku. Z nośników są zgrywane na odpowiedni serwer – w zależności od miejsca seansu, trafiają do właściwej sali w Heliosie, Gdyńskim Centrum Filmowym czy Teatrze Muzycznym. Wraz z tym przychodzi wiadomość o kluczu, czyli zabezpieczeniu danej kopii. Ma on ustalone ramy czasowe, w których działa. Może to być rozpoczęcie festiwalu, dzień przed, czy nawet pół godziny przed wyświetleniem go. Stanowi to ochronę przed zgraniem.

Jeden tylko gość posiadał dodatkową obstawę. Do ostatniego momentu nie było wiadome, czy „Pokłosie” o czasie trafi na 37. Gdynia Film Festival (był to czas eksperymentowania z nazwą, ale i z terminem wydarzenia). Wiązały się z tym również pewne kontrowersje, bo produkcja została zakwalifikowana do Konkursu Głównego już w trakcie trwania wydarzenia, co było precedensem. Film, świeżo zgrany na nośnik, pozbawiony dodatkowego zabezpieczenia, dostarczył wyznaczony przez producenta Dariusza Jabłońskiego kolega w przeddzień zakończenia imprezy. Strażnik kopii – bo taką nazwał został ochrzczony – przekazał obraz operatorowi w teatrze. Po seansie wracał i sprawdzał, czy wszystko zostało permanentnie usunięte z serwera. Szedł do kolejnej kabiny projekcyjnej, gdzie całość powtarzał, dopóki zaplanowane projekcje się nie skończyły.

Kartony z filmami 35mm/fot. Łukasz Rękawek

Nowa technologia wyparła i taśmę filmową, i betę. Terkot projektorów analogów, słyszalny w kabinie, zastąpił szum wentylatorów. Praca stała się bardziej przewidywalna, obraz za każdym razem jest ten sam. W przeciwieństwo do taśmy nie osadza się na niej kurz, nie wypalają się dziury, nie ma obawy przed urwaniem się filmu i potrzebą sklejania go.

Różnice pokoleniowe

Z panią Marleną spotykamy się na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Po rozmowach o filmach, przychodzi czas na przejście do bardziej przyziemnych spraw, by reportażowi stało się zadość. Pytam ją o fotografie z festiwalu, o których wspominała: 

– Z tymi zdjęciami to będzie problem.

– Nie chce ich pani pokazywać?

– Nie, nie w tym rzecz. One były robione na taśmie, nie mam ich w formie cyfrowej.

– Zupełnie inna technologia.

– Ale emocje te same.