#GłosMłodych: Ile ważą słowa?
4 min read
autor: Fabien Barral/źródło: Unsplash
Adrianna Kordowska
Debaty to czas dla kandydatów. Mogą w nich zabrać głos i przekonać do siebie jak najszersze grono wyborców. Zdaje się jednak, że w kampanijnym szaleństwie, na scenie politycznej, aktorzy zgubili najważniejszy atrybut ich władzy- słowo.
Retoryka to sztuka skutecznego mówienia. Według Arystotelesa była zaledwie składnikiem demokracji. Według retoryka Jakuba Podgajnika jej funkcja ewoluowała do fundamentu ustroju demokratycznego w Polsce.
Ethos – sztuka wiarygodności
Karol Nawrocki, Rafał Trzaskowski i Magdalena Biejat przerzucają sobie flagę LGBT z rąk do rąk. Krzysztof Stanowski publicznie wyśmiewa się z Macieja Maciaka, a na kolejnej debacie wykorzystuje swój czas antenowy, żeby czytać część książki kandydata Koalicji Obywatelskiej. Na koniec dochodzi 1 min wypowiedzi dla „kartonowego” Rafała. To nie jest komedia, a tragedia, która dzieje się na naszych oczach. Warto zauważyć, że w końcu jeden z tych mówców obejmie najwyższe stanowisko w państwie.
– Debaty prezydenckie 2025 roku to wyreżyserowane przedstawienie grane przez średnich aktorów. Nie dość, że mają słabo opanowany tekst, mylą się, są zdenerwowani, to wkoło powtarzają te same frazesy – mówi Michał Jaros, aktor Teatru Wybrzeże. – Ten teatr staje się trochę bardziej performatywny kiedy pojawiają się takie postacie, jak Stanowski czy Senyszyn. Starają się chociaż zachować pozory wiarygodności. Stanowski daje nam wgląd w to co dzieje się za kulisami (np. ostatnio nakręcił tik-toka o ustawkach telewizyjnych), a Senyszyn jawnie przyznaje się, że głosowałaby na siebie, bo przynajmniej jest niezależna od wpływów partii. Dzięki nim możemy się raz na jakiś czasu uśmiechnąć, kątem oka patrząc na to co tam naprawdę się dzieje – dodaje.
Pathos – siła emocji
W polskiej polityce od lat toczy się wojna dwóch obozów PiS-u i KO, a inne patie to jedynie dodatek. Dwie pierwsze debaty świetnie to pokazują. Brak jakichkolwiek realnych obietnic, a jedynie rzucanie oskarżeń z jednej strony na drugą. Nawrocki traktuje religię jako kartę przetargową. W swoich wypowiedziach odwołuje się też do idei „prawdziwej polskości” i „walki o pamięć”. Trzaskowski podkreśla walkę o prawa i wygodę „zwykłych polskich ludzi”, gdy jednocześnie swoją głowę odwraca w stronę Unii Europejskiej. Czysta gra na emocjach wyborców.
Jednak dzięki retoryce coraz bardziej wybijają się mniej znaczący w sondażach kandydaci. Szymon Hołownia wykorzystuje doświadczenie dziennikarskie i sztukę improwizacji, żeby za pomocą słów oczarować widownię. Tworzy iluzję lepszego świata. Jak mesjasz wyciąga do ludzi rękę i daje im nadzieję. Wraz z nim o trzecie miejsce walczy Sławomir Mentzen. Może nie jest tak biegły w języku jak jego konkurent, ale za to wie dokładnie do jakiej grupy przemawiać. Nie wychodzi poza wyuczone schematy, omija pytania, na które nie zna odpowiedzi. Ta sprytna sztuczka taktyczna sprawia, że w oczach swoich wyborców wydaje się mądry i opanowany.
– Grzegorz Braun można powiedzieć, że robi konkurencję Konfederacji. Tylko akurat on stawia na efekty specjalne. Jest showmanem. Słowem operuje najpiękniej ze wszystkich polityków. Jest świetnym erudytą, buduje tak piękne, wielokrotnie złożone zdania, że wielu aktorów mogłoby się uczyć od niego retoryki. Ale to jest powidok artysty. Z wykształcenia jest reżyserem – podsumowuje Michał Jaros. Z jego zdaniem zgodzili się też trenerzy wystąpień publicznych – Jakub Podgajnik i Lidia Puksak, którzy sądzą, że właśnie dzięki umiejętnemu operowaniu słowem pobocznym kandydatom udaje się przebić stały elektorat.
Logos – sztuka argumentacji
Mowa powinna być organiczna, czyli podana w sposób logiczny i spójny, tak aby odbiorca łatwo zrozumiał przekaz. Podczas debat politycy stosują odwrotną strategię. Nie mają tak zwanego trzonu wypowiedzi.
– Rzucają chaotyczne hasła, które jedynie dotykają sedna pytania po to, aby się nie napracować, a utrzymać myśl zgodną z linią partii. Tak bardzo skupiają się na kontroli własnego języka, że zamykają się w ramy poprawnego mówienia, nakładając na siebie autocenzurę – tłumaczy Lidia Puksak, trenerka wystąpień publicznych.
Polityczna sekta
Na tę chwilę są marne szanse, żeby wygrał niezależny kandydat spoza układów. Każda partia buduje stały elektorat. PiS i KO pracują na to od lat. Ich wyborcy to zazwyczaj ludzie ślepo wpatrzeni w politycznego idola. Wierzą mu bezgranicznie, nie zadają pytań ani nie wnikają w logikę wypowiedzi. Trudno im wytłumaczyć oczywiste fakty, bo to co mówi polityk uważają za świętość, tak jakby polityka stawała się nową religią.
– W idealnym świecie społeczeństwo reprezentowałaby wybitna jednostka wybrana spośród 37 mln Polaków, a tak po raz kolejny stajemy przed wyborem mniejsze lub większe zło – dodaje Lidia Puksak.
W wyborach nie wygrywa ten, kto ma rację, lecz ten, kto potrafi nadać głosowi odpowiedni ton.