Diabelski Pamiętnik #9: Sklonowaliśmy Haalanda!
6 min readRzecz niesłychana! Manchester United nie tylko pozostaje niepokonany w 2024 roku, ale na dokładkę robi wszystko, by przestać być klubem-memem. Czerwone Diabły powoli podnoszą się po średnio udanym początku sezonu. Zespół z Old Trafford coraz poważniej włącza się do walki o Ligę Mistrzów, co jeszcze nie tak dawno wydawało się niemożliwe. Nie ma chyba bardziej wymarzonego momentu na powrót Diabelskiego Pamiętnika.
Ostrzeżenie: Niniejsza rubryka może zawierać w sobie duże pokłady nadziei i optymizmu. Jej przeczytanie grozi bolesnym rozczarowaniem w przyszłości. Przed lekturą skonsultuj ten pomysł z rodziną i bliskimi.
Poprzednie odcinki znajdziesz tutaj!
Powiew świeżości
Witaj ponownie, Drogi Pamiętniczku! Trochę się nie widzieliśmy, ale musisz mi wybaczyć. Sesja to nie przelewki, więc na pierwszy plan wysunęła się, rzecz jasna, nauka. Nie oznacza to, że przestałem śledzić poczynania Czerwonych Diabłów. Występy moich ulubieńców osłodziły mi przerwę w pisaniu. Najwięcej powodów do radości dostarczyła trójka młodzieńców, którzy sprawili, że na Old Trafford znów zawitała magia. Alejandro Garnacho, Kobbie Mainoo i Rasmus Hojlund tworzą tercet, jakiego czerwona część Manchesteru potrzebowała. Prawdziwy powiew świeżości.
Ofensywa United potrzebowała potężnego impulsu. Dość powiedzieć, że jeszcze do niedawna Manchester miał ujemny bilans bramkowy, co nie przystoi zespołom z górnej połówki tabeli jakiejkolwiek ligi. Wszystko zmieniło się za sprawą wyżej wymienionej trójki. Argentyński skrzydłowy zaczyna powoli przypominać młodego Cristiano Ronaldo. Angielski pomocnik stał się (już teraz) wyśmienitym łącznikiem między obroną a atakiem. Napastnik rodem z Danii przebija zaś Erlinga Haalanda w strzeleckich osiągnięciach w bieżącym roku. Pojawiły się nawet żarty, że Hojlund i Norweg zamienili się ciałami, jak w pewnej reklamie Nike…
Ich wyczyny, w połączeniu z rosnącą formą kolegów z boiska, sprawiły, że Diabły wcale nie stoją na straconej pozycji w walce o Champions League. Najważniejsze jest jednak co innego. Poczucie satysfakcji. W końcu, po wielu miesiącach wegetowania w jaskini, nie muszę wstydzić się bycia kibicem Manchesteru United. Jak tak dalej pójdzie, to już wkrótce znów będzie można podśmiewać się po cichu z Tottenhamu i ich gablotki z trofeami.
Dobra passa
Możesz się zdziwić, że jestem takim optymistą, Drogi Pamiętniczku. Mimo to, miej na uwadze, że okres prawie dwóch miesięcy bez poważnej wtopy nie zdarza się na Old Trafford zbyt często. Tym bardziej po odejściu sir Alexa Fergusona. W ostatnich tygodniach United nie tylko zmniejszyło stratę do Top 4 do 5 punktów. Udało się także podtrzymać serię bez porażki w lutym. Trudno to sobie wyobrazić, ale Czerwone Diabły nie przegrały w tym miesiącu od prawie 6 lat. Dobra passo, trwaj!
Od czasu zremisowanego spotkania z Tottenhamem moi ulubieńcy zwyciężyli w 5 kolejnych meczach. Na rozkładzie mieli Newport (w FA Cup), Wolverhampton, West Ham, Aston Villę i Luton. Będąc zupełnie szczerym, spodziewałem się utraty punktów przynajmniej w konfrontacjach z drużynami Davida Moyesa i Unaia Emery’ego. Ku mojemu zaskoczeniu, udało się te starcia wygrać, czasami wbrew rozsądkowi. Te punkty prawie na pewno będą miały istotne znaczenie na finiszu rozgrywek.
Nie byłoby tak kolorowo, gdyby nie poprawa formy tych, którzy do tej pory rozczarowywali. André Onana w końcu przypomniał sobie, że jest przede wszystkim bramkarzem. Diogo Dalot wreszcie wygląda jak gracz Premier League, a nie Ekstraklasy. Ozdrowieńcy, czyli Casemiro i Luke Shaw, pokazali, że wciąż mają wiele do zaoferowania. Anglik co prawda znowu wypada z kontuzją, ale miał wydatny wpływ na wyniki zespołu po powrocie. Szkoda tylko w tym wszystkim Lisandro Martineza. Mistrz świata znowu opuści niemal 2 miesiące po ostrym starciu z Vladimirem Coufalem.
Impuls idzie z góry
Nagła zmiana kursu statku Erika Ten Haga nie wzięła się znikąd. Kiedy się nie odzywałem, drogi Pamiętniczku, sporo działo się również za kulisami. Sir Jim Ratcliffe wszedł do klubu z przytupem. Jeszcze w styczniu udało się zatrudnić Omara Berradę, który miał spory udział w sukcesach Manchesteru City z ostatnich lat. Francuz został mianowany CEO, co oznacza, że będzie wyznaczał kierunki rozwoju sportowego klubu z Old Trafford. To wielki sukces nowych współwłaścicieli, którzy tym ruchem pokazali, że chcą przywrócić United do czołówki.
Nie był to jedyny taki krok grupy INEOS w ostatnim czasie. Historią ostatnich dni jest ciekawy przypadek Dana Ashwortha, który już wkrótce może opuścić Newcastle na rzecz Czerwonych Diabłów. Fabrizio Romano poinformował, że Anglik w zasadzie pożegnał się już z St. James’ Park i kwestią dni jest jego przejście na czerwoną stronę Manchesteru. Szejkowie zirytowali się do tego stopnia, że wysłali dyrektora sportowego na urlop w okresie wypowiedzenia umowy.
Na tym nie koniec pozytywnych wieści z góry. Na stanowisko dyrektora technicznego przymierzany (i coraz więcej wskazuje na to, że dogadany) jest Jason Wilcox. Obecnie zatrudniony w Southampton, ma przeszłość także w klubie Obywateli. To właśnie za jego sprawą na Etihad mogli pokazać się Phil Foden czy Cole Palmer. Zatrudnianie takich fachowców może tylko pomóc w powrocie na szczyt. Jeśli ma się to dziać przy okazji osłabiania rywali – tym lepiej!
Idzie nowe
Przejęcie 25% udziałów przez Ratcliffe’a i ostatnie posunięcia wskazują, że idzie nowe. Oznacza to, drogi Pamiętniczku, że już wkrótce nasze pogawędki nie muszą wcale przypominać sesji terapeutycznych. Kolejna informacja, która przebiła się ostatnimi czasy w mediach, to pozytywna decyzja w sprawie rozbudowy Old Trafford. W zasadzie możemy spodziewać się nawet budowy całkiem nowego stadionu tuż obok obecnej lokalizacji starego. Ostateczne rozstrzygnięcie w tej kwestii może zapaść nawet przed końcem sezonu. Pewne jest jedno – klub wchodzi w nową erę.
Nie każdy będzie z tego powodu zachwycony. Spora część graczy może powoli żegnać się z tłustymi kontraktami. Do tej grupy należą Anthony Martial, Mason Greenwood (mimo dobrej formy na wypożyczeniu, jego wizerunek wciąż nie jest najlepszy), Facundo Pellistri czy Christian Eriksen. Z tego grona najbardziej szkoda Duńczyka i Anglika, ale żeby iść naprzód trzeba podejmować trudne decyzje. Tym bardziej, jeśli oznacza to miejsce na nowe, głodne sukcesów twarze.
O swoją posadę chwilowo nie musi się bać holenderski szkoleniowiec. Co by nie mówić o niderlandzkim Guardioli, ostatnio wyciska maksimum ze swoich podopiecznych. United grają w ostatnim okresie pewniej i skuteczniej, a decyzje kadrowe Ten Haga naprawdę się bronią. Scott McTominay jest wykorzystywany idealnie, jak na zawodnika z tak poważnymi ograniczeniami. Odwdzięcza się przy tym ważnymi bramkami. Drugą najlepszą decyzją byłego trenera Ajaxu jest przyspawanie Antony’ego do ławki rezerwowych. Brazylijski fidget spinner zasłużył w tym sezonie na sporą przerwę od gry.
Wraca radość
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Diabły znów dają mi radość, drogi Pamiętniczku. Wprost nie mogę się doczekać najbliższego starcia z Fulham. Rośnie także apetyt na długą przygodę w Pucharze Anglii. Dla kibica piłki nożnej nie ma nic lepszego od tęsknego wyczekiwania kolejnego meczu. Widać także zmianę nastawienia wśród samych piłkarzy. Nie ma już człapania na boisku i machania rękami. Na to miejsce weszły walka o każdą piłkę i gra do samego końca.
Dopóki nie posypie się zdrowie, United może uratować rozgrywki 2023/2024. Widać, że każdy chce zapracować na kredyt zaufania u nowych właścicieli i przekłada się to na wyniki. Nie będę popadać w hurraoptymizm, mając na uwadze poprzednie zrywy z ostatnich lat, ale tym razem podstawy do pozytywnego nastawienia wydają się być bardziej zasadne. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że zbierając wszystkie ostatnie doniesienia, mogę się poczuć jak kibic zdrowo funkcjonującego klubu. Jak w reklamie MasterCard – bezcenne.
Niestety, wszystko co dobre, musi się skończyć. Po spotkaniach z Fulham i Nottingham Forrest w FA Cup, czeka starcie z podrażnionym City. Ta potyczka będzie prawdziwym sprawdzianem i odpowiedzią na to, gdzie znajduje się obecnie Manchester United. Znając życie, czeka nas kolejne bolesne rozczarowanie. Mimo wszystko i tak zawsze będę pamiętał, że przez 2 miesiące 2024 roku mój ukochany zespół wydawał się gotowy do powrotu na szczyt…