Sweet home Akademik
3 min readPaździernik dawno za nami, studenci zadomowili się na stancjach i w akademikach. Za namiastkę domu co miesiąc płacą; płacą i płaczą, bo prywatne mieszkania choć standardowo lepsze, są droższe, a akademiki – choć tanie, to warunki w nich nędzne.
Domy studenckie na ul. Polanki w gdańskiej Oliwie. Cztery stare, czteropiętrowe budynki, na parterze kraty w oknach. Przy wejściu pani w recepcyjnym okienku mierzy surowym wzrokiem, na powitalne „dzień dobry” burczy coś, że „wcale nie”. Procedura zawsze taka sama: zostawiamy dokument i mówimy, który pokój odwiedzamy. Początek niezły, dalej będzie już tylko gorzej.
Wąskie, ponure korytarze zakończone małym okienkiem. Po lewej i prawej drzwi do pokoi. Na każdym piętrze jedna kuchnia, dwie toalety, jeden prysznic. Na parapetach ślady studenckiej egzystencji: popielniczki z petami, puste butelki po piwie. Najpierw tzw. węzeł sanitarny. Toalety małe, maleńkie. Z trudem zamykam za sobą drzwi. Postawny mężczyzna – jeśli zdoła zamknąć się w toalecie – z pewnością nabawi się klaustrofobii. Papier toaletowy – brak. Mydło przy umywalce – brak. Papierowe ręczniki bądź suszarka do rąk – brak. Ale to w końcu nie hotel. Pod prysznicem nie lepiej. Dwie kabiny, zasłony prysznicowe, umywalka, nawet lustro – wyposażenie standardowe. Poza standardem, a raczej poniżej tegoż, są gratisy typu pleśń na suficie i rdza.
Pukam do jednego z pokoi. W środku dwa łóżka, dwie szafy, dwa krzesła, stół – na oko późne lata ’70 lub wczesne ’80. Po lewej, w małej wnęce, stoi przy umywalce Kasia – studentka germanistyki. Witam się, przedstawiam, siadamy na łóżku. Kasia robi herbatę. – Czajnik jest mój, komputer oczywiście też. W zasadzie wszystko oprócz mebli jest moje bądź mojej współlokatorki Magdy – zaczyna Kasia. Pokój nieco zagracony, ale raczej schludny. Książki, ubrania, zdjęcia, kosmetyki etc. – wszystko na kilku metrach kwadratowych. – Nie jest luksusowo, ale przynajmniej tanio. Miesięcznie płacę niecałe 300 złotych. Nie martwię się zużyciem wody czy prądu i nie dopłacam za Internet – opowiada lokatorka. Kasia przyjechała z Olsztyna. Na stancję jej nie stać, a poza tym na pierwszym roku nie miała jeszcze zaufanego grona znajomych, potencjalnych współlokatorów. – W akademiku łatwiej poznać ludzi, wymienić się notatkami. Wychodzisz na papierosa i nagle trafiasz na imprezę piętro wyżej – śmieje się.
Kasia przyznaje, że hałas bywa problemem. Trudno przygotować się do sesji, kiedy za ścianą ktoś akurat głośno słucha metalu. Dobrze, że niedaleko jest biblioteka. Parę minut na uczelnię to dodatkowy plus mieszkania na „Polankach”. W pobliżu znajduje się Wydział Filologiczny, Historyczny, Prawo i Administracja, Matematyka i Informatyka oraz – od niedawna – Wydział Nauk Społecznych.
Dlaczego studenci godzą się na t a k i e akademiki? Jedni – bo nie mają alternatywy, inni – bo im nędzne otoczenie nie przeszkadza. Jeszcze inni – bo to dobry pakiet za niską cenę. Może trafniejsze pytanie brzmi, dlaczego na akademiki typu „low standard” godzi się uczelnia? Dlaczego oko przymyka sanepid? I wreszcie pytanie równie naiwne co retoryczne: kiedy to się zmieni?