Wieści z Igrzysk #1 – trzy polskie medale i relacja z Paryża

Fot. Davide Sieńko

Sportowa rywalizacja w stolicy Francji nabrała tempa. Minął niemalże tydzień od inauguracji tegorocznych Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Jak do tej pory Biało-Czerwoni wywalczyli trzy krążki. Reprezentantom znad Wisły wciąż nie udało się zdobyć tego z najcenniejszego kruszcu, ale największe szanse na złoto mają dopiero nadejść.

Polska zajmuje obecnie 33. miejsce w rankingu państw, które zgromadziły na swoim koncie przynajmniej jeden medal. W klasyfikacji generalnej przewodzą Chińczycy, przed Francuzami i Japończykami, zaś najwięcej razy na podium stawali reprezentanci USA.

Pierwsze koty za płoty

Najpierw srebro zdobyła Klaudia Zwolińska – kajakarka górska w konkurencji slalomu K1. Do dorobku dorzuciły się szpadzistki w czteroosobowym składzie: Renata Knapik-Miazga, Alicja Klasik, Martyna Swatowska-Węglarczyk i Aleksandra Jarecka po wyczerpującej batalii rzutem na taśmę pokonały Chinki. Pulę dotychczasowych zdobyczy domknęli wioślarze. W czwórce mężczyzn na podium stanęli Dominik Czaja, Fabian Barański, Mateusz Biskup oraz Mirosław Ziętarski. Obydwie ekipy zgarnęły we Francji brąz.

Międzynarodowa integracja

Jako wolontariusz na Igrzyskach w Paryżu znajduje się nasz redaktor gościnny, fotograf i korespondent Davide Sieńko. Zrelacjonował i opisał swoje odczucia, a także spostrzeżenia, co do trwającej imprezy olimpijskiej:

Igrzyska przebiegają w bardzo pozytywnej i przyjaznej atmosferze. Zacznę od kwestii wolontariatu – wszyscy z nas są ubrani tak samo, a więc z łatwością się nawzajem rozpoznajemy. Sporo przy tym rozmawiamy i wymieniamy się doświadczeniami czy przemyśleniami. Tworzy to naprawdę fajną społeczność – widząc kolegów i koleżanki „po fachu” uśmiech sam się rodzi na twarzy. Ludzie nie boją się zagadywać, szukają interakcji. Co prawda w większości wolontariuszami są Francuzi, a ja francuskiego osobiście nie znam, ale nie przeszkadza to w próbach dogadywania się z kontekstu. Oczywiście w zanadrzu jest jeszcze język angielski. Jak na razie polskiego wolontariusza nie spotkałem.

W niedzielę mieliśmy pierwsze zebranie, gdzie przedstawiono nam zakres obowiązków i omówiono pracę na poszczególnych stanowiskach. Mogliśmy wejść na murawę i bieżnię stadionu, poczuć ten klimat. Pomimo tego, że poznałem już ludzi z Meksyku, Kambodży, USA, Wielkiej Brytanii czy Niemiec – czuć unoszącą się w powietrzu aurę jedności, tak przecież idealnie wpasowującą się w realia Igrzysk Olimpijskich.

Pracuję na stanowisku obsługi widza. Jak mówią moi przełożeni: „jesteście zarówno pierwszymi, jak i ostatnimi osobami, z którymi kibic ma kontakt”. Polega to mniej więcej na tym, że oprócz pomocy typowo merytorycznej, nawiązuje z przyjezdnymi nieco bardziej prywatny kontakt – pytam co słychać, staram się rozweselić i wprowadzić pozytywną relację. Miałem też okazję pracować poza stadionem, wówczas biegałem z megafonem i kolokwialnie mówiąc „robiłem atmosferę”. Kierowałem też ludzi do odpowiednich bramek w obiekcie, rozwiewałem wszelkie ich wątpliwości.

Ceremonia otwarcia mi się podobała. Co prawda obejrzałem ją z kanapy, bo bilety były drogie, kosztowały około 3000 euro. Istniała też możliwość otrzymania rządowej przepustki, która uprawniała do udziału w ceremonii, ale niezwykle trudno było ją dostać. Podobnie sytuacja wyglądała w kwestii otrzymania specjalnego zaproszenia. Wracając do oceny imprezy – niektórzy twierdzą, że była nudna i nieporywająca. Według mnie zdecydowanie na plus jest to, że odbyła się na dużej, otwartej przestrzeni, wzdłuż Sekwany. Do tego kilka ciekawych motywów, iluminacje świetlne przy Wieży Eiffla czy znicz olimpijski, który wniósł się w powietrze jako balon – to mnie zszokowało. Naprawdę przyjemna niespodzianka.

Właściwie jakiekolwiek zdjęcia, nagrania czy relacje nie oddadzą w pełni emocji, które we mnie drzemią podczas pobytu w Paryżu. To, co teraz przeżywam, zostanie ze mną na zawsze. Dobrze nas traktują, dostaliśmy podziękowania od prezydenta Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego za wolontariat. Będzie co wpisać do CV! Trzeba zwrócić uwagę, że dostać się tu nie było łatwo, a liczbę chętnych osób można określić w setkach tysięcy. Wyposażyli nas, mamy akredytacje, nie ma się do czego przyczepić.

Lada moment rozpoczną się zawody w konkurencjach lekkoatletycznych i możliwe, że w końcu otworzy się ten przysłowiowy worek z medalami dla Polski. Trzymam kciuki za Biało-Czerwonych i chciałbym chociaż raz posłuchać we Francji naszego hymnu. To byłoby coś niesamowitego! Jak na razie jednak cieszę się z tego, czego doświadczam obecnie.

Fotorelacja – tydzień pierwszy

Niechaj będą ozłoceni!

Nadal trwa polowanie na złoty krążek. Wielce prawdopodobne, że Polacy niejednokrotnie powalczą o kolejne laury. Największych szans możemy z pewnością doszukiwać się w występach Anity Włodarczyk i Wojciecha Nowickiego – aktualnych mistrzów olimpijskich w rzucie młotem. Pretendentką w swojej konkurencji będzie również Aleksandra Mirosław – dwukrotna mistrzyni świata i Europy oraz rekordzistka globu we wspinaczce na szybkość (15-metrowa ściana pokonana w 6,24 sekundy).

Warto także bacznie obserwować nadchodzące poczynania Natalii Kaczmarek na bieżni. Mistrzyni Europy z Rzymu utrzymuje bardzo dobrą dyspozycję. Otwarcie mówi, że chce sięgnąć po indywidualny krążek Igrzysk Olimpijskich na dystansie 400 metrów. Nie licząc 26-letniej lekkoatletki, w rywalizacji biegowej w sprincie na 100 metrów liczyć się będzie Ewa Swoboda – tegoroczna srebrna medalistka wspomnianego czempionatu w Rzymie i Halowych Mistrzostw Świata (kolejno sprint na 100 i 60 metrów). W zespole ochotę na złoto mają siatkarze, którzy po raz ostatni zostali mistrzami olimpijskimi w 1976 roku – wieńcząc tym samym nadal aktualny jednomedalowy dorobek. Niespodziankę może sprawić również drużyna żeńska, aczkolwiek to w podopiecznych Nikoli Grbicia pokłada się szczególne nadzieje na mistrzostwo.

Plan na piątek – niech wygra Świątek

Nadzieję na złoto można było wiązać niewątpliwie w zmaganiach Igi Świątek, bo pierwsza rakieta świata według rankingu WTA awansowała do strefy medalowej. Polka rozprawiła się w ćwierćfinale z Amerykanką – Danielle Collins (9. pozycja w rankingu WTA), zwyciężając po kreczu. W półfinale podjęła Chinkę – Qinwen Zheng (7. pozycja w rankingu WTA) i sensacyjnie przegrała mecz 0:2 w setach. Polska tenisistka nie zdołała ukryć swojego żalu po porażce – zalała się łzami i ominęła dziennikarzy. W piątek zmierzy się w „finale pocieszenia” ze Słowaczką, Anną Karoliną Schmiedlovą lub Chorwatką, Donną Vekić. Na papierze obydwie potencjalne rywalki nie powinny sprawić Polce większych problemów. Należy liczyć na to, że podrażniona ambicja Igi przerodzi się w dominację na korcie i nagrodę w postaci brązowego medalu.

***

Autor zdjęć i korespondent: Davide Sieńko

Tekst i redakcja: Mikołaj Grabowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć × 4 =