12/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Diabelski Pamiętnik #23: Nadzieja na więcej

5 min read
Nadzieja unosi się nad Old Trafford

Źródło obrazów: pixabay; grafika: własna

Na Old Trafford wróciła nadzieja. Ruben Amorim przywraca normalność w Manchesterze United i nawet porażka z Arsenalem była dowodem na nową jakość. Jeszcze nie minął miesiąc pracy Portugalczyka, a efekty już są widoczne. Również piłkarze wydają się zmotywowani nowym wyzwaniem. Co najważniejsze, Czerwone Diabły powoli przypominają poważny klub piłkarski. A przecież to tego najbardziej brakowało.

Ostrzeżenie: Niniejsza rubryka może zawierać w sobie duże pokłady nadziei i optymizmu. Jej przeczytanie grozi bolesnym rozczarowaniem w przyszłości. Przed lekturą skonsultuj ten pomysł z rodziną i bliskimi.

Rozpykany Everton

Wiele się wydarzyło, gdy się nie widzeiliśmy, drogi Pamiętniczku! Ostatnie kilka dni przywróciło moją wiarę w Manchester United. I nie jest to tylko kwestia wyników, bo te były przeciętne, ale przede wszystkim stylu gry. Niedzielne starcie z Evertonem było okazją na poprawę punktowego dorobku mojego ukochanego klubu i wiesz co? Czerwone Diabły wyszły na boisko i zrobiły to, co do nich należało. Drużyna z miasta Beatlesów boleśnie przekonała się o trwającej rewolucji na Old Trafford. Nadzieja tym razem nie zawiodła.

Co ciekawe, wynik 4:0 udało się osiągnąć przy zaledwie 0.73 xG. Moi ulubieńcy tego dnia po prostu się nie mylili. Dublety zaliczyli Marcus Rashford i Joshua Zirkzee. Obaj mieli coś do udowodnienia i przynajmniej na chwilę uciszyli krytyków. Po 2 asysty rozdali Bruno Fernandes oraz Amad Diallo. Portugalczyk i Iworyjczyk to elementy niezbędne United do prawidłowego funkcjonowania. The Toffees mieli pecha, bo wszystko w ich grze funkcjonowało tak, jak należało.

Z kolei Ruben Amorim mógł się pochwalić innym szczególnym osiągnięciem. Portugalczyk przebił już Erika Ten Haga pod względem liczby zwycięstw ligowych, w których różnica wynosiła 4 bramki, lub więcej. Tak, Holender nigdy nie zanotował takiej victorii! Nic więc dziwnego, że po tym spotkaniu nadzieja na pomyślny obrót spraw w starciu z Arsenalem urosła do pokaźnych rozmiarów. Byli jednak i tacy, którzy zauważyli jeden dobry szczegół. Mianowicie żółte kartki Lisandro Martineza i Kobbiego Mainoo. Środkowy obrońca i pomocnik zostali tym samym wykluczeni z prestiżowego starcia z Kanonierami.

Zwolnienia z wf-u

Niepokoi mnie, Pamiętniczku, sytuacja zdrowotna Luke’a Shawa. Anglik po rozegraniu 40 minut w niedzielę zgłosił kolejny uraz. Wygląda na to, że równie dobrze odnalazłby się w dowolnej klasie w Polsce. Tutaj też byłby w czołówce klasyfikacji zwolnień z wf-u. Nadzieja na jego formę i regularność maleje z każdym dniem. Faktycznie, wciąż może być ważną postacią na Old Trafford, ale chyba nie jest już w stanie rozegrać chociażby połowy sezonu w zdrowiu.

Kontuzja Shawa przed meczem z Arsenalem oznaczała, że Amorim mógł skorzystać na Emirates Stadium jedynie z garstki defensorów. Do jego dyspozycji byli Matthijs De Ligt, Noussair Mazraoui, Lenny Yoro, Diogo Dalot i Tyrell Malacia. To mało, zważywszy na fakt, że preferowane ustawienie szkoleniowca zakłada wykorzystanie 3 środkowych obrońców i przynajmniej jednego cofniętego skrzydłowego w pierwszym składzie. Jak się później miało okazać, zaważyło to na przebiegu ważnego spotkania.

Nie wolno bowiem zapomnieć, że wśród graczy leczących urazy, wciąż znajdują się doświadczeni Jonny Evans i Viktor Lindelof. Tyle urazów w kluczowej formacji siłą rzeczy musiało utrudnić przygotowania do konfrontacji z zespołem Mikela Artety. Czerwone Diabły nie wygrały ligowego starcia z Arsenalem już od ponad 2 lat. Ewentualna porażka w środowy wieczór byłaby więc wyjątkowo bolesna. Tym bardziej, że gdyby Kanonierzy zatriumfowali, ich seria odcisnęłaby piętno na historii starć obu klubów. Nigdy wcześniej nie mieli takiej passy przeciwko Manchesterowi United.

Diabły nabite na rożen

Mimo wszystko, drogi Pamiętniczku, z każdą minutą środowego spotkania, wzbierała we mnie nadzieja na pomyślne zakończenie. Dawno nie widziałem tak zorganizowanych Czerwonych Diabłów. Moi ulubieńcy nie tworzyli sobie co prawda wielu okazji, ale nie pozwalali na to również gospodarzom. Bezbramkowy remis dobrze oddawał to, co działo się w pierwszej połowie. Jak się jednak miało okazać, były to tylko miłe złego początki. Arsenal miał po zmianie stron zepchnąć United do narożnika.

I to dosłownie! Oba gole, jakie zdobyli Kanonierzy, padły bowiem po perfekcyjnie wykonanych i wykorzystanych kornerach podopiecznych Mikela Artety. Nie bez przyczyny realizator transmisji kilkukrotnie pokazywał na ekranie Nicolasa Jovera, czyli trenera stałych fragmentów gry w klubie z Emirates. Bez tych elementów, drużyna z Londynu prawdopodobnie nie byłaby w stanie rozmontować bardzo sprawnie działającej tego dnia maszyny Amorima.

Największym sukcesem Manchesteru United w tym meczu było pokazanie, że zespół jest w stanie rywalizować na równi z konkurentem do mistrzostwa Premier League. Nie obyło się jednak bez wpadek. Drużyna z Old sprawiła, że Jakub Kiwior wyglądał na klasowego obrońcę, a nie przestraszonego chłopaka, którego znamy z reprezentacji Polski. To wiele mówi o ofensywnych poczynaniach moich ulubieńców. Słaba postawa Rashforda, Alejandro Garnacho czy Rasmusa Hojlunda przestaje być zaskoczeniem.

Nadzieja na więcej

Mimo tego, Pamiętniczku, powoli kiełkuje we mnie nadzieja na lepsze jutro. Jeśli odjąć kiepskie występy formacji ofensywnej i Masona Mounta czy Diogo Dalota, zaczyna być widoczny kierunek rozwoju United. Oczywiście, w Manchesterze potrzeba wietrzenia szatni i nowych twarzy, ale skład wcale nie jest słaby. Część zawodników wyraźnie wznosi się na wyższy poziom, a co więcej, zdają się dobrze oswajać z poznawanymi założeniami taktycznymi. W innym wypadku spotkanie z Arsenalem okazałoby się klęską.

Ta maszyna krok po kroku zbliża się do innych bolidów w tym wyścigu. Czerwone Diabły chcą być agresywne, ale też strzelać bramki. Dość powiedzieć, że 4 gole w meczu z Evertonem pozwoliły moim ulubieńcom po raz pierwszy od 1. kolejki osiągnąć dodatni bilans strzelecki. Zyskują gracze zespołowi. Bruno, Mazraoui, Yoro czy Manuel Ugarte będą decydować o sile ekipy z Old Trafford. Spory problem mają zaś egoiści. Coraz gorzej wygląda Garnacho, a i o Rashfordzie trudno napisać cokolwiek pozytywnego oprócz tego, że znów jest skuteczny.

Sobotni mecz z Nottingham Forest to kolejny sprawdzian nowego Manchesteru United. Do tej pory Ruben Amorim dużo rotował kadrą, ale wydaje się, że powoli nadchodzi moment, gdy skład zacznie się krystalizować. Na tym etapie rozgrywek nie ma już mało ważnych spotkań, więc szkoleniowiec musi też patrzeć w tabelę. Jeżeli połączy zdobywanie punktów z rozwojem drużyny, chyba tylko Roy Keane i Jan Tomaszewski będą mogli go krytykować. Oni po prostu już tak mają.