25/10/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Czy interesuje nas Palestyna?

7 min read
Palestyna dzieci

autor: hosnysalah/ źródło: Pixabay

W Strefie Gazy oficjalnie ucichła broń, jednak koszmar ludności cywilnej trwa dalej. W polskich mediach temat nie przebija się do głównego nurtu. Raz na jakiś czas dziennikarka telewizyjna westchnie ze smutkiem, poseł rzuci uwagę o łamaniu prawa międzynarodowego, studenci zorganizują protest, który przejdzie bez echa. Poza tym – cisza. Dlaczego? 

19-letnia Magda stoi z transparentem przed gmachem ambasady Niemiec w Gdańsku. Razem z nią jest tam jeszcze kilkadziesiąt osób. – Przyszliśmy tu, żeby sprzeciwić się wybiórczemu przestrzeganiu praw człowieka, przeciwko cenzurowaniu tych, którzy mówią głośno o eksterminacji ludności w Strefie Gazy. 

To któraś z kolei demonstracja organizowana przez kolektyw „Trójmiasto Dla Palestyny”, założony wkrótce po wydarzeniach z października 2023 r. Ta konkretna dotyczy poczynań naszych zachodnich sąsiadów, oskarżanych o brutalność wobec działaczy propalestyńskich. Niemcy określają swoje stanowisko dość jasno. Na debacie w rocznicę ofensywy Hamasu uczczono pamięć 1200 ofiar oraz zakładników. Nie wspomniano jednak ani słowem o ofiarach po stronie palestyńskiej, których według „The Economist” może być już nawet 109 000. 

Niestety ruch propalestyński w Polsce nie ma dość siły, żeby wpłynąć na decyzje polityków. To może być skutek wyobrażenia, że jesteśmy od siebie daleko kulturowo, ale to nieprawda – zauważa Magda i podkreśla, że dwa narody mają ze sobą wiele wspólnego. – Warto spojrzeć na historię: my też kiedyś utraciliśmy swoją państwowość, nie mogliśmy się swobodnie wyrażać, podobnie jak dziś Palestyńczycy.  

Dwa państwa na „P” 

Faktycznie, wydaje się, że Polskę i Palestynę więcej łączy, niż dzieli. Trudna historia i kłopoty z sąsiadami to nie jedyne podobieństwa. Ważny dla obu narodów jest choćby kwiat maku – nam kojarzy się z bohaterami spod Monte Cassino, dla Palestyńczyków jest symbolem walki w obronie swojej kultury i tożsamości.  

palestyna flaga protest
autor: Patrick Perkins/źródło: Unsplash

Spore znaczenie ma też kwestia religii. Choć Palestyńczyków przedstawia się jako naród stuprocentowo muzułmański, nie jest to prawda. Stosunkowo liczną mniejszością są chrześcijanie – mieszkający na terenie Palestyny od niemal dwóch tysiącleci i nazywający samych siebie „spadkobiercami apostołów”. Również ich ciężko doświadczyła ofensywa Izraela: w lipcu tego roku parafia Św. Rodziny, jedyna wspólnota katolicka w Strefie Gazy, w której chronili się okoliczni cywile, została ostrzelana. Zginęły trzy osoby, wiele innych – w tym ksiądz Gabriel Romanelli – odniosło rany. 

Mimo to, temat nie odbił się w Polsce głośnym echem. Tylko nieliczni odważyli się głośno skrytykować zabijanie cywilów, niszczenie szkół i wysadzanie zabytkowych świątyń. Jako naród nie lubimy muzułmanów, Arabów i kogokolwiek o innym kolorze skóry, nie chcemy widzieć ich na naszych ulicach i mało obchodzi nas ich los. Potwierdzają to ustalenia panelu badawczego Ariadna: dla 65% Polaków kontakt z wyznawcami islamu wiązałby się z dyskomfortem, a ponad 23% popiera całkowite wypędzenie ich z kraju. Podobny obraz dają ostatnie wydarzenia: kampania prezydencka i budowana przez wielu kandydatów (na czele z Grzegorzem Braunem) ksenofobiczna narracja, patrole samozwańczego Ruchu Obrony Granic, demonstracje antyimigranckie w wielu miastach.   

Liza, pół-Polka, pół-Palestynka, nie kryje rozczarowania postawą większości polityków, mediów i społeczeństwa.

W porównaniu z zainteresowaniem konfliktem na Ukrainie, media milczą w odniesieniu do sytuacji w Palestynie – ocenia. Wielu Polaków pierwszy raz usłyszało o Palestyńczykach dopiero w 2023 roku, co dowodzi, że wiedza o Bliskim Wschodzie jest w naszym społeczeństwie bardzo ograniczona. – Myślę, że brakuje tu edukacji o pozaeuropejskich religiach i kulturach. Kocham Polskę, ale będąc nawet w połowie innego pochodzenia nie żyje się w niej swobodnie.   

Mniejszość palestyńska, licząca w naszym kraju ponad 1000 osób, codziennie musi mierzyć się ze stereotypami.

Polacy są przekonani, że każdy Arab to terrorysta, że mężowie biją swoje żony, że kobieta nie może mieć własnego zdania, a sensem jej życia jest rodzenie i gotowanie. Niestety są też wśród nas ludzie, którym nie jest ani trochę żal umierających dzieci. Mówią, że arabskie dziecko i tak wyrosłoby na terrorystę – zauważa Liza.  

Według niej polskie media popełniają błąd, twierdząc, że konflikt zapoczątkował atak Hamasu 7 października 2023. Tak naprawdę jego początki sięgają deklaracji niepodległości Izraela w 1948 roku. Zgodnie z rezolucją ONZ teren dawnego Mandatu Palestyny miał zostać podzielony między dwa państwa w prawie równym stosunku. Wybuchła jednak wojna izraelsko-arabska, a osadnicy zajęli blisko 80% terytoriów palestyńskich. Miejscową ludność spotkały wysiedlenia i masakry. Nic dziwnego, że wydarzenia roku 1948 nazywają Nakbą (arab. „katastrofa”).  

Przemoc w różnym natężeniu dotyka Palestyńczyków od 77 lat. Liza dobrze o tym wie: jako 5-letnia dziewczynka musiała uciekać z rodzinnej miejscowości, gdy jej ojciec został postrzelony przez izraelskiego osadnika.

Tylko ci, którzy naprawdę zgłębią historię, poznają prawdziwą twarz tego konfliktu. Bardzo często zaczynają wtedy popierać Palestynę. 

Nad Wisłą bez zmian 

Wydaje się, że wśród naszych polityków mało który ma odwagę poznać tę „prawdziwą twarz”. Większość koalicji rządowej i opozycji albo uparcie milczy, albo wręcz deklaruje wsparcie dla Izraela. Znane są słowa wiceszefa MSZ Władysława Teofila Bartoszewskiego, który na antenie Radia Zet stwierdził: „nie ma czegoś takiego jak Palestyna”. Tymczasem państwowość Palestyny uznaje 151 ze 193 członków ONZ, wielu z nich – np. Francja, Hiszpania, Wielka Brytania – dopiero od kilku miesięcy. Polska uznaje Palestynę już od 1988 roku. Oba państwa utrzymują poprawne stosunki dyplomatyczne, choć więź między rządem polskim a izraelskim jest bez wątpienia silniejsza. 

Szczególnie wymowne jest oświadczenie premiera Donalda Tuska, które zamieścił ostatnio w mediach społecznościowych. Wprawdzie potępił bezkarne zabijanie palestyńskich cywilów, ale zaznaczył: „Polska była, jest i będzie po stronie Izraela w jego konfrontacji z islamskim terroryzmem”. Wydaje się, że nasi rządzący usiłują zjeść ciastko i mieć ciastko.  

Władze starają się, aby stosunki polsko-izraelskie były jak najlepsze. Wszyscy pamiętamy zatargi o obozy koncentracyjne, które rozgrywały się jeszcze kilka lat temu – zauważa dr Paweł Trawicki, politolog, ekonomista i psycholog. – Ale najważniejsza w tym wszystkim jest kwestia amerykańska. Polska jest członkiem NATO, a od sojuszu z USA w dużym stopniu zależy przecież nasze bezpieczeństwo. Nie możemy pozwolić sobie na utratę zaufania Amerykanów, a ostra krytyka ich bliskowschodniego sojusznika niesie ze sobą to ryzyko  – ostrzega dr Trawicki. – Teraz, gdy prezydentem jest Donald Trump, wspierający Izrael jeszcze silniej niż jego poprzednik Joe Biden, sytuacja jest nieprzewidywalna jak nigdy dotąd. Rząd stawia więc na wyjątkową ostrożność w relacjach międzynarodowych. 

Szczególnie ostrego sprzeciwu wobec tej ostrożności nie widać. Jak już wiemy, Polacy nie są dobrze poinformowani na temat Bliskiego Wschodu. Ale czy można ich winić?

W podręcznikach historii próżno szukać choćby ogólnego wyjaśnienia tego, jak powstało współczesne państwo Izrael, a co dopiero opisu krwawych starć, masakr i stopniowego odbierania praw ludności palestyńskiej, które od początku towarzyszyły temu procesowi. Stąd popularne przekonanie, że Palestyńczycy sami z siebie, niesprowokowani stosują przemoc, że „Arabowie po prostu tak mają”. Żeby pozyskać rzetelną wiedzę, trzeba się mocno postarać i wiedzieć, gdzie szukać. Najlepszym źródłem bez wątpienia są prace palestyńskich historyków i badaczy, na przykład Rashida Khalidi – którego książki od niedawna można kupić w polskich księgarniach. Nie zmienia to faktu, że ciężko jest w kilka lat nadrobić całe dekady niedoinformowania naszego społeczeństwa.  

W mediach społecznościowych „moda” na propalestyński aktywizm minęła równie szybko, jak się pojawiła. Widzimy mniej nagrań z płaczącymi dziećmi czy matkami poszukującymi zaginionych synów. Nie dlatego, że problemy w Strefie Gazy same się rozwiązały. Przyczyna jest dużo mroczniejsza – wojsko izraelskie wyeliminowało większość dziennikarzy i fotoreporterów, w tym całą miejscową ekipę Al Jazeera. Dlatego internautom trudno jest dotrzeć do materiałów ukazujących skalę zniszczenia w Gazie. 

Polskie media tradycyjne, jeszcze rok temu ogólnikowo traktujące sprawę palestyńską, kilka miesięcy temu zaczęły nieco śmielej cierpienie cywilów i wiszące nad nimi widmo klęski głodu. W programach informacyjnych zaczęto nawet używać słowa „ludobójstwo” – choć, przypomnijmy, ONZ i liczne organizacje praw człowieka nazywają tak działania Izraela od miesięcy. To z pewnością zmiana na lepsze, ale w dalszym ciągu niewystarczająca.  

Czy mamy prawo milczeć? 

palestyna strefa gazy
autor: Jakob Rubner/źródło: Unsplash

Po niekończących się apelach światowych przywódców, aktywistów, organizacji praw człowieka, a nawet papieża Leona XIV, wreszcie podpisano zawieszenie broni. Palestyńczycy odetchnęli z ulgą, ale ich sytuacja wciąż jest niewyobrażalnie trudna: 89% pól uprawnych nie nadaje się do użytku, zniszczono 84% infrastruktury mieszkaniowej. W Strefie Gazy praktycznie nie da się mieszkać, powszechny jest głód i brak dostępu do opieki medycznej. Jakby tego było mało, 18 października armia izraelska ponownie ostrzelała Gazę i zablokowała dostarczanie pomocy humanitarnej. Powodem miały być naruszenia rozejmu ze strony Hamasu, czemu organizacja zaprzecza.  

Donald Trump, którego naciski najprawdopodobniej zadecydowały o ustaniu walk, przez rozentuzjazmowanych Izraelczyków został okrzyknięty „aniołem pokoju”. Czy zasługuje jednak na to miano, skoro nie tak dawno snuł plany wybudowania na zniszczonym terenie Riwiery Bliskiego Wschodu, wypoczynkowej „Trump-Gazy”?   

Jeszcze przed zawieszeniem broni wiceprzewodniczący Knesetu Nissim Vaturi stwierdził, że wspólnym celem Izraelczyków powinno być „wymazanie Strefy Gazy z powierzchni ziemi”. Chociaż jest szansa, że tym razem walki naprawdę ustaną, marzenia polityków o utworzeniu „Wielkiego Izraela” z pewnością nie zniknęły z dnia na dzień. Społeczność międzynarodowa musi dopilnować, by rząd „jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie” powściągnął swoje ambicje. I żeby pokój między zwaśnionymi narodami okazał się nie tylko trwały, ale też sprawiedliwy.