Premiera „Nosferatu”. Czy to nowy „Zmierzch” dla dorosłych?
6 min read
żródło: Universal Pictures
Powstawał przez prawie 10 lat. Odkąd pojawiły się pierwsze zwiastuny, fani kina z napięciem wyczekiwali nowej wersji klasycznej opowieści o wampirach. Sama zapowiedź niosła za sobą wiele oczekiwań – od pięknych zdjęć i gwiazdorskiej obsady po niepokojącą muzykę i sceny pełne napięcia. Czy Robert Eggers spełnił oczekiwania widzów swoją wersją Nosferatu?
Najlepiej o tej historii nie wiedzieć nic i wybrać się do kina w ciemno. Jeśli jednak jesteście zaznajomieni z poprzednimi wersjami Nosferatu, to nadal możecie bawić się wyśmienicie. Kolejny remake klasyka z 1922 roku, mimo że bazuje na dobrze znanej historii, daje nam nowe spojrzenie i rozszerza niektóre wątki. Robert Eggers w ostatnich latach zasłynął z mrocznych produkcji rozkładających szeroko pojęte zło na czynniki pierwsze. Jego ostatnie produkcje takie jak Lighthouse oraz The Witch postawiły poprzeczkę dla Nosferatu bardzo wysoko. Podczas seansu towarzyszą nam dwa słowa, powtarzane niemal w kółko: los i opatrzność. Nie ma zatem potrzeby doszukiwania się u postaci wielkich przemian, analiz psychologicznych czy intryg. Wszystko, co powinniśmy wiedzieć, dzieje się na naszych oczach i dokładnie wtedy, kiedy powinno. Aktorzy nie mają zatem łatwego zadania. Ich emocje muszą być bardzo wyraziste i dosłowne. Na nasze szczęście, byli oni potwornie przekonujący.
Córka Deppa i szansa Harry’ego Stylesa
Lily Rose Depp jako Ellen, mówiąc krótko, jest wspaniała. Jej bogata mimika buduje napięcie w filmie. Sceny opętania, przerażenia i histerii odczuwamy na własnej skórze. Jej postać jest najbardziej rozbudowaną wersją w porównaniu do tych z poprzednich filmów. Na tym też chciał skupić się reżyser. Dla córki Johnny’ego Deppa to pierwsza tak duża rola i widać, że dała z siebie wszystko. Wcieliła się w postać znakomicie, a sceny histerii są tak przerażające, że nieraz odczuwa się gęsią skórkę i pot spływający po plecach. Jak przyznaje aktorka, przy scenach konwulsji inspirowała się japońskim tańcem butoh, co dosłownie tłumaczy się jako taniec mroku, ciemności.
Za to męża Ellen, Thomasa, miał z początku odgrywać Harry Styles. Ostatecznie jednak casting wygrał Nicholas Hoult, który również poradził sobie świetnie. Jego przerażenie podczas pierwszego spotkania z Hrabią Orlokiem (Nosferatu) bije z ekranu niemal tak samo głośno jak muzyka Carolana. Choć jego postać została nieco przyćmiona przez Depp i Skarsgårda, to osobiście uważam sceny z zamku Orloka za jedne z moich ulubionych z całego filmu.
Kto skradł całe show?
Bill Skarsgård wcielił się w tytułowego Nosferatu. Miał on najprawdopodobniej najtrudniejsze zadanie. Skryty nie tylko w mroku, ale i pod warstwami kostiumu nie mógł (w przeciwieństwie do reszty) wyrazić swojej postaci poprzez mimikę. Pozostał mu jedynie głos. Uczęszczał on na lekcje do nauczyciela operowego, aby obniżyć go o oktawę. Inspirował się również mongolskim śpiewem gardłowym. Owoce tej pracy możemy podziwiać w kinie, a jest to wspaniała, choć przerażająca symfonia świstów, krzyków i wypracowanego akcentu. Sama etymologia rumuńskiego słowa ,,nosferatu” tłumaczy jako nie oddychać, a płytki oddech aktora jeszcze bardziej uwydatnia tą symbolikę. Wygląd potwora oddaje zamiłowanie reżysera do folkowych nawiązań. Potwór w przeciwieństwie do swoich poprzednich wersji nosi ciężkie, ogromne futro i sumiaste wąsy charakterystyczne dla mody z tamtych lat. I choć to bardzo odświeża postać Nosferatu, to jest to jednocześnie pierwsza produkcja, w której rzeczywiście występuje on jako przerażające monstrum, a nie blady, zabawny upiór.
Warto wspomnieć jeszcze o Willemie Dafoe do pewnego stopnia ,,skrada show”. Znany już ze współpracy z Eggersem w filmie Lighthouse wydaje się idealnie wpisywać w mroczą wizję reżysera. Jego postać jest wyraźnie i intencjonalnie przerysowana i groteskowa co, o dziwo, doskonale pasuje do pełnej grozy całości. Aktor wyraźnie bawi się swoją postacią i wprowadza dużo humoru. Jest uosobieniem szaleństwa i geniuszu, stara się myśleć poza schematem i dzięki temu skrada serca widzów po raz kolejny udowadniając swój aktorski kunszt.
Muzyka i produkcja
Za muzykę odpowiada Robin Carolan, który współpracował już z reżyserem przy filmie Wiking. Nie będzie przesadą, jeżeli napiszę, że po seansie jej dźwięki dzwonią w uszach jeszcze przez dobre kilka chwil . Budują one podstawę, wprowadzając widza do tego mistycznego świata. Do wykonania wykorzystano orkiestrę składająca się z 60 graczy smyczkowych, całego chóru, harfiarzy, perkusistów i graczy instrumentów dętych oraz rogów. Ścieżka dźwiękowa zdobyła już nagrodę Hollywood Music in Media Awards za najlepszą muzykę oryginalną w thrillerze/ horrorze.
Już od publikacji pierwszych zwiastunów i plakatów widać wyraźny hołd składany niemiej wersji filmu z 1922r. Eggers zachowuje czarno-białą kolorystykę w części scen oraz charakterystyczny cień dłoni zakończonej szponami. Nie stara się poprawiać swoich poprzedników, a przekazać własną kreację klasycznej historii. Film był kręcony nocą i jej oniryzm wynurza się z ekranu już od pierwszych scen. To m.in. dzięki zimnym, przygaszonym barwom, gdzie wiele kryje się w mroku. Produkcja została nominowana do tegorocznych Oscarów zdecydowanie nieprzypadkowo. Powalczyła w czterech kategoriach: najlepsza charakteryzacja, scenografia, kostiumy i zdjęcia. Osobiście uważam, że brakowało tu nominacji chociażby dla aktorów, nie wspominając już o filmie jako całości.
Kontrowersje
Wokół filmu krąży jednak wiele kontrowersji. Znajdziemy bowiem głosy mówiące o tym, że trzecia wersja jest niepotrzebna i jest kolejnym przykładem tytułu, który chce zbić miliony, opierając się na nostalgii. Oprócz oczywistego podziału widzów na tych, którym film się podobał i tych, którzy nie pałają do niego sympatią, pojawił się jednak inny aspekt. Przeseksualizowanie nie tylko samego wątku Ellen i Orloka, ale generalnie całej produkcji. W filmie znajdziemy kilka scen, które z niewiadomych powodów są pełne erotyczności. W Internecie pojawiają się głosy, że nawiązują one do ucieleśnienia prób emancypacji, wyswobodzenia się z męskich oczekiwań. Czy rzeczywiście te sceny miały głębsze znaczenie, czy były jednie zachcianką reżysera? Najprawdopodobniej widzowie muszą odpowiedzieć sobie na to pytanie sami.
Kontrowersje wychodzą także od strony światowej organizacji pozarządowej, walczącej o prawa zwierząt PETA. W filmie pojawia się wiele szczurów. Są one nie tylko stałymi towarzyszami tytułowego Nosferatu, ale też symbolizują zarazę i plagę, jaka spada na miasto. Do tej symboliki odniosła się PETA . Twierdzi, że przedstawienie owych zwierząt w filmie szerzy nieprawdziwe przekonania na ich temat. Utwierdza widza w przekonaniu, że szczury przenoszą zarazy, co jest podobno nieprawdą. Organizacja, nagłaśniając sprawę, chce walczyć o dobre imię szczurów i nieszerzenie dezinformacji.
Dasz się zaskoczyć?
Nosferatu zdecydowanie nie jest ,,odgrzewanym kotletem”, ale też nie można uznać go za film dla każdego. Pomimo inspiracji poprzednimi wersjami, historia, którą prezentuje nam Eggers, jest bogata w wiele nowych dla kanonu elementów. Większość z nich zdecydowanie należy do tych odważnych. Najnowsza wersja zasługuje na szansę od widzów. Być może wyjdziecie z niej ze słowami ,,Come to me” na ustach i muzyką Robina Carolina w uszach.