Pi, tygrys i ocean
2 min readPokazał, jak walczy „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, a potem odkrył „Tajemnicę Brokeback Mountain”. Przyszedł czas, by pokazać, jak wyglądało „Życie Pi”. Ang Lee sięgnął po powieść Yanna Martela o tym samym tytule i wszystko wskazuje na to, że odniesie kolejny sukces. Jednak zawsze istnieje jakieś „ale”.
Piscine Molitor Patel lub po prostu Pi dorasta wśród zwierząt mieszkających w zoo jego ojca. Jest chłopcem innym niż wszyscy. Wyróżnia go nie tylko oryginalne imię, ale także zamiłowanie do religii. Stara się być przykładnym hindusem, dobrym chrześcijaninem i praktykującym muzułmaninem. Trzy religie w jednym człowieku, każda fascynuje go w tym samym stopniu. Sytuacja w kraju zmusza jego rodzinę do opuszczenia idyllicznych Indii i udania się do Kanady. Razem ze zwierzętami wyruszają, by rozpocząć nowe życie, ale tylko jednej osobie ze statku uda się to życie ocalić.
227 dni w szalupie z tygrysem bengalskim. Opisane w książce Martela wydarzenia wciągają czytelnika do tego stopnia, że uwierzy we wszystko, co z głowy pisarza zostanie przelane na papier. Inaczej jednak jest w przypadku filmu, w którym brakuje tak zwanej ikry. Celowe omijanie „drastycznych” scen, sprowadzenie ciężkiego życia rozbitka na szalupie do tresowania dzikiego kompana i łowienia ryb pozostawia film jedynie bajką z niedopracowanymi monologami bohatera i upchaniem wcale nie najciekawszych scen w jeden worek.
„Życie Pi” to jednak uczta dla oczu. Lee maluje piękne obrazy, wypełnione przez fluorescencyjną morską faunę, miliony surykatek czy groźne burze. Uwydatnienie robiącej wrażenie natury, zgrabnie ukrywa braki w scenariuszu i niewyczerpanie potencjału, który znajdował się w książce. Reżyser wyraźnie eksperymentuje z techniką, ślizga się momentami po historii. Podkreślona rola religii, rozmowy Pi z Bogiem, czy nawet bogami, dodaje dziełu nuty odmienności. Chłopiec boski element dostrzega w każdym stworzeniu i zjawisku. Jest pewien, że Bóg wystawia go na próbę i to nie byle jaką. W patetycznym duchu reżyser pokazuje niezwykłość świata, wytrwałość człowieka i konieczność oparcia się o wiarę w trudnych chwilach. Do tego nutka niewymuszonego humoru.
Film, mimo że ma swoje słabsze strony, wart jest obejrzenia. Choćby dlatego, by wyrobić sobie o nim swoje zdanie i spędzić dwie godziny na malowniczym Oceanie Spokojnym. Suraj Sharma, zaliczył z pewnością udany debiut i jeszcze o nim usłyszymy. Być może już 24 lutego, na gali wręczania nagród Akademii Filmowej, podczas ogłaszania zwycięzcy w kategorii Najlepszy Aktor Pierwszoplanowy.